Fin del Mundo? jest trochę jak kocioł, do którego wrzucono gamę rozmaitych pomysłów i gatunkowych inspiracji. Mamy tutaj jakieś wzmianki o science fiction, trochę westernu, dramatu psychologicznego i romansu, a także – przynajmniej na papierze – komedię absurdu. Mamy też film, który pod kątem czysto artystycznym powinien poruszać wiele ciekawych tematów i dawać do myślenia. To wszystko brzmi ciekawie, ale na ekranie nic nie działa tak, jak powinno. Zwiastun doskonale przedstawia ten miszmasz, który – mówiąc wprost – nie ma ładu ani składu. Może to świadomy ruch, ale nic z niego nie wynika. Po prostu na ekranie nie daje to pożądanego efektu.     
fot. Manana
Komedia absurdu to specyficzna rzecz, którą odbiera się niezwykle subiektywnie. Jednak humor na ekranie musi działać i mieć jakiś sens. Fin del Muodno? jest filmem absolutnie nieśmiesznym, a wszelkie próby rozbawienia widowni pojawiają się w nieodpowiednim czasie. Pomysły na poszczególne (pozornie) wesołe momenty to pasmo absurdu (w negatywnym sensie tego słowa). Trudno się śmiać, gdy wszystko na ekranie jest aż tak bardzo pozbawione życia i energii. Wszystko jest tak bardzo pozbawione emocji i spójności narracyjnej, że nie możemy się zaangażować w opowiadaną historię. Zbyt dużo rzeczy działa tu na zasadzie "bo tak", czyli wymaga od widza przymknięcia oka i zaakceptowania sytuacji. Niestety nie da się tego przyjąć. Opowieść ma rwane tempo, próby rozbawienia widzów są nieudane, a fabuła nie ma absolutnie żadnego sensu. Nawet koneserzy ambitnego kina będą mieć trudność z emocjonalną wiarygodnością i zrozumieniem tak skrzętnie ukrytego przekazu. W materiałach promocyjnych padło wiele dużych słów, a na ekranie – jeśli chodzi o metafory, przemyślenia i wnioski – nic nie działa. Nie czuję, by jakieś głębsze wartości były tu czytelne. Po prostu cały przekaz rozpada się jak domek z kart. Czasem można odnieść wrażenie, że to, co oglądamy, lepiej by działało na deskach teatru. Widać to w sposobie realizacji scen oraz w specyfice interakcji postaci. Trzeba przyznać, że aktorstwo jest na wysokim poziomie. Andrzej Szeremeta, Gabriela Muskała, Aleksandra Popławska czy Mariusz Bonaszewski robią, co tylko mogą. Niestety ich bohaterowie przechodzą wielkie przemiany niemal ze sceny na scenę (przykładem może być "miłości" generała), więc nie jest to wiarygodne. Przez tę niespójność fabuła jest bardzo chaotyczna. Nadmiar przeróżnych pomysłów tworzy kakofonię dźwięków i obrazów. To staje się męczące i niestrawne. A wielki finał ze strzelaniną jest fatalnie zrealizowany. Lepiej unikać tego typu rozwiązań, jeśli nie ma się odpowiednich środków na ich realizację. Koniec również jest pozbawiony głębszego przekazu i sensu, więc cała historia przestaje mieć jakiekolwiek znaczenie. Fin del mundo? trzeba pochwalić za dobre chęci, bo twórcom zależało, by zrobić coś inaczej. Niestety ten miszmasz nie sprawdza się na ekranie ani nie wzbudza emocji. Wydarzenia są zbyt chaotyczne i niejasne. Produkcja nie jest warta naszego czasu – zwłaszcza gdy ma się go mało na seanse filmowe.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj