Nowe odcinki serialu Flash robią pewną nieudolną woltę fabularną, mianowicie twórcy postanawiają pozbyć się w nich tytułowego bohatera z pierwszego planu. Tak właściwie, mimo że w 13. odcinku Barry występuje, to równie dobrze mogłoby go w nim nie być, ponieważ nic do niego nie wnosi. Spokojnie w dwóch nowych odcinkach można by zmienić tytuł serialu na Team Flash, bo główny bohater jest w nich jedynie statystą, cała akcja toczy się obok niego. Jeszcze rozumiem, że twórcy postanowili wysłać go na krótkie wakacje, aby zaprezentować dynamikę nowych członków Team Flash, ale nawet gdy Barry pojawia się na ekranie, jest kompletnie bezbarwny. Snuje się tylko gdzieś w tle, co jakiś czas rozdając swoje "rady". To zdecydowanie za mało jak na głównego bohatera produkcji. Antagoniści obydwu odcinków również nie reprezentują nawet poprawnego poziomu. Ten szalony naukowiec z 14. epizodu był jakąś pomyłką. Przez cały odcinek nie poznaliśmy za bardzo tej postaci, jego motywacji. Był zły, bo po prostu był zły. Bardziej przypominaj złoczyńcę z filmów klasy Z niż taki pełnokrwisty czarny charakter, wokół którego można coś zbudować. Trochę lepszym pomysłem było użycie maski, która przejmuje umysły osób, jednak w tym wypadku również twórcy nie poświęcili za bardzo czasu na rozwinięcie tematu. Wszystko przebiegło bardzo skrótowo, raczej wchodzi ona do kategorii "słaby złoczyńca odcinka" niż "ciekawy złoczyńca odcinka". Trochę lepiej twórcy kombinowali z Ultraviolet, jednak tylko szczątkowo zaznaczyli jej relację Alegrą. To wszystko wyglądało tak, jakby do końca nie mogli się zdecydować się, czy pójść z  postacią w tę mroczną stronę, czy posadzić ją na ścieżce dobra. I dlatego koniec końców postać ta jest po prostu nijaka, przechodząca ze skrajności w skrajność, przez to gdzieś w pewnym momencie traci głębie.
Flash 7x13
Obydwa odcinki mocno popadały w taki tani, melodramatyczny ton. Jeszcze w wypadku sprawy Cecile scenarzyści próbowali wykrzesać z tego jakąś ciekawą historię o depresji, psychicznym załamaniu, które rzutuje na bohaterkę. Jednak ostatecznie oprócz historii opisanej przez Cecile kwestia jej załamania psychicznego nie miała tak wielkiego wpływu na odcinek, poza sceną w finale. Tak samo sprawa ma się w relacji Alegry z Ultraviolet. Próbowano grać tym bólem i wzajemnymi pretensjami, podszytymi jakimś rodzajem troski. Jednak ostatecznie cała ta relacja rozmyła się gdzieś w trakcie prowadzonej przez scenarzystów historii, a Alegrę próbowano ratować jakimś rodzajem dziwnej, romantycznej więzi z Chesterem. Nie ukrywam, jest w niej pewien potencjał, ale jednak jak na razie twórcy nieudolnie kładą pod nią fundamenty. Całkiem nieźle wypadł natomiast gościnny występ Sue, która postanowiła pomóc naszym bohaterom. Postać wprowadziła trochę niewymuszonego luzu do produkcji. Chester również ma takie zadanie w Team Flash, jednak w nowych odcinkach nie było tego widać. Twórcy oprócz początku 13. epizodu za bardzo wprowadzali Chestera w te smutne, mocno melancholijne rejony. Przez to nawet ciekawy temat dotyczący sposobu odnalezienia się bohatera w zespole, przejęcia dziedzictwa Cisco, został potraktowany pompatycznie do granic możliwości. Przez to miejscami był nie do zniesienia. Szkoda, bo Chester jest naprawdę ciekawą postacią. Dobrze, że Sue wprowadziła do Team Flash w nowych odcinkach taki rodzaj lekkości, bo ta podniosłość stałaby się nie do wytrzymania. Nowe odcinki Flasha stanowią taki przykład epizodów, które łatwo można wyprzeć z pamięci zaraz po obejrzeniu. Mają kilka ciekawych elementów, ale twórcy nie potrafią z nich wyciągnąć nic dobrego.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj