Team Flash musi wymyślić sposób, w jaki będą mogli zaaplikować meta-lekarstwo Cicadzie. Do tego potrzebują pewnego urządzenia, które jednak zostało skradzione i obecnie znajduje się w posiadaniu handlarza bronią znanego jako Goldface. Barry i Ralph, podając się za kupców, chcą nabyć urządzenie. Jednak sytuacja wymyka się spod kontroli. Kiedy w końcu lek znajduje się w finalnej fazie produkcji, Barry decyduje się wejść do Speed Force, aby przyspieszyć proces formowania się ostatecznej wersji specyfiku. W czasie jego nieobecności przypomina o sobie Cicada, który daje się we znaki drużynie Flasha. Z tego powodu Nora musi cofnąć się w czasie, aby odkręcić przykre wydarzenia. Zdecydowanym minusem obydwu odcinków byli antagoniści, którzy się kompletnie nie sprawdzili w tych epizodach. Goldface to zwykły gangster bez charyzmy i gdyby nie jego moce przeszedłby niezauważalnie przez całą historię. Niestety ta postać przepięknie dołączyła do galerii bezbarwnych antagonistów produkcji, których ostatnim czasy w niej wielu. Miałki, ograniczający się tylko do kilku groźnych tekstów czarny charakter, który znika tak szybko jak się pojawił. Tak najlepiej można podsumować jego występ w odcinku. Niestety jednak również słabo zaprezentował się Cicada. Nie było w nim tej głębi, która na przykład została poruszona w epizodzie, w którym Nora przeniosła się do wspomnień siostrzenicy Dwyera. Tutaj jednak wątek czarnego charakteru poszedł w niedobrą stronę, a sama postać stała się do granic możliwości jednowymiarowa. Scenarzyści odrzucili rozterki tego antagonisty i ciekawą historię, która za nim stoi i pozostawili żądnego krwi, wiecznie mrocznego Cicadę, ukierunkowanego na jedną myśl, zemstę. Jednak ta droga nie pozwoliła na pokazanie drugiej, znacznie bardziej interesującej strony złoczyńcy, związanej z uczuciami do swojej przybranej córki. Szkoda. Znacznie lepiej ukazano wątek podróży w czasie Nory. Osobiście uwielbiam historie związane z tym motywem, jednak bardzo łatwo wejść w klisze i popsuć tę tematykę. Tutaj twórcom poszło to całkiem nieźle i można było odebrać całą historię bez zgrzytania zębami. Ten główny element fabuły epizodu miał niezłe tempo, nie dłużył się za mocno i zastosowano ciekawe rozwiązania, choćby z wątkiem pobocznym dotyczącym Cisco. Sama postać Nory o wiele bardziej podobała mi się w tym odcinku niż w poprzednim. Tutaj XS wróciła na odpowiedni tor rozwoju swojej postaci, ponieważ wcześniej aspekt związany z jej udziałem w swataniu Sherloque'a sprawił, że była tłem dla opowieści. W tym wypadku jednak tak się nie stało i scenarzyści pozwolili rozwinąć skrzydła postaci, dając jej w pełni zawładnąć historią w epizodzie. Potwierdza to tak naprawdę cały 14. odcinek, gdzie XS stara się ogarnąć sytuację związaną ze śmiercią swoich bliskich w kolejnych wersjach linii czasowej. Z jednej strony nadal jest zagubiona, z drugiej jednak bardzo silna i przebojowa. Taki mentalny miszmasz mi pasuje. Dobrze prezentował się również wątek Barry'ego i Ralpha, którzy dostali się na czarny rynek, aby kupić urządzenie mogące zatrzymać Cicadę. Panowie stworzyli ciekawy, ekranowy duet, dobrze współgrając ze sobą. Zimna krew Barry'ego nieźle łączy się z gorącą głową i wygadaniem Ralpha. Dobrze oddaje to scena, w której panowie stają przed obliczem Goldface'a i Allen udaje zbira zwanego jako Chemist. W tej scenie Grant Gustin aktorsko dał radę wcielając się w emanującego spokojem złoczyńcę. Intryga zawarta w tym wątku nie była może jakoś wielce skomplikowana, twórcy postawili raczej na prostotę, jednak chyba w tym jest metoda, żeby nie przekombinować i to się im udało w pełni. Dodajmy do tego dobrze zrealizowaną scenę akcji, która przypominała mi osobiście wiele gier strzelanek, z tym, że tutaj nie było tego pierwszoosobowego widoku. Bardzo szybka, dynamiczna sekwencja, z wieloma punktami obserwacji i masa przeciwników, których mogli eliminować Barry i Ralph. Kolejny quest, wykonany bardzo dobrze przez twórców. Natomiast jak dla mnie nie był w ogóle w tych odcinkach potrzebny wątek dotyczący Sherloque'a i jego nowej miłości. Ma to jakiś potencjał związany z tym, że pani Adler (co oczywiście jest nawiązaniem do opowieści o Sherlocku Holmesie) jest metą, jednak tutaj nie wzbudził on póki co mojego zainteresowania. Przede wszystkim słabo komponował się z główną osią fabularną, mimo, że był pośrednio związany z aspektem dotyczącym Nory i Thawne'a. W ty wypadku to był tylko i wyłącznie słabo rozpisany wątek miłosny, mimo dobrego i nawet całkiem zabawnego początku, w  którym Wells dedukuje życiorys Adler a ta uznaje go za stalkera. Nie za bardzo swojego zadania spełnił również aspekt fabularny dotyczący spotkania Iris z Orlinem. Jak już wspominałem Cicada został ograniczony tutaj tylko do pozowania na złego i mówienia non stop obniżonym, zachrypniętym głosem, co wcale nie dodawało mu mroku. Natomiast samą wycieczkę dziennikarki uważam za mało zrozumiały element historii, ponieważ nie było w nim widać celu, oprócz narażenia się na gniew złoczyńcy. Fabuła tak naprawdę nie została popchnięta tym zabiegiem ani na milimetr. Nowe odcinki serialu The Flash da się obejrzeć i nawet nieźle przy tym bawić. Nie obywają się bez błędów, głównie związanych ze słabo poprowadzonymi wątkami, jednak koniec końców opowieść broni się i daje lekką rozrywkę. Jak dla mnie 6/10 w skali Arrowverse.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj