Będąc osobą, która pokochała serial Fargo za perfekcyjne oddanie estetyki filmów braci Ethan Coen oraz umiejętne wejście w autorską konwencję zaproponowaną przez ten utalentowany reżyserski duet, czuję się mocno zawiedziony odcinkami takimi jak omawiany. Mimo że akcja toczy się dość płynnie, wydarzenia nabierają tempa, a całość ma kilka ciekawych, dramatycznych momentów, to ze świeczką szukać tutaj postmodernizmu, zabawy formą, popkulturowych nawiązań czy symbolizmu w treści. Dostajemy całkiem zmyślną opowieść z pograniczna thrillera i kryminału, ale nic poza tym. Przedostatni odcinek Fargo nie wyróżnia się niczym specjalnym na tle konkurencyjnych produkcji. Nie oznacza to oczywiście, że mamy tutaj do czynienia z czymś ewidentnie złym. Serial nadal reprezentuje zadowalający poziom, jednak fani bardziej wyrafinowanych treści, do których przyzwyczaiło nad Fargo w dwóch poprzednich sezonach, mogą poczuć się zawiedzeni. Twórcy chyba zdają sobie z tego sprawę, próbując korzystać ze sprawdzonych motywów. Niestety ani granat, okazujący się przyciskiem do papieru, ani jazzowa perkusja, zapowiadająca pojawienie się na ekranie pana Wrencha, nie są w stanie zrobić większego wrażenia na widzach przyzwyczajonych do intelektualnej gry, którą serwowano nam w dwóch poprzednich sezonach i na początku bieżącej serii. Odczuwalny jest brak na fotelu reżysera Noah Hawley. Mimo że jest on autorem scenariusza do kilku epizodów, odpowiada za realizację jedynie premiery sezonu. Twórca odpuścił sobie nawet finał, co jest o tyle zaskakujące, że to właśnie on jako autor formatu powinien postawić kropkę na końcu swojego ostatniego dzieła. Taki stan rzeczy można interpretować wielorako, ale nie o to tutaj chodzi. Fakt jest taki, że brak jego czynnego udziału w kwestiach realizacyjnych odbija się na jakości artystycznej obrazu. Jest to jedna za przyczyn tego, że nowy sezon Fargo zbiera mieszane opinie. Przedostatni odcinek miał oczywiście kilka dobrych momentów. Z pewnością jednym z lepszych był motyw negocjacji Nikki i Vargi. Pojawia się tutaj standardowe odwrócenie ról. Zabieg mający za zadanie zaakcentować zmiany zachodzące w postaciach. Nikki, pewna siebie, silna, inteligentna kobieta, zapędza Vargę do narożnika. Ten natomiast nie jest już taki wszechmogący i potężny. Nie dość, że w rozmowie z panną Swago wypada blado, to jeszcze ponosi porażki na innych frontach. Coraz częściej na pierwszym planie pojawiają się zepsute zęby, znoszona koszula i źle zawiązany krawat, zamiast intelektualnych mądrości i wywodów. Czy spotka go żałosny los Lorne Malvo, z końcówki pierwszego sezonu? Wszystko wyjaśni się już w ostatnim odcinku. Nie do końca przekonuje również wątek Emmita i funkcjonariuszek policji, choć występ Mary McDonnell to prawdziwa perełka. Dobrze że możemy znów obserwować w akcji tę świetną aktorkę. Wszystko wskazuje na to, że jej postać odegra ważną role w finałowym odcinku. Sam Emmit, mimo że przyznał się do wszystkiego, został oczyszczony z zarzutów. Wyszedł na wolność i znów znalazł się w punkcie wyjścia. Jego wątek nie posunął się nawet o jotę, także można odnieść wrażenie, że twórcom zależało jedynie na pokazaniu beznadziejnej sytuacji, w której znalazł się na własne życzenie. Głupie konflikty, zarozumiałość, zawiść – tym podobne ludzkie słabości prowadzą do zgubnego końca. Fargo po raz kolejny serwuje nam taką lekcję życia, tym razem jednak przypowieść nie sili się na ciekawe symbolizmy, oryginalne alegorie czy ukryte znaczenia. Emmit Stussy ze spuszczoną głową zmierzający do limuzyny Vargi przedstawia nam dobitnie przesłanie serialu. Być może zbyt dobitnie… Podobnie sytuacja wygląda z postaciami Glorii i Winnie. Są one odpowiednikami Solversonów z poprzednich odsłon, lecz oprócz niewątpliwego uroku i dużej dozy sympatii którą wywołują, ciężko zaobserwować w nich cechy pozytywnych bohaterów z poprzednich serii. Solversonowie byli prawdziwymi bohaterami walczącymi w imię dobra, którzy odnosili zwycięstwo mimo swoich słabości i ułomności. Gloria i Winnie są urocze i zabawne. Jest między nimi niewątpliwa chemia. Nie można jednak porównać ich do Molly czy Lou. Być może wyzwania które przed nimi stają, nie wymagają aż takiego zaangażowania emocjonalnego, jakie obserwowaliśmy u bohaterów w dwóch poprzednich odsłonach. Panie prowadzą śledztwo przy okazji – w przerwie swoich codziennych spraw i obowiązków. Przedostatni odcinek Fargo prezentuje fragment ciekawej intrygi kryminalnej, jednak jako dzieło autorskie i artystyczne nie sprawdza się w ogóle. Trzeci sezon ma swoje dobre momenty – w poprzednim odcinku obserwowaliśmy przecież błyskotliwą scenę akcji, przypominającą to, co najlepsze w opowieściach snutych przez Noah Hawleya. Niestety epizody takie jak ten spychają serial na oceany przeciętności, po których produkcji z takim potencjałem po prostu nie przystoi żeglować. Liczę na dobry finał, który sprawi, że zapomnimy o tych słabszych momentach.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj