Z nieukrywaną przyjemnością zapewne każdy z widzów odebrał fakt, że ma dojść do starcia King Sharka z gorylem Groddem. Przyznam, że i ja się ucieszyłem na tą myśl. Ba, zatarłem ręce, zrobiłem popcorn i drącą ręką nacisnąłem play, by oddać się szalonemu tempu, świetnym gagom i fantastycznie zrealizowanym scenom walk pomiędzy dwoma „gigantycznymi” stworami. Oczywiście ironia jest celowa, choć uczciwie przyznaję – odcinek King Shark vs. Gorilla Grodd dostarczył mi więcej rozrywki, niż wszystkie odcinki tego sezonu. Powód prosty – dość mocne odejście (oczywiście nie całkowite) od wątku Cykady i co ważne – skupienie się po raz pierwszy od dłuższego czasu na niewielu wątkach. Tymi najważniejszymi było przetestowanie leku dla metaludzi oraz trauma Iris po starciu z Cykadą. To – co może zaskoczyć, okazało się kluczem do małego sukcesu, jakim był pierwszy od dłuższego czasu naprawdę niezły epizod. Epizod, który nie ustrzegł się naturalnie błędów, niedociągnięć i tak dalej… Starcie dwóch ikonicznych wrogów Flasha było z pewnością wisienką na torcie. Niestety wisienką, która ewidentnie była trochę zepsuta, a i sam tort nie był najlepszej jakości. Mowa tu przede wszystkim o tym, dlaczego też tak rzadko pojawiają się postacie wymagające głównie CGI. Jakość efektów była niestety żenująco niska. Niewiele lepsza od sławnego Rekinada, przy czym twórcy The Flash zrobili je na zupełnie poważnie. Słabo wypadła też warstwa fabularna, zwłaszcza w kontekście Grodda więzionego przez długi czas przez ARGUS. Bo jak się okazało, nasz sympatyczny goryl mógł uciec już blisko rok temu, ale z jakiegoś słabo wyjaśnionego powodu, wolał jeszcze korzystać z luksusów więzienia. Lepiej sprawdziła się część związana z King Sharkiem, na którym Team Flash chciał wypróbować nowy lek dla metaludzi. Tu fabularna otoczka była bardziej sensowna, choć zbudowana na utartym do bólu schemacie pięknej i bestii. Nic to, bo istotne było popchnięcie akcji do przodu by finalnie przekonać się, że lek stworzony przez Cisco działa na metaludzi.
Źródło: THE CW
+2 więcej
W innym wątku twórcy skupili się na wątku traumy u Iris, która mocno przeżyła spotkanie oko w oko z Cykadą, jak i szaloną pętlę czasową, w której co rusz ginął inny z głównych bohaterów, a czego teoretycznie nie powinna pamiętać. Mówiąc wprost – czy też językiem niskich lotów, wątek był zupełnie z miejsca, gdzie światło nie ma prawa dojść. Przez te niecałe pięć sezonów nasza „ulubiona” bohaterka miała wielokrotnie okazję mierzyć się z: antybohaterami sezonu, śmiercią bliskich ludzi, innymi antybohaterami sezonu, śmiercią bliskich ludzi, pośrednim i bezpośrednim zagrożeniem i tak dalej, i tak dalej. Stąd wiarygodność tych scen niestety była dość niska, a wątek taki, jak wspomniałem wcześniej. Dlaczego więc ten epizod należy oceniać o wiele wyżej niż poprzednie? Z prostego powodu – twórcy spróbowali czegoś innego, nie przeładowali odcinka milionem wątków i dali nam starcie dwóch ikonicznych postaci. Właściwie co z tego, że na ekranie wyglądało to w warstwie wizualnej kiepsko, skoro dało trochę frajdy i mimo wszystko pokazało, że od czasu do czasu Flash jeszcze ma przebłyski w postaci niezłych epizodów, w których możemy trochę odpocząć od mało ciekawego wątku głównego. Jedna jaskółka wiosny przecież nie czyni, stąd teraz możemy się spodziewać tradycyjnego schematu: pomysł na pokonanie Cykady – realizacja – porażka – pomysł na pokonanie Cykady – realizacja – porażka i tak do końca tego sezonu. Dlatego cieszmy się małymi rzeczami, jak ostatni odcinek, bo nie wiadomo, jak długo będziemy czekać na podobny, o ile w ogóle się jeszcze takiego doczekamy.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj