{{f|:furia--2}} ("Fury") opowiada o ostatnim epizodzie II wojny światowej, kiedy to front przesunął się głęboko na ziemie III Rzeszy. Jest to okres, kiedy codziennie słyszy się o tym, że lada dzień Hitler skapituluje, bataliony składają się z garstki żołnierzy, zaś postanowienia Konwencji Genewskiej poszły już dawno w niepamięć. W tym kontekście pojawia się załoga czołgu M4A3E8 Sherman zwanego potocznie Furia. W jej skład wchodzą: Coon-Ass (Jon Bernthal), uosabiający brutalną powierzchowność oraz łebkowatość; Bible (Shia LeBeouf), co chwilę rzucający kolejnymi cytatami z Pisma Świętego; Gordo (Michael Peña), będący tym zrównoważonym głosem rozsądku pośród swoich kompanów, oraz młody Norman Ellison (Logan Lerman) – żółtodziób, którego oczami poznajemy realia oraz prawidła wojny. Umęczonej zgrai żołnierzy, którzy zdecydowanie zbyt dużo czasu spędzili w ciasnym czołgu, przewodzi charyzmatyczny Don Collier (Brad Pitt), będący prawdziwym uosobieniem wojennego ducha. Bohaterów łączy twarda i szorstka przyjaźń, która w chwilach walki przeistacza się w kwintesencję pracy zespołowej – są oni dla siebie jedynym autorytetami, a być może i rodziną.
Aktorzy grają co najmniej poprawnie – rzucają mniej lub bardziej wpadającymi w ucho one-linerami, dając tym samym upust emocjom charakterystycznym dla swoich postaci. LeBeouf pomimo swej arcyirytującej i arcyniepotrzebnej roli gra dobrze – nie sili się, aby być na pierwszej linii obok Pitta, zaś jego grę cechuje wyraźna pokora, typowa dla bohatera, który przerwy w wybijaniu kolejnych Niemców przeznacza na wsadzanie nosa w Pismo Święte. Grę aktorską Pitta można pomylić z rolą Aldo Raine’a z Bękartów wojny, która ociosana z humoru typowego dla Tarantino daje właśnie postać Colliera.
[video-browser playlist="633116" suggest=""]
Niestety Ayer nie unika wybojów, na które wpadali już inni reżyserzy filmów wojennych, zaś najlepsi nauczyli się je omijać. Aby usilnie zagrać na emocjach widzów (co w naturalny sposób cechowało jego poprzedni obraz – Bogowie ulicy), podrzuca im obrazy wojny w postaci samotnych kobiet z dziećmi wałęsających się po poboczach czy publicznie wieszanych zdrajców. Ayerowi nie udaje się także oprzeć banałowi, jakim cechują się sceny mające pokazać, iż nawet w czasie wojny istnieje chwila na refleksję nad pięknem dnia codziennego - prostymi czynnościami jak zjedzenie posiłku wśród przyjaciół. Reżyser konsekwentnie buduje w widzu tę konsternację, aby na koniec po raz n-ty podkreślić, iż podczas wojny takie sceny nie mają prawa bytu. Problemem filmu jest także to, iż stara się być dosłownie oczywisty: u schyłku II wojny światowej wszystko jest czarne lub białe - albo zabijasz, albo zostajesz zabity.
Czytaj również: "Suicide Squad" - ci aktorzy mogą dostać główne role
Produkcji nie można jednak odmówić tego, że jest solidnie skomponowanym obrazem wojny w skali mikro – zwłaszcza wszystkich zagrań taktycznych i bojowych, które należy traktować w takich produkcjach jako swoiste delikatesy. Furia jest męskim, surowym kinem z dobrze rozpisanymi, ociekającymi czarnym humorem dialogami, zaś po zakończonym seansie aż trudno pożegnać się przede wszystkim z… samym czołgiem.