Stali czytelnicy DC mogli w pewnym momencie odnieść wrażenie, że Wally West to człowiek, nomen omen, dwóch prędkości. Najpierw w glorii chwały wracał on w opowieści Uniwersum DC – Odrodzenie, gdzie pokazano go jako postać, która walnie przyczyniła się do przeobrażenia całego świata wydawnictwa. Później jednak, w wyjątkowo dzielącym odbiorców Kryzysie bohaterów, młodszy ze Szkarłatnych Sprinterów został przygnieciony tak traumatycznymi doświadczeniami, że stał się nawet mordercą. Wydany właśnie na polskim rynku komiks Flash Forward stara się rzucić nowe światło na samego Westa, zamieniając się z jednej strony w pomost pomiędzy kolejnymi wielkimi eventami w obrębie DC, z drugiej zaś próbując zwyczajnie naprostować to, co w mitologii Wally'ego zostało zepsute. Niestety, nie jestem pewien, czy scenarzysta Scott Lobdell w pełni wywiązał się z tego drugiego zadania. Owszem, czytelnicy z całą pewnością odczują, że w tej wersji Flasha wciąż drzemie olbrzymi potencjał, a jego współczesna historia aż prosiła się o aktualizację, lecz w pierwszej kolejności recenzowany tom jawi się jak rozliczanie się przez DC z własnymi błędami z przeszłości. Niestety, sprawnie poprowadzona narracja i wisząca w powietrzu wizja kosmicznej katastrofy mogły być niewystarczające do odpuszczenia dawnych grzechów.  Po Kryzysie bohaterów West trafił do więzienia Blackgate – aż roi się w nim od postaci, z którymi zmagał się przez lata. Jakby tego było mało, beznadziejne położenie protagonisty potęguje jego kondycja mentalna. Wally nie jest więc w najlepszej formie psychicznej, a targające nim poczucie winy doprowadza go na skraj depresji. Jak trwoga, to do któregoś kosmicznego (prawie) boga, w tym przypadku do owianego aurą tajemnicy Tempusa Fuginauty. To właśnie ta stojąca na straży integralności wszechświata istota obwieszcza Westowi, że jest on ostatnią nadzieją dla rozrywanego przez dwie wzajemnie zwalczające się siły multiwersum. Coraz więcej tu budzącej grozę ciemnej energii, która może raz na zawsze unicestwić całą rzeczywistość. Flash rzecz jasna podejmie się zadania, przy czym trudno założyć, że ma świadomość tego, na jak głębokie wody przyjdzie mu wypłynąć. W tle jego batalii o odkupienie win pojawia się także możliwość odzyskania swojej rodziny – czy Wally jest w stanie sprostać tak wielopoziomowemu zadaniu? 
Źródło: Egmont
Z samego opisu fabuły wynika, że Flash Forward ustawia podwaliny pod wydarzenie Death Metal, nawet jeśli w toku lektury zdamy sobie sprawę, że ten cel ma znaczenie drugorzędne. Bardziej niepokojące jest pokłosie tego faktu, sprowadzające się do stwierdzenia, że Lobdell nieustannie stoi w rozkroku pomiędzy typową dla konwencji superbohaterskiej rozrywką a próbą przeniknięcia do umysłu głównego bohatera. Sporo tu galimatiasu i potyczek, które czasami nieco nachalnie rozładowywane są odwołaniami do psychiki Wally'ego i jego dawnych traum. Scenarzysta niespecjalnie nawet ukrywa, że stara się upiec dwie pieczenie na jednym ogniu, co w mojej ocenie prowadzi do sytuacji, w której ani jedna, ani druga sfera fabularna nie zostaje odpowiednio dopieszczona. Co gorsza, finał tej historii jesteśmy w stanie ułożyć w naszej głowie relatywnie szybko, przez co Flash Forward traci element zaskoczenia. Zdecydowanie lepiej jest tam, gdzie kolejne karty komiksu możemy odczytywać na metapoziomie; walka Westa o rozliczenie się z samym sobą to intrygujący dopisek do mitologii postaci, choć aby przyswoić tę perspektywę, czytelnicy powinni znać kilka poprzednich historii z jego udziałem, z Kryzysem bohaterów na czele.  Nie mam większych zastrzeżeń do warstwy graficznej, za którą odpowiedzialny był Brett Booth – może z wyjątkiem samych sylwetek postaci, które niejednokrotnie prezentują się tak, jakby wróciły z kursu przymusowego odchudzania. Rysownik dobrze oddaje podróże głównego bohatera po siatce czasoprzestrzeni, a efekty wizualne, podkreślane jeszcze zabiegami nakładającego tusz Norma Rapmunda, potrafią przyciągać swoim kształtem i kolorystyką. Wszystko to okrasza aspekt, który w tej opowieści jest przecież najważniejszy: dynamikę wydarzeń.  Flash Forward trudno uznać za rewolucję dla postaci Wally'ego Westa; to raczej ewolucja, której powstanie było następstwem niejednolitej ekspozycji tej wersji Szkarłatnego Sprintera w ostatnich latach. Owszem, heros został dla świata DC koniec końców odratowany, jednak doszło do tego przede wszystkim w opowieściach, które jeszcze nie zdążyły ukazać się w Polsce. Wydany na rodzimym rynku komiks, niestety, nie jest lekturą obowiązkową dla fanów Flasha – głównie dlatego, że trudno w tym przypadku mówić o przystępnej i zamkniętej pod względem kompozycji historii, którą można polecić nawet odbiorcom niezaznajomionym z ostatnimi wydarzeniami w uniwersum DC. Jeśli jednak chcecie trzymać w tym aspekcie rękę na pulsie i odkryć szerszy kontekst, który doprowadził do Death Metal, dobrze byłoby, aby Flash Forward znalazł się na Waszej półce. 
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj