Fundacja zakończyła swój pierwszy sezon kilkoma ważnymi wydarzeniami, które miały wyznaczyć główną oś nowych odcinków – mowa tu przede wszystkim o spotkaniu Gaal i Salvor, otwarciu krypty na Terminusie i poważnej zmianie u Cleonów po śmierci Brata Świtu. W wielkim finale wszystko to świetnie zgrało się w czasie, budując podwaliny do przyszłych wydarzeń i wzmagając emocje wśród widzów. Teraz, gdy są już dostępne nowe odcinki 2. sezonu, możemy przyjrzeć się wszystkim tym kwestiom nieco bliżej. Odcinek otwierający 2. sezon Fundacji rozpoczyna się dość tajemniczo i artystycznie – obserwujemy Hariego Seldona, który zdaje się wykłócać ze swoją własną głową. Cała dynamiczna i pełna symboliki sekwencja została utrzymana w tonacji czarno-białej, co jest nowością dla tego serialu – takie rozwiązanie na pewno przykuwa wzrok i intryguje. Już od samego początku twórcy mocno sugerują nam, że Hari Seldon, z uwagi na rodzące się w nim szaleństwo, może stanowić zagrożenie. Widać to w jego solowych scenach i słychać w rozmowach innych bohaterów – zwłaszcza Gaal. Nad bohaterem pojawił się duży znak zapytania, jego aura staje się jeszcze bardziej tajemnicza. Na tym etapie wygląda to dobrze; Seldon jest nieobliczalny i chyba tylko on sam jeden wie, o co tak naprawdę mu chodzi. To z kolei prowokuje szereg niespodzianek i zaskoczeń fabularnych, które twórcy bez zbędnej zwłoki wdrażają w zasadzie od samego początku sezonu. Duże (w zasadzie chyba największe) zmiany obserwujemy także na Trantorze. To właśnie u Cleonów widać, jak wiele czasu minęło od finału pierwszego sezonu (swoją drogą, przeskoki czasowe w tym serialu to nadal kwestia, za którą jakoś trudno mi nadążyć). Po śmierci Brata Świtu w finałowym epizodzie pierwszej serii nikt już nie rozpacza. W otwierającym odcinku obserwujemy bowiem jego nowe wcielenie, które jak gdyby nigdy nic spędza sobie czas w królestwie i które jest już znacznie lepiej dopasowane charakterem do pozostałych. Nie do końca to kupuję. Twórcy zdecydowali się pominąć wszystko to, co działo się pomiędzy, i po prostu postawili widza w nowej sytuacji fabularnej – zupełnie tak, jakby wydarzenia z finału nie miały większego znaczenia i jakby wszystko to, co działo się ze Świtem w pierwszej serii (w tym jego odmienność i bunt), było nieistotne. Być może ta decyzja była sprowokowana pilną koniecznością zestawienia Cleonów z nowymi bohaterami. W 2. sezonie dowiadujemy się, że Brat Dzień postanowił zaaranżować małżeństwo z wysoko urodzoną Królową Sareth, tłumacząc sobie i wszystkim innym, że jest to najlepsza decyzja z punktu widzenia królestwa i przetrwania jego rodu. Obserwując wydarzenia na Trantorze, mam wrażenie, jakby ominęła mnie znaczna część fabuły – jakbym przegapiła kilka odcinków między dwoma sezonami. Twórcy jednak umiejętnie to rekompensują, bo jak na razie to właśnie Trantor jest najbardziej intrygującym i dynamicznym miejscem akcji. Otwarcie 2. sezonu i scena nieudanego zamachu na Imperatora to również popis aktorski Lee Pace’a, który coraz śmielej wyrasta na najważniejszą i zwyczajnie najciekawszą postać serialu. Rozdźwięk między nim a jego braćmi jest coraz bardziej widoczny, a aranżowane małżeństwo i egoistyczna chęć przetrwania to kolejne dowody jego wewnętrznej przemiany. Na tym gruncie zapowiada się naprawdę ciekawie. Oby twórcy nie zapomnieli o dwóch pozostałych braciach, bo ci jak dotąd grzeją ławkę rezerwowych w niemalże solowych odcinkach z udziałem Dnia. Najbardziej oczekiwanym wątkiem w nowym sezonie była oczywiście konfrontacja Gaal i Sal – miała olbrzymi ładunek emocjonalny ze względu na więzy krwi obu kobiet. Tak naprawdę to właśnie ten motyw był głównym twistem finału, a teraz, w nowym odcinku, twórcy ponownie wracają do pierwszego spotkania postaci na wraku statku. Otrzymujemy zatem dokładnie tę samą scenę, odtworzoną 1:1. Im jednak więcej czasu poświęcamy obu kobietom, tym mniejsze emocje zaczyna to wszystko budzić – po podkręconym dramatycznie cliffhangerze przechodzimy do pogawędki dwóch koleżanek, z których żadna tak naprawdę nie przejmuje się jakoś szczególnie tym, że są spokrewnione. Ten fakt nie ma w zasadzie żadnego głębszego znaczenia w dynamice między bohaterkami. W tym duecie to Salvor jest bardziej rzeczowa, twardo stąpająca po ziemi i dojrzalsza. Gaal, ku zaskoczeniu, stawia delikatny opór, kipią w niej różne emocje – prezentuje się nam jako ta druga, wymagająca pomocy, opieki i nadzoru. W zestawieniu ze sobą obydwie bohaterki są już zupełnie inne niż w pierwszym sezonie. I nie mogę powiedzieć, że są to zmiany na korzyść. Negatywnie odbija się to zwłaszcza na Salvor, która staje się nienaturalna i dziwacznie zadziorna. Moim zdaniem między kobietami nie ma wystarczającej chemii, by dobrze to zagrało – twórcy niepotrzebnie przedłużyli sceny dyskusji naciąganymi dialogami. Przez dwa pierwsze odcinki z ich udziałem nie dzieje się w zasadzie nic – dopiero w trzecim faktycznie mają do zrobienia coś więcej aniżeli wspólne dywagacje przy ognisku. Warto też wspomnieć, że nowy sezon to także nowi bohaterowie. Przez trzy pierwsze odcinki wyklarowała się świeża obsada, która może namieszać w nadchodzących wydarzeniach. Na czele tego grona stoi Hober Mallow (w tej roli Dimitri Leonidas) – tajemniczy ekscentryk, drobny złodziejaszek i krętacz, który (jak głosi krypta) jako jedyny może pomóc mieszkańcom Terminusa i całej Fundacji. Pojawiają się również mieszkańcy planety Siwenna, która także wspiera Fundację. Wśród nich najbardziej wyróżnia się Constant (Isabella Laughland), ambitna dziewczyna i działaczka w lokalnej instytucji religijnej, posługująca się tytułem Brat. Samego Mallowa poznajemy dopiero w trzecim odcinku. Mężczyzna jawi nam się jako cwaniaczek; kreowany jest w pewnym sensie na modłę kapitana Jacka Sparrowa z Piratów z Karaibów, czego przykładem jest widowiskowa ucieczka z własnej egzekucji oraz cięty język. Na tym etapie Mallow działa jeszcze samodzielnie, tak naprawdę nie mieliśmy okazji zaobserwować jego interakcji z innymi postaciami, ale lada moment się to zmieni – i zdecydowanie ma potencjał fabularny do dalszego rozwoju.
fot. Apple TV+
+10 więcej
Dwie ostatnie nowości trafiły na Trantor – jedną jest wspomniana już Królowa Sareth (Ella-Rae Smith) i cała jej świta. Drugą zaś Bel Riose (Ben Daniels), wygnany z królestwa skazaniec i były generał, który w dobie kryzysu okazuje się bardzo potrzebny władzy i zostaje wezwany przed oblicze Imperatora. Jego wątek jest na ten moment najtrudniejszy emocjonalnie – za jego sprawą otrzymujemy mieszankę krzywdy, dumy, niemożliwego do wyrażenia buntu, tęsknoty i zakazanej miłości. Bel, wpadając w ręce Imperatora, staje się zakładnikiem Cleonów. Stawka jest tu bardzo wysoka – dotyczy nie tylko życia jego samego, ale także jego męża, którego Brat Dzień również trzyma w szachu. Na razie bohater miał tylko jedną scenę sam na sam z Dniem – na tej linii będzie jeszcze iskrzyło, biorąc pod uwagę podejście Imperatora do Bela. To wątek, który chce się śledzić, bo o ile dokładna rola Bela w przedsięwzięciu Cleonów dopiero ma się wyklarować, o tyle już sam zarys nowej sytuacji bohaterów bardzo angażuje. 2. sezon Fundacji rozpoczyna się konkretnie, aczkolwiek nie jest pozbawiony wad – mimo rozsądnego rozpisania akcji w niektórych wątkach momentami wkrada się przestój, a w innych w oczy rzuca się brak równowagi. Linia czasowa trochę żyje własnym życiem, co utrudnia wczucie się w poszczególne wydarzenia. Na razie wszystkie płaszczyzny czasowe to małe mikroświaty, które się ze sobą nie łączą. Na szczęście te drobnostki nie wpływają zbyt mocno na odbiór. Serial w dalszym ciągu utrzymuje wysoki poziom, a jego realizacja z technicznego punktu widzenia jest znakomita. Kolejne wydarzenia obiecują dużo rozrywki. Czekam na następne odcinki.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj