Zacznijmy od tego, iż jest to debiut reżyserski znanego nam wszystkim świetnego aktora i komika, Cezarego Pazury. Tym razem zamiast przed kamerą, aktor postanowił usadowić się za nią, by stworzyć świeżą produkcję, jakiej jeszcze polskie kino nie miało. Wykorzystując scenariusz Lesława Kaźmierczaka, Pazura nakręcił wulgarną komedię gangsterską na styl amerykański. Może i zamiar trafiony, ale wykonanie pozostawia wiele do życzenia.

[image-browser playlist="610138" suggest=""]

Już na samym początku produkcji twórcy częstują nas niezbyt smacznym żartem, który w dalszej części projekcji nie ma nic wspólnego z dobrym humorem. Dowcipy o gejach i małoletnich kochankach przegryzane hamburgerem to nic nadzwyczajnego. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby był to film sensacyjny, ale oglądając komedię, spodziewam się chociaż raz porządnie zaśmiać. Nie do końca przemyślane dialogi, z których, jak to bywało w wielu polskich produkcjach, żaden nie stał się kultowym, to kolejny słaby punkt programu. Na domiar złego nadmiar wulgaryzmów używanych jak przecinków sprawia, że film staje się obcesowy.

Obsadzeni aktorzy tacy jak m.in. Paweł Małaszyński czy Jan Frycz, którzy z uwagi na swoją rangę powinni wznieść produkcję na wyżyny, niestety nie pomogli. Część z nich, jak np. Radosław Pazura, nie do końca wpasowali się w swoje role. Zabójca własnej matki powinien wyglądać jak patologiczny zbir, którego każdy się boi. W tym przypadku tak nie jest. Paweł Wilczak, jako Norman, też mnie nie przekonał do siebie, jako do wielkiego gangstera.

[image-browser playlist="610139" suggest=""]

Sama fabuła filmu nie porywa i nie wciąga. Brak płynności w narracji sprawia, że produkcja staje się trudna w oglądaniu, a część scen, chociażby ta, gdy Małgorzata Socha zabija czterech bandziorów, a jednemu wypływają flaki, jest przekombinowanych. Oczywiście miało to nadać autentyczności i podkreślić przekaz, ale czy tak się stało? Jak to się mówi, miało być fajnie, a wyszło jak zawsze.

Na plus w filmie oceniam co najwyżej stylizację bohaterów, chociażby cygańskich mafiosów, którzy są całkiem niezłą "odskocznią" w całej produkcji. Na uwagę zasługuje też rola Stefana, w którą wcielił się Andrzej Andrzejewski i chyba on jako jeden z niewielu fajnie wkomponował się w kadr Pazury.

Z założenia miało być to kino miłe, łatwe i przyjemne, ale raczej do nich nie należy, więc jeśli macie plan rozerwać się w weekend, nie wybierajcie tej produkcji. Z drugiej strony nie bądźmy aż tak surowi. Zważając na to, iż jest to debiut reżyserski Cezarego Pazury, nie skreślajmy jego umiejętności na samym początku. Być może w przyszłości jeszcze nas zaskoczy czymś bardziej ambitnym.

Ocena: 5/10

[image-browser playlist="610140" suggest=""]
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj