Największe komiksowe wydarzenie tego roku w kolekcji Marvel Now. Wielka złowroga armada Budowniczych przemierza kosmos, niszcząc po drodze cywilizacje i wszelkie przejawy życia. Tylko połączone siły kosmicznych imperiów wspomagane przez Avengers mają szanse powstrzymać zagładę. Tymczasem nieobecność ziemskich superbohaterów może wykorzystać ktoś inny, by napaść naszą planetę. Wielka saga, której główna akcja rozgrywa się w tym tomie, a poboczne wątki można znaleźć w innych seriach komiksów wydawanych w ramach kolekcji Marvel Now.
Premiera (Świat)
5 października 2016Premiera (Polska)
5 października 2016Polskie tłumaczenie
Marek StarostaLiczba stron
2016Autor:
Jerome Opena, Jim Cheung (2) więcejKraj produkcji:
PolskaGatunek:
KomiksWydawca:
Polska: Egmont
Najnowsza recenzja redakcji
Lwia część komiksów opublikowanych w Polsce w serii Marvel NOW prowadziła właśnie do tego punktu. Różni twórcy rozstawiali w swoich albumach pionki do wielkiej rozgrywki, którą zawiadował scenarzysta Jonathan Hickman. Jego rozpisany z rozmachem event Nieskończoność to niezwykle efektowna space opera – tylko część akcji rozgrywa się tu na Ziemi, a Avengers to jedynie mała grupka wśród bohaterów, którzy jednoczą się, by stawić czoło Budowniczym; obok siebie stają między inni ludzie, Kree, Skrulle i Shi’ar.
Fabuła rozgrywa się tu na dwóch głównych płaszczyznach: jedną jest desperacka walka z armadą Budowniczych, która przemierza wszechświat, niemalże bez wysiłku niszcząc wszystko, co spotyka na swojej drodze, drugą zaś opowieść o szalonym tytanie Thanosie, przybyłym na Ziemię, by zgładzić ostatniego ze swoich potomków (Rzecz jasna mamy i inne wątki, jak choćby konflikt Atlantydy z Wakandą, czy opowieść o Illuminati i Inkursjach, stanowią one jednak tło dla dwóch wcześniej opisanych historii).
Hickman imponuje w tych komiksach przede wszystkim tym, że panuje nad tą naprawdę olbrzymią opowieścią, z mnóstwem bohaterów, dziesiątkiem wątków i punktem zwrotnym co kilka stron. Jakimś cudem udało mu się napisać spójną historię, opowiadać ją w bardzo dobrym tempie, prowadzić czytelnika tak, by się nie pogubił, i sprawić, że nie czuje się tu przesady czy chaosu. Nawet przy takim natłoku postaci potrafił odpowiednio skupić się na tych najważniejszych, przez co choćby Kapitan Ameryka wypada tu świetnie, podobnie zresztą jak mający swoje momenty Thor, ale i wielu innych. Bo Nieskończoność to popis Marvela, który pokazuje tu niemalże pełne bogactwo swojego wszechświata, krzyczy: Nasze uniwersum to wiele światów, wiele ras, wiele wspaniałych bohaterów! I Hickman to bogactwo oddaje. Przy okazji zaś opowiada historię poświęcenia i prawdziwego bohaterstwa; tu nie ma łatwych zwycięstw, dużo jest za to desperacji, a nawet rozpaczy.
Świetny, naprawdę wyróżniający się na tle wielu eventów z ostatnich lat scenariusz bardzo wspomagali rysownicy, czyli Mike Deodato (Avengers #04: Nieskończoność), Leinil Yu (New Avengers #02: Nieskończoność) oraz Jim Cheung, Jerome Opena i Dustin Weaver (Infinity). Raz, że ich style są tu bardzo zbliżone, co pomaga w odbiorze tych trzech albumów jako całości; przede wszystkim oko cieszą jednak niesamowicie efektowne kadry najróżniejszych starć, od walk kosmicznych armad, po potyczki mniejszych grup bohaterów.
Co zaś do traktowania tych albumów jako całości – w Nieskończoności, na końcu, znajdziecie diagram, który informuje czytelników, jak zaleca się czytać te trzy komiksy, stanowiące całość. Przy czym sprawa jest nieco skomplikowana, bo nie chodzi o proste: najpierw ten, potem ten, a na koniec ten, ale prawidłowo czytać należy najpierw kawałek jednego, potem kawałek drugiego, później trzeciego, znowu pierwszego, i tak dalej. Pokręcone? Owszem. Dlatego w tym momencie trzeba wyrzucić Egmontowi, że podjęto tu złą decyzję, bo z perspektywy czytelnika o wiele lepszym byłoby pójście śladem późniejszej decyzji Marvela i przygotowanie zamiast trzech osobnym albumów dwóch większych, gdzie te komiksy zlewają się w jedną historię i żadne diagramy nie są nam potrzebne, bo ktoś już za nas poszczególne zeszyty poukładał; ja dysponuję właśnie takim oryginalnym wydaniem Infinity i zaręczam, że ten sposób lektury jest o wiele lepszym. Bo jeżeli ktoś postanowi czytać albumy osobno, bez przeplatania, to wprawdzie Nieskończoność wypadnie dobrze, ale New Avengers i Avengers będą produktami wybrakowanymi – najważniejsze starcia i największe bitwy pokazane są w głównym tomie, tu zaś trafiają kulisy, przygotowania i pokłosie, przez co w fabule zieją po prostu olbrzymie dziury.
Dlatego nie tylko polecam sięgnięcie po wszystkie trzy składające się na Nieskończoność komiksy, jako że to jedna z lepszych fabuł Marvela w ogóle, ale przede wszystkim zalecam korzystanie z dołączonego diagramu i zgodną z nim lekturę. Jonathan Hickman rozpisał tu świetną historię, ze swoim tempem i dramaturgią, którą lektura w osobnych kawałkach może zniszczyć.
Co o tym sądzisz?