Przygody Barry’ego Allena z każdym sezonem pikują w dół, dając od czasu do czasu widzom coś ciekawego. W poprzednim sezonie był to główny przeciwnik - DeVoe, a w tym - przynajmniej początkowo, pojawienie się jego córki Nory oraz nowy przeciwnik - Cykada. Wątek Nory, mimo fajnej chemii między nią a Barrym, szybko zaczął irytować. Co do Cykady, zaczęło być po prostu nudno. Ale po kolei Nie od dziś wiemy, że serial stał się family dramą przeplataną wątkami superbohaterskimi, przy czym rozłożenie tych sił jest bardzo nierówne. Można uznać, że przynajmniej 80 procent zajmują sprawy relacji między bohaterami i pośród ich rodzin, reszta to często na siłę upychani metaludzie bądź osoby, które posiadły urządzenia nasycone czarną materią. I w jednym i w drugim przypadku widać, że scenarzystom brakuje oryginalnych pomysłów, przez co karmią widza sztampowymi i bardzo przewidywalnymi zagraniami. Tak było w epizodzie The Icycle Cometh, w którym jednym z wątków było odnalezienie ojca Caitlyn, który - co nikogo nie zaskoczyło - okazał się się zły przez swoje nadnaturalne alter ego, jak również w odcinku O Come, All Ye Thankful, gdzie Weather Witch była kalką ( i do tego córką, bo jakżeby inaczej) innego przeciwnika Team Flash z przeszłości - Weather Wizarda. Zero zaskoczenia, zero pomysłu. Idąc dalej - tak jak z każdym odcinkiem poprzedniego sezonu DeVoe stawał się coraz bardziej intrygującą postacią (no, może poza finałowymi odcinkami), tak z każdym epizodem Cykada coraz bardziej rozczarowuje. Jego orygin idealnie oczywiście wpisuje się w ogólne założenie serialu - jest osobą, która swoją siłę odnalazła dopiero tworząc rodzinę, a jego niszczycielska siła współgra z dramatem, jaki obecnie przeżywa. To wszystko jednak wiedzieliśmy już wcześniej, a retrospekcje, jak do tego doszło, praktycznie nic nie wniosły do całego serialu poza wypełnieniem kolejnego odcinka.
Źródło: Katie Yu/The CW
+11 więcej
W obydwu epizodach bywało również żenująco. Czy to w scenach, kiedy z Cecille robiono na siłę zabawną postać, czy to w scenach wielkiego focha Nory na Barry’ego, kiedy nagle zdała sobie sprawę, że za każdym razem jej ojciec ryzykuje swoim życiem dla sprawy. Brakuje też momentami pewnej fabularnej spójności w pojawianiu się bohaterów w poszczególnych odcinkach, bo też taki Ralph Dibny dosłownie pojawia się i znika i tylko scenarzyści wiedzą, dlaczego robi to w tak chaotyczny i nieuzasadniony sposób. Podobnie jest z wspomnianą wcześniej Cecile czy też dziadko-ojcem Joe Westem. Żeby tylko nie narzekać, bywa też ciekawie albo zabawnie. Do plusów zaliczyć należy wątek Caitlyn i jej alter ego - Killer Frost wraz z wyjaśnieniem, dlaczego przez tak długi czas nie było zimnej pani. Ciekawie zapowiada się również kwestia Nory i jej prawdziwych powodów, dla których cofnęła się w czasie, choć ta kwestia jest bardzo skąpo jak na razie rozwijana. Nadal bawi mnie postać Sherloque. Sam Tom Cavanagh jest temu serialowi zdecydowanie potrzebny, tak jak Cicsco Team Flash (który ostatnio ma świetną chemię tak z Sherloque jak i z Caitlyn). No i humor - czasem wymuszony, a czasem świetnie wpleciony w dany wątek fabularny. Przy czym to jak na razie za mało, aby The Flash choć trochę nawiązał do poprzednich sezonów. Podsumowując - coraz trudniej ogląda się serial z założenia superbohaterski, gdzie główną oś fabularną stanowią perypetie kilku rodzin przeplatane przeciwnikiem tygodnia. Jak na ironię, nawet w Arrow w pewnym momencie zrozumieli, że nie tędy droga, a fabuła wymaga jednak pewnej ciągłości, co z czasem zaczęło wychodzić temu serialowi na dobre. Z Flashem tak niestety nie jest i nic nie zapowiada, aby miało się to w bliższym lub dalszym czasie zmienić.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj