W nowych odcinkach Flasha Iris prowadzi śledztwo w sprawie tajemniczej organizacji zwanej Black Hole, odpowiedzialnej między innymi za zmienianie met w bezwzględnych zabójców. Jedna z nich rusza w pościg za naszą dziennikarką, jednak Iris nie zamierza rezygnować z tej sprawy. Do doprowadza do tragicznej sytuacji. W tym czasie Barry wyrusza z Digiem na Lian Yu, aby wypełnić ostatnią wolę Olivera. Po powrocie wraz z Iris musi zmierzyć się z Amunet Black. Muszę przyznać, że wątek Iris został całkiem nieźle poprowadzony w tych odcinkach. Organizacja Black Hole trochę przypomina mi choćby Spectre z filmów o Bondzie (może za bardzo górnolotne porównanie przy tej produkcji, ale pasuje). Nie jest to może jakieś świeże podejście do tematu tajnych, złowrogich grup, których pojawiało się wiele w historii kina i telewizji, ale w tej opowieści sprawdza się naprawdę dobrze. Scenarzyści całkiem sprawnie podają  nam kolejne tropy dotyczące samego charakteru organizacji, które rozwijali w tych odcinkach. W końcu również Iris jakoś lepiej prezentuje się jako postać, nieustępliwa dziennikarka, którą powinna być. Dobrze oglądało mi się jej działania na ekranie, z czym ostatnio miałem problem, bo bardziej mnie irytowały niż sprawiały przyjemność z seansu. Chociaż jeden element z wątku bohaterki był bardzo przewidywalny. Chodzi mi tutaj o to, że obecna Iris jest lustrzanym odbiciem prawdziwej, jej sobowtórem. Można się było tego domyślić już na początku odcinka, dlatego cliffhanger z uwięzioną prawdziwą Iris w lustrze nie był dla mnie tak zaskakujący. Natomiast kompletnie niepotrzebny dla mnie w tych odcinkach był wątek Barry'ego i Diga, którzy wyruszyli na Lian Yu. Rozumiem, że to był pewien rodzaj hołdu dla Arrow, które rozpoczęło napływ seriali The CW z tego uniwersum. I w takiej formie nawet się sprawdza, spełnia wszystkie warunki takiej laurki pochwalnej. Jednak nie do końca pasuje do reszty historii. W pewnym momencie czułem się tak jakbym oglądał dwa seriale w jednym odcinku. Cały ten wątek był mocno wyrwany z flashowego klimatu i był zupełnie odklejony od reszty opowieści. Zdecydowanie ten wątek hołdu dla Olivera można było o wiele lepiej wpasować w linię fabularną tego serialu, aby nie było poczucia jakiegoś pęknięcia, braku dopasowania i płynności między poszczególnymi wątkami. Natomiast bardzo na plus daje w tych odcinkach (i nie tylko w tych) postać Frost. Połączenie jej specyficznego zadzioru i bardziej ludzkich emocji stworzyło naprawdę ciekawą mieszankę. Nie spodziewałem się, że z tego wyjdzie coś dobrego, bałem się, że powstanie z tego mdła wersja tej pyskatej i wygadanej Killer Frost. Jednak ostateczny efekt jest całkiem dobry. Wątek, w którym Frost pomaga Allegrze bardzo dobrze pokazuje, jaką ta postać przechodzi przemianę i rozwija się w relacjach międzyludzkich. Chętnie zobaczę, w jakim kierunku pójdzie ten aspekt fabuły.
fot. The CW
+5 więcej
Niestety już wątki czarnych charakterów nie prezentowały się w żadnej mierze nawet nieźle. Były po prostu bardzo słabe. Członkowie Black Hole w 10. epizodzie to typowi, jednostrzałowi antagoniści, o których zapomina się zaraz po zakończeniu odcinka. Natomiast Amunet Black, która w poprzednich swoich występach prezentowała się naprawdę dobrze, tutaj była po prostu przekoloryzowaną do granic możliwości własną karykaturą. Cały ten wątek z zakochanymi, ale walczącymi ze sobą Amunet oraz Goldface'em był prawdziwym festiwalem cringe'u, w jego podręcznikowej postaci. W pewnym momencie po prostu tego nie dało się oglądać. Szkoda, bo można było to o wiele lepiej wymyślić. Nowe odcinki Flasha mają kilka naprawdę dobrych elementów, które sprawiają, że dobrze się je ogląda. Niestety są one w wielu momentach zakłócane przez te bardzo słabe momenty.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj