‌‌Fargo to nie jest zwykły serial, w którym przez cały sezon buduje się napięcie i dopiero pod koniec serii rozgrywają się najistotniejsze oraz najbardziej krwawe wydarzenia. W poprzednim odcinku rodzina Gerhardtów zapowiedziała wojnę i już w kolejnym ona się rozpętała. W odróżnieniu od pierwszego sezonu tym razem twórcy postanowili nie zasłaniać się grubymi murami i przyciemnionymi szybami, tylko pokazać pełnię zezwierzęcenia (tak to określił Lou w pierwszej serii) gangsterskich porachunków. Fargo potrafi być bezpardonowe w tych kwestiach, ale w piątym odcinku wzniosło się na nowy poziom brutalności. To już nie są żarty - w serialu zrobiło się bardziej poważnie. Szkoda tylko, że przez to musimy się pożegnać z Joe Bulo i jego zadbanymi włosami, bo Brad Garrett bardzo przekonująco wcielił się w swoją postać i dał się zapamiętać z najlepszej strony. Wojna, jak to wojna, jest okrutna i zawsze cierpią na tym również niewinne jednostki. Trochę przykro jest patrzeć na całą sytuację, gdzie całe zło przypisano poczciwemu Edowi, nadając mu groźnie brzmiącą ksywkę Rzeźnik z Luverne. Wiemy, że ów rzeźnik ma dobre serce, ale w sumie, o ironio, jego czyny temu przeczą (zmielenie Rye’a i zabicie tasakiem Bauera). Nawet młodemu Gerhardtowi zadziałało to na wyobraźnię (śmieszna migawka z ubabranym krwią Edem) i odebrało odwagę. Te wahania Charliego w sklepie mięsnym mogły lekko rozbawić, ale cała akcja mocno trzymała w napięciu. Emocji było wiele podczas całej strzelaniny i bijatyki na płonącym zapleczu. Trudno było przewidzieć, jak się to wszystko zakończy, ale na pewno nie życzyliśmy śmierci żadnej z postaci (może poza zabójcą na zlecenie). No url Szkoda nam Eda, którego marzenia o swoim sklepie i rodzinie obróciły się w pył. Nawet Peggy postanowiła wspierać męża w jego pragnieniach, sprzedając auto. Mimo że małżeństwo Blomquistów postąpiło bardzo naiwnie, wierząc, iż uda im się uciec od odpowiedzialności za zbrodnię, w pewien sposób zaskarbili sobie sympatię widzów - na tyle, aby trzymać kciuki za dobre zakończenie. Ale chyba nie możemy na to liczyć, szczególnie że twórcy w zabawny sposób, poprzez twórczość Camus, dają nam do zrozumienia, że na końcu wszystkich najprawdopodobniej czeka śmierć. W związku z tymi dramatycznymi i emocjonującymi wydarzeniami w sklepie oraz w lesie na drugi plan zeszła wizyta w mieście kandydata na prezydenta – Ronalda Reagana. Bruce Campbell w tej roli niestety nie zachwycił. Prezydent Stanów Zjednoczonych znany był z porywających przemówień (w końcu był aktorem), a Campbellowi zabrakło tej charyzmy. Jednak sam pomysł przeplatania słów przemówienia z masakrą na polowaniu był bardzo pomysłowy i dobrze odnosił się do tych wydarzeń. Z kolei absurdalnie komiczny wymiar miała rozmowa Reagana z Solversonem w toalecie. Prosty mężczyzna z poważnymi życiowymi problemami chciał znaleźć odpowiedź u człowieka przy władzy, a okazuje się, że ten bez kartki nawet nie potrafi udzielić rady, nie używając przy tym sloganów. Tak wygląda polityka, a Lou boleśnie się o tym przekonał. Sceny pozostawiły po sobie moralny niesmak, ale dokładnie o to chodziło, aby niejako ośmieszyć polityków. W piątym odcinku było trochę jak u Hitchcocka – zaczęło się od trzęsienia ziemi, a potem napięcie rosło. Jednak to chyba nie koniec krwawych wydarzeń, w których trup ściele się gęsto. W pierwszym sezonie Lou opowiadał o masakrze w Sioux Fall, ale z perspektywy człowieka, który był tego świadkiem, a tutaj nasz policjant zajmował się ochroną Reagana. Wygląda na to, że jeszcze czeka nas parę brutalnych scen. Na razie cliffhanger wskazuje na to, że małżeństwo Blomquistów wpadło w niemałe kłopoty i ten wątek wcale nie musi okazać się nieciekawy. Czy to możliwe, aby po kolejnym znakomitym odcinku twórcy nie zwolnili tempa i utrzymali ten arcywysoki poziom Fargo? Mam do nich pełne zaufanie i powiem tylko: oh, ya.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj