W najnowszym odcinku The Flash twórcy sprawnie poruszają elementy obyczajowe życia bohaterów. Kwestia syna Joe gra pierwsze skrzypce, więc mamy poważne rozmowy, dramaty i łzy Iris. Ciekawe jest to, że tutaj naprawdę zostaje to pokazane bardzo zgrabnie, bez irytujących momentów czy naciąganych motywów. Oczywiście wszystko zgodnie ze schematami (pojawienie się Wally'ego na końcu było wręcz formalnością), ale udaje się zrobić to na odpowiednim poziomie. Ten serial wielokrotnie poruszał takowe wątki w taki sposób, że aż głowa bolała, a tu nawet łzy Iris są usprawiedliwione i nie irytują. Dobrze, że pokazano bohaterów w tak przyziemnych okolicznościach jak święta. Dzięki temu można poczuć w tym odcinku ich rodzinną więź, która jest ważniejsza niż jakieś romanse i inne relacje. Trochę martwi jednak ciągły brak pomysłu na Caitlin, która jest praktycznie w tym sezonie statystką (za wyjątkiem odcinka z Groddem). Teraz zrobiono z niej zadurzoną nastolatkę, która w okropny sposób próbuje podrywać Jaya. To, że mają się ku sobie, widać już od kilku odcinków, więc niech w końcu scenarzyści połączą ich w parę i oszczędzą widzom nieciekawych podchodów. W gruncie rzeczy cały wątek spisałbym na straty, gdyby nie komentarze Cisco, które odpowiednio pokazywały dystans do całości. W dziewiątym odcinku powraca Mark Hamill jako Trickster i pokazuje, że obecnie to zupełnie inny aktor niż ten, który przed laty grał Luke'a Skywalkera. Wydaje się, że Hamill szarżuje do granic możliwości, tworząc postać szaloną, zabawną, zwariowaną i pod wieloma względami mroczną. Ma charyzmę i tworzy otoczkę wokół postaci, która sprawia, że chce się go oglądać. Jest wyrazisty i nietypowy - czyli ma coś, czego większość czarnych charakterów tego serialu nie ma i nigdy nie będzie mieć. Serialowy Trickster jest kimś w rodzaju Jokera, podobieństwa są bardzo wyraźne. Fajnie, że twórcy tak się tym elementem bawią, zwłaszcza że w końcu Mark Hamill jest znany z roli dubbingowania Jokera, za którą zbierał świetne recenzje. Widać, że bez problemu mógłby zagrać Jokera w aktorskiej wersji. Ja chcę więcej. No url Historia skupiająca się na współpracy łotrów jest w zasadzie typowa, ale zgrabnie poprowadzona. Dzieje się sporo, akcji nie brakuje, a tempo jest dobre. Dużym plusem tego wątku jest Harrison Wells, który w końcu na coś się przydaje, a jego działania zaczynają mieć sens (szczególnie jeśli weźmiemy pod uwagę jego rozmowy z Zoomem). W sumie szantażowanie Wellsa wydawało się jednym z prawdopodobnych scenariuszy, bo w końcu Zoom po coś jego córkę trzyma, więc zaskoczenia nie ma. Dobrze jednak, że wprowadzono już ten wątek; liczę na jakiś dylemat Wellsa ukazany w ciekawy sposób. Odcinek Running to Stand Still miał też za zadanie rozbudować osobę Patty, ale zabieg ten wywołuje mieszane odczucia. Dostajemy tutaj po prostu sztampę pokazaną w sposób typowy i banalny. Tego typu wątki bardziej pasują do Arrow niż do Flasha, bo stoją wyraźnie poniżej pewnego poziomu. Dobrze, że rozruszano Patty, ale cały urok postaci leży gdzie indziej, więc ta droga rozwoju chyba nie jest odpowiednia. ‌The Flash kończy ten rok odcinkiem dobrym, rozrywkowym, z dużą dawką akcji i zalet. Kilka niedociągnięć i przekombinowań nie zmienia faktu, że wychodzi niezła rozrywka.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj