Po niemal trzech latach przerwy otrzymaliśmy szansę na powrót do bohaterów i świata zaprezentowanego przez Intelligent Systems i Koei Tecmo we Three Houses. Fire Emblem Warriors: Three Hopes to jednak powrót nietypowy: zmienił się nie tylko gatunek, ale i opowieść. Nie dostajemy bowiem ani prequela, ani sequela, a alternatywną historię, która wykorzystuje i „remiksuje” znane postacie i motywy. Przygoda rozpoczyna się w znajomy sposób. Bohater, w którego wcielają się gracze, ratuje z opresji trójkę młodych szlachciców: Edelgard, Claude’a i Dimitriego. Tym razem ratuje ich jednak nie Byleth, a niejaki (lub niejaka – płeć wybieramy na początku) Shez. Ten pierwszy jest zaś antagonistą, który będzie przewijał się przez niemal całą grę i próbował pokrzyżować nasze szyki. Choć początek wydaje się niemal bliźniaczo podobny, to szybko zaczynamy dostrzegać kolejne różnice. Jeszcze w prologu historia zaczyna rozjeżdżać się względem tego, co pamiętamy z Three Houses. Mamy więc znane postacie, ale widzimy ich w zupełnie innych sytuacjach, pojawiają się nowe wątki, nie brakuje również interesujących zwrotów akcji. To ciekawy zabieg i muszę przyznać, że trafił w moje gusta. Bardzo polubiłem członków Black Eagles, Blue Lions oraz Golden Deer i możliwość ponownego „spotkania się z nimi” przyjąłem z otwartymi ramionami. To wybuchowa mieszanka różnych charakterów, wśród których każdy powinien znaleźć swoich faworytów. Tak jak w poprzedniczce, tak i tutaj na początku musimy się zadeklarować i wybrać jeden z trzech domów. Wpływ ten ma znaczenie nie tylko na kosmetykę: od tego zależeć będą również nasi podopieczni, a także fabuła, którą będziemy śledzić przez mniej więcej 30 godzin. Oczywiście, to nie tak, że wszystkie trzy opowieści całkowicie się różnią: w pewnych miejscach się przecinają i ostatecznie prowadzą do tego samego finału.

Fabuła

8 /10

O ile fabuła wygląda znajomo, o tyle już rozgrywka różni się diametralnie od Three Houses, co zresztą jasno komunikowano od pierwszych zwiastunów. Mamy tu do czynienia z tak zwany musou, podgatunkiem, którego cechą charakterystyczną są starcia z tysiącami przeciwników jednocześnie. I rzeczywiście, w scenach walki Three Hopes nie stara się jakoś specjalnie wychodzić poza sztywne, gatunkowe ramy. Trafiamy na stosunkowo niewielkie mapy, gdzie walczymy z naprawdę licznymi oponentami oraz przejmujemy kolejne punkty. Urozmaicenie stanowi możliwość zmiany grywalnych bohaterów oraz delikatne elementy strategiczne, pozwalające nam na przykład na wysyłanie naszych podwładnych w konkretne miejsca czy rozkazanie im ochrony konkretnego NPC. Od czasu do czasu, poza głównym celem, otrzymujemy również poboczne zadania, których ukończenie daje nam różnego rodzaju bonusy. Walka jest prościutka i przez zdecydowaną większość czasu sprowadza się do naciskania jednego, góra dwóch przycisków, choć dostępnych opcji jest oczywiście więcej - mamy np. specjalne ataki i zdolności, których aktywowanie wymaga zużywania ograniczonej energii. Podstawowi wrogowie nie są absolutnie żadnym wyzwaniem i stanowią typowe mięso armatnie. Nieco więcej trudności mogą sprawić bossowie, ale i oni nie są zbyt wymagający - ot, trzeba poświęcić na nich dłuższą chwilę, ale nie nazwałbym tego specjalnie trudnym.
fot. Nintendo
Prawdopodobnie taka zabawa znudziłaby się dość szybko, ale na szczęście twórcy zadbali o rozbudowane "zaplecze". Pomiędzy kolejnymi bitwami dostajemy całkiem sensowne możliwości zarządzania naszą armią z poziomu obozu. To właśnie tam możemy szkolić grywalnych bohaterów, zmieniać ich ekwipunek oraz kupować i wytwarzać przedmioty. Świetnym pomysłem było również oddanie w ręce graczy możliwości bezproblemowej zmiany klasy. Sprawia to, że nic nie stoi na przeszkodzie, by eksperymentować i znaleźć takie, które najbardziej przypadną nam do gustu. Jak na spinoff Fire Emblem: Three Houses przystało, we Three Hopes dostajemy elementy "społecznościowe". W obozie możemy zapraszać członków wybranego przez do różnego rodzaju aktywności lub na wspólne posiłki, co poprawia nasze relacje z danymi postaciami. Ogranicza się to po prostu do wyboru odpowiedniej pozycji z menu, a następnie obejrzenia króciutkiej scenki przerywnikowej. Niby nic, a jednak działa i dodatkowo zwiększa sympatię do naszych ulubieńców. 

Rozgrywka

7 /10

Mając w pamięci zmagające się z wieloma problemami optymalizacyjnymi Hyrule Warriors: Age of Calamity, zastanawiałem się, jak pod tym względem wypadnie Three Hopes. Jest dużo lepiej niż w przypadku musou osadzonego w uniwersum The Legend of Zelda, choć nie udało się uniknąć wszystkich problemów. Rozgrywka jest zdecydowanie bardziej płynna i zazwyczaj utrzymuje się powyżej 30 klatek na sekundę. Niestety, twórcy nie zdecydowali się na zablokowanie płynności (nawet opcjonalne), przez co wahania są bardzo mocno odczuwalne, zwłaszcza w przeskokach między spokojniejszymi scenami i bitwami. W oczy rzucają się również ostre krawędzie, widoczne zarówno podczas zabawy w trybie przenośnym, jak i po umieszczeniu konsoli w stacji dokującej. Mimo tego jest całkiem ok, gdy weźmie się pod uwagę liczbę wrogów na ekranie i stosunkowo niewielką moc Switcha. Mówimy przecież o 5-letniej konsoli, która już w momencie premiery nie zachwycała, jeśli chodzi o podzespoły.
fot. Nintendo
+10 więcej
Świetne wrażenie robi natomiast soundtrack - tu trudno się do czegokolwiek przyczepić. Na potrzeby gry nagrano kilka godzin utworów, wśród których znajdziemy zarówno kompozycje spokojniejsze, jak i takie, które doskonale motywują do walki i świetnie pasują do spektakularnych scen, których w tej historii nie brakuje. 

Oprawa

7 /10

Ocena końcowa

7/10


Fabuła

8/10

Rozgrywka

7/10

Oprawa

7/10
Fire Emblem Warriors: Three Hopes to przyzwoite musou oraz solidny spinoff Three Houses. Takie połączenie i nietypowe podejście do opowiadanej historii mogą sprawić, że gra przypadnie do gustu nawet tym osobom, które nie przepadają za jedną z tych dwóch części składowych. Jeśli jednak nie graliście w Three Houses, a gry tego typu Was nudzą, to raczej ten tytuł nie sprawi, że nagle zmienicie zdanie.  Plusy: + bohaterowie; + fabuła; + soundtrack; + sensownie rozwiązane zarządzanie oddziałem. Minusy: - oprawa graficzna nieco rozczarowuje; - dość monotonna rozgrywka.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj