Flash: sezon 5, odcinki 13-14 – recenzja
Flash powraca z nowymi odcinkami, którymi ukazuje pewną poprawę, jednak nad kilkoma aspektami trzeba naprawdę popracować. Oceniam.
Flash powraca z nowymi odcinkami, którymi ukazuje pewną poprawę, jednak nad kilkoma aspektami trzeba naprawdę popracować. Oceniam.
Team Flash musi wymyślić sposób, w jaki będą mogli zaaplikować meta-lekarstwo Cicadzie. Do tego potrzebują pewnego urządzenia, które jednak zostało skradzione i obecnie znajduje się w posiadaniu handlarza bronią znanego jako Goldface. Barry i Ralph, podając się za kupców, chcą nabyć urządzenie. Jednak sytuacja wymyka się spod kontroli. Kiedy w końcu lek znajduje się w finalnej fazie produkcji, Barry decyduje się wejść do Speed Force, aby przyspieszyć proces formowania się ostatecznej wersji specyfiku. W czasie jego nieobecności przypomina o sobie Cicada, który daje się we znaki drużynie Flasha. Z tego powodu Nora musi cofnąć się w czasie, aby odkręcić przykre wydarzenia.
Zdecydowanym minusem obydwu odcinków byli antagoniści, którzy się kompletnie nie sprawdzili w tych epizodach. Goldface to zwykły gangster bez charyzmy i gdyby nie jego moce przeszedłby niezauważalnie przez całą historię. Niestety ta postać przepięknie dołączyła do galerii bezbarwnych antagonistów produkcji, których ostatnim czasy w niej wielu. Miałki, ograniczający się tylko do kilku groźnych tekstów czarny charakter, który znika tak szybko jak się pojawił. Tak najlepiej można podsumować jego występ w odcinku. Niestety jednak również słabo zaprezentował się Cicada. Nie było w nim tej głębi, która na przykład została poruszona w epizodzie, w którym Nora przeniosła się do wspomnień siostrzenicy Dwyera. Tutaj jednak wątek czarnego charakteru poszedł w niedobrą stronę, a sama postać stała się do granic możliwości jednowymiarowa. Scenarzyści odrzucili rozterki tego antagonisty i ciekawą historię, która za nim stoi i pozostawili żądnego krwi, wiecznie mrocznego Cicadę, ukierunkowanego na jedną myśl, zemstę. Jednak ta droga nie pozwoliła na pokazanie drugiej, znacznie bardziej interesującej strony złoczyńcy, związanej z uczuciami do swojej przybranej córki. Szkoda.
Znacznie lepiej ukazano wątek podróży w czasie Nory. Osobiście uwielbiam historie związane z tym motywem, jednak bardzo łatwo wejść w klisze i popsuć tę tematykę. Tutaj twórcom poszło to całkiem nieźle i można było odebrać całą historię bez zgrzytania zębami. Ten główny element fabuły epizodu miał niezłe tempo, nie dłużył się za mocno i zastosowano ciekawe rozwiązania, choćby z wątkiem pobocznym dotyczącym Cisco. Sama postać Nory o wiele bardziej podobała mi się w tym odcinku niż w poprzednim. Tutaj XS wróciła na odpowiedni tor rozwoju swojej postaci, ponieważ wcześniej aspekt związany z jej udziałem w swataniu Sherloque'a sprawił, że była tłem dla opowieści. W tym wypadku jednak tak się nie stało i scenarzyści pozwolili rozwinąć skrzydła postaci, dając jej w pełni zawładnąć historią w epizodzie. Potwierdza to tak naprawdę cały 14. odcinek, gdzie XS stara się ogarnąć sytuację związaną ze śmiercią swoich bliskich w kolejnych wersjach linii czasowej. Z jednej strony nadal jest zagubiona, z drugiej jednak bardzo silna i przebojowa. Taki mentalny miszmasz mi pasuje.
Dobrze prezentował się również wątek Barry'ego i Ralpha, którzy dostali się na czarny rynek, aby kupić urządzenie mogące zatrzymać Cicadę. Panowie stworzyli ciekawy, ekranowy duet, dobrze współgrając ze sobą. Zimna krew Barry'ego nieźle łączy się z gorącą głową i wygadaniem Ralpha. Dobrze oddaje to scena, w której panowie stają przed obliczem Goldface'a i Allen udaje zbira zwanego jako Chemist. W tej scenie Grant Gustin aktorsko dał radę wcielając się w emanującego spokojem złoczyńcę. Intryga zawarta w tym wątku nie była może jakoś wielce skomplikowana, twórcy postawili raczej na prostotę, jednak chyba w tym jest metoda, żeby nie przekombinować i to się im udało w pełni. Dodajmy do tego dobrze zrealizowaną scenę akcji, która przypominała mi osobiście wiele gier strzelanek, z tym, że tutaj nie było tego pierwszoosobowego widoku. Bardzo szybka, dynamiczna sekwencja, z wieloma punktami obserwacji i masa przeciwników, których mogli eliminować Barry i Ralph. Kolejny quest, wykonany bardzo dobrze przez twórców.
Natomiast jak dla mnie nie był w ogóle w tych odcinkach potrzebny wątek dotyczący Sherloque'a i jego nowej miłości. Ma to jakiś potencjał związany z tym, że pani Adler (co oczywiście jest nawiązaniem do opowieści o Sherlocku Holmesie) jest metą, jednak tutaj nie wzbudził on póki co mojego zainteresowania. Przede wszystkim słabo komponował się z główną osią fabularną, mimo, że był pośrednio związany z aspektem dotyczącym Nory i Thawne'a. W ty wypadku to był tylko i wyłącznie słabo rozpisany wątek miłosny, mimo dobrego i nawet całkiem zabawnego początku, w którym Wells dedukuje życiorys Adler a ta uznaje go za stalkera. Nie za bardzo swojego zadania spełnił również aspekt fabularny dotyczący spotkania Iris z Orlinem. Jak już wspominałem Cicada został ograniczony tutaj tylko do pozowania na złego i mówienia non stop obniżonym, zachrypniętym głosem, co wcale nie dodawało mu mroku. Natomiast samą wycieczkę dziennikarki uważam za mało zrozumiały element historii, ponieważ nie było w nim widać celu, oprócz narażenia się na gniew złoczyńcy. Fabuła tak naprawdę nie została popchnięta tym zabiegiem ani na milimetr.
Nowe odcinki serialu The Flash da się obejrzeć i nawet nieźle przy tym bawić. Nie obywają się bez błędów, głównie związanych ze słabo poprowadzonymi wątkami, jednak koniec końców opowieść broni się i daje lekką rozrywkę. Jak dla mnie 6/10 w skali Arrowverse.
Źródło: zdjęcie główne: Katie Yu/The CW
Poznaj recenzenta
Norbert ZaskórskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1973, kończy 51 lat
ur. 1992, kończy 32 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1985, kończy 39 lat
ur. 1980, kończy 44 lat