Fear the Walking Dead powraca w nieco odmienionej formie, która daje możliwość opowiedzenia nowych interesujących historii ludzi walczących o przetrwanie w postapokaliptycznym świecie opanowanym przez zombie. Nowy format, ale krwi i zainfekowanych nie brakuje. Oceniam bezspojlerowo.
Szósty sezon
Fear the Walking Dead powrócił w nieco odmienionym formacie. Twórcy zapowiadali, że serial przyjmie formę antologii i każdy odcinek opowie historię innych bohaterów. I tak rzeczywiście się dzieje. W najnowszym epizodzie historia skupia się wyłącznie na postaci Morgana, który przeżył postrzał Virginii, co trzeba przyznać - dostarczyło sporo emocji w końcówce piątej serii. Taki sposób opowiadania historii nie jest nowością w
Fear the Walking Dead, ponieważ w poprzednim sezonie kilka odcinków poświęcono tylko wybranym postaciom. Nawet w
The Walking Dead przecież oglądaliśmy retrospekcję z Morganem. Natomiast z tym odcinkami bywało różnie – niektóre były lepsze, a niektóre gorsze. Tym razem rozpoczęliśmy sezon jednym z tych bardziej interesujących.
Najnowszy odcinek pokazuje to, że twórcy obrali dobrą drogę. Po tym, jak w poprzednim sezonie starcie z Pionierami wypadło, delikatnie mówiąc, kiepsko to może to mieć sens. Po pierwsze można opowiedzieć zupełnie nowe, wciągające historie w postapokaliptycznym świecie opanowanym przez zombie, które mają wpływ na bohaterów i w pewien sposób je rozwijają. Po drugie postacie przemieszczają się między oryginalnymi i fascynującymi lokacjami, jak w tym najnowszym epizodzie. A po trzecie daje to możliwość wprowadzenia nowych, specyficznych bohaterów lub złoczyńców, którzy sprawiają, że odcinek nabiera kolorów i ekscytuje.
Tak właśnie dzieje się w pierwszym odcinku szóstego sezonu, gdy do gry wchodzi łowca nagród ścigający Morgana. Postać grana przez
Demetriusa Grosse’a jest nieco przerysowana. Jednak ma w sobie coś komiksowego, co akurat nie jest minusem, a do tego przywołuje klimat postapokaliptycznego westernu. Coś podobnego też mieliśmy okazję oglądać w poprzedniej serii w związku z Doriem, ale ten łowca znacznie bardziej pasuje do świata
The Walking Dead. A to ze względu na jego broń, ponieważ zamiast rewolweru posługuje się śmiercionośnym rodzajem toporu, który dodaje mu prawdziwej grozy i nieustraszoności. Trzeba oddać honor twórcom, że po raz kolejny wymyślili świetną broń, której jeszcze nie widzieliśmy w
Fear the Walking Dead.
Za sprawą łowcy nagród dostajemy nieco scen akcji, które dynamizuje bardzo dobra muzyka. W odcinku nie mogło również zabraknąć stałego punktu serialu, jakim są zainfekowani, którzy dostarczają makabrycznych obrazków. Oglądamy też sporo krwi, posoki i flaków, które nie są przeznaczone dla wrażliwych widzów. W
Fear the Walking Dead nigdy nie obawiano się pokazywać takich nieprzyjemnych widoków, co dodawało mu realizmu i powagi. Jasne, że to żerowanie na emocjach widzów, ale takie sceny wciąż robią wrażenie, a czasem szokują.
Oczywiście w tym odcinku łowca nie jest najważniejszy. Historia kręci się wokół Morgana, który spotyka na swojej drodze zdesperowanego nieznajomego. Z nim wiążą się uniwersalne w tym serialu dylematy i problemy, jak walka o przetrwanie, trudne wybory i życie w postapokaliptycznym świecie. Na tym twórcy będą bazować w nowym formacie antologii, aby takie spotkania, które często są naznaczone dramatem lub tragedią, wpływały na głównych bohaterów. A
Lennie James, nawet jeśli twórcy wciskali do ust jego postaci dyskusyjne słowa i poglądy, zawsze wiarygodnie oddawał jego emocje, cierpienie czy sposób bycia. To on sprawia, że przejmujemy się losem nowych postaci, nawet jeśli historia jest dość przewidywalna tak, jak to był w tym epizodzie. Ze swojego zadania wywiązuje się zadowalająco.
Choć
Fear the Walking Dead będzie koncentrować się na poszczególnych bohaterach, to nie oznacza, że całkowicie odcinamy się od poprzedniego sezonu. Twórcy wprowadzili pewien motyw przewodni, który zapewne nie będzie opuszczać serialu i wcale nie chodzi o Virginię. Na razie intryguje on umiarkowanie, ale skrywa w sobie tajemnicę, zapowiadając ciekawe wydarzenia. To dobry początek, aby rozwinąć nowy wątek, który miejmy nadzieję poprawi jakość serialu.
Pierwszym odcinkiem sezon 6A zalicza solidne otwarcie, choć niewątpliwie oglądamy kilka powtórek z rozrywki. Epizod nie wciska w fotel, ale na tyle trzyma dobry poziom, że oglądamy go z zainteresowaniem. Los Morgana oraz pozostałych nie jest nam obojętny. Cieszy też nawiązanie do komiksu, a także niespodziewanie też do
World War Z. Westernowy styl
Fear the Walking Dead może się sprawdzić w dalszej części serii, co pozwoli odnaleźć mu w końcu swoją tożsamość. Mam nadzieję tylko, że wszystkie siły nie zostały rzucone na premierowy odcinek, a serial będzie się rozkręcać. W
Fear the Walking Dead wciąż może być ciekawie.
Recenzja przedpremierowa. Premiera sezonu 6A 12 października na kanale AMC.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h