For Life opowiada historię, która wbrew pozorom nie jest tak prosta, jak sugerują pierwsze odcinki. Na początku można było sądzić, że to prcoedural, czyli główny bohater Aaron Wallace (będąc w więzieniu został prawnikiem) miał rozwiązywać co odcinek nową sprawę kryminalną współwięźnia. To jednak szybko okazało się jedynie pozorne, ponieważ każda sprawa miała ścisły związek z jego krucjatą przeciwko prokuratorowi, który niesłusznie wtrącił go do więzienia. To staje się punktem wyjścia do pokazania nie tylko batalii jednostki, ale niesprawiedliwości i lenistwa systemu sprawiedliwości.
Początek serialu jest wolny, może nawet zbyt spokojny i jednostajny, aby ekscytować i zachęcać do dalszego seansu. Po jakimś czasie jednak łapie wiatr w żagle. Zaczynamy poznawać nowe okoliczności w sprawie Wallace'a, z machlojkami prokuratury i różnymi politycznymi kombinacjami, byle tylko ta sprawa została zamieciona pod dywan. Wszelkie niuanse i angażujące informacje są przedstawiane stopniowo, umiarkowanie i sensownie. Tak, by wzbudzać emocje i ciekawość, aż zorientujecie się, że zostaliście wciągnięci w historię Wallace'a i śledzicie ją z zainteresowaniem. Nie ma większego znaczenia, że jest ona luźno oparta na prawdziwych wydarzeniach, bo twisty i dramatyczne losy bohatera są na tyle sprawnie pokazane, że można w to wszystko uwierzyć i zacząć mu kibicować.
Aaron Wallace nie jest jakąś wybitną postacią w świecie seriali, która byłaby wyjątkowo zagrana, ciekawie pokazana czy miała w sobie coś nietuzinkowego. To jednak w tej konwencji działa, bo Wallace nie ma być nadzwyczajnym bohaterem, gdyż wówczas przytłoczyłby opowiadaną historię, która porusza problemy wymiaru sprawiedliwości występujące w USA. Ileż to filmów i seriali inspirowanych faktami pokazywało kiepskie decyzje i fałszywe oskarżenia? To pozwala uwierzyć, że Aaron to ten zwykły człowiek w niezwykłej sytuacji, który musi wspiąć się na wyżyny, jeśli chce jeszcze kiedykolwiek zaznać wolności.
Historia nie bawi się w dwuznaczności. Klarownie widzimy, kto jest zły i wzbudza antypatię, a kto jest dobry i trzeba mu kibicować. Bynajmniej nie oznacza to przedstawiania wydarzeń powierzchownie, bo czasem są podejmowane próby pokazania tych złych jako ludzi jednak coś czujących, a dobrych jako osoby nieperfekcyjne, popełniające błędy. Nawet gdy historia nabiera rozpędu i w więzieniu pojawia się gangster grany przez 50 Centa, to jest to doskonale zobrazowane. Choć wiemy dokładnie, co i jak, ta przewidywalność nie jest łopatologiczna. Twórcy świadomie korzystają z dostępnych narzędzi, wykorzystując je z korzyścią dla opowieści.
Pierwszy sezon kończy się cliffhangerem, który daje pełne pole do popisu w drugiej serii. Jednocześnie jednak pozostawia z poczuciem pewnego zamknięcia i słodko-gorzkiego wrażenia, jakby jednak dobra nie było. Czuć, że na tym etapie historii 2. sezon mógłby być ciekawą i wartą czasu rozrywką, bo jest w tym duży potencjał.
For Life nie jest może najlepszą i najbardziej ekscytującą nowością serialową w ostatnich latach, ale staje się solidną propozycją dla fanów prawniczych opowieści z drugim dnem. Wszystko jest sprawnie zrealizowane, przemyślane i w miarę dopracowane. Nawet jeśli nic nie wchodzi ponad niezły poziom, to trudno zarzucać coś więcej temu serialowi.