"Game of Thrones: The Lost Lords" skupia się na przedstawieniu sylwetki Ashera Forrestera, zadufanego w sobie bufona, ale też zabijaki, który ma się udać na pomoc swojemu oblężonemu rodowi. Ashera poznajemy w miejscu, w którym spodziewalibyśmy się poznać takiego typa – w karczmie, z popitką i kobietą o imieniu Beskha u boku. Ale nie jest tak, jak Wam się wydaje. Niewiasta to nie jego nałożnica (chociaż kto wie...), a towarzyszka broni, z którą udaje się po odbiór należnego im znaleźnego. Ashera da się lubić za jego styl bycia, bo chociaż rodzina się go wyrzekła, to nadal czuje się mocno związany z nimi emocjonalnie i postanawia wrócić do Ironrath. Szybko przekonujemy się, że droga ta nie będzie wiodła przez pola i łąki, a trup będzie się po niej ścielić… i to gęsto. Co oczywiście ma związek z wcześniejszymi działaniami Ashera Forrestera, które poznacie sami już na początku odcinka "The Lost Lords". Asher to tylko jeden z bohaterów, w których przychodzi nam się wcielić. Pozostały zestaw postaci, naturalnie poza zamordowanym przez Ramseya Boltona Ethanem Forresterem, również jest grywalny.

[video-browser playlist="652142" suggest=""]

"The Lost Lords" poprowadzone jest dość chaotycznie, przez co gracz skazywany jest na ciągłe przeskoki w czasie i przestrzeni. Przygodę z 2. odcinkiem gry zaczynamy w mieście Yunkai, które doskonale znane jest fanom twórczości George'a R.R. Martina. Długo tam nie zabawimy, bo akcja przenosi nas na Mur, gdzie wcielamy się w Gareda Tuttle'a, który na polecenie rodziny dołącza do Wron. Naturalnie nie mogło zabraknąć kluczowych dla fabuły gry miejsc, a mianowicie samego Ironrath oraz Królewskiej Przystani. Jak na niecałe 2 godziny czasu trwania odcinka zwiedzamy niezwykle wiele lokacji, ale tak naprawdę nie zwiedzając niczego. Bo ile interesujących informacji można poznać w niecałe 20 minut na jedną miejscówkę? W "The Lost Lords" widać spadek formy po "Iron from Ice". Podobnie było w przypadku kolejnych odcinków "The Wolf Among Us" oraz "The Walking Dead". Być może jest to wynikiem nadmiaru pracy związanej z innymi projektami (oprócz "Game of Thrones" Telltale Games pracuje również nad kolejnymi odcinkami "Tales from the Borderlands", grą "Minecraft: Story Mode", a także zupełnie nowym własnym projektem). Takie obłożenie obowiązkami musi odbić się negatywnie na jakiejś produkcji - i na razie obrywa się 2. odcinkowi "Game of Thrones". Mam jednak nadzieję, że to chwilowa zadyszka i gra wróci na właściwe tory, które zostały wytyczone przez książki oraz serial HBO. Jeżeli chodzi o mechanikę rozgrywki, grafikę oraz udźwiękowienie, to wszystko pozostaje na takim samym, wysokim poziomie, jak to miało miejsce przed kilkoma tygodniami. W recenzowanej wersji tytułu (na konsolę PlayStation 4) w jedynym momencie gra stanęła całkowicie - jedynym rozwiązaniem było wyłączenie i ponowne włączenie sprzętu. W innym natomiast wystąpił problem z odpowiednią synchronizacją obrazu z dźwiękiem. To jedyne problemy techniczne, z którymi się spotkałem, ogrywając 2. odcinek "Game of Thrones".

[video-browser playlist="659015" suggest=""]

Wielotygodniowe oczekiwanie na "The Lost Lords" nie skończyło się zachwytem. Niestety otrzymaliśmy tylko strzępek tego, co było wyśmienite w odcinku premierowym. Żałować można, że przez tyle tygodni Telltale Games nie pokusiło się o coś na miarę oczekiwań fanów "Game of Thrones". Fakt, trupów, krwi i bluźnierczego języka nadal nie brakuje, co jest wierne pierwowzorowi, ale nie ma tutaj tego animuszu z "Iron from Ice". Fabuła w tym odcinku rozwija się w ślimaczym tempie, więc może jest to tylko cisza przed burzą. Może w najbliższym odcinku, na który pewnie poczekamy przynajmniej 2 miesiące, wydarzy się coś przełomowego, co sprawi, że zatrzymamy się na chwilę i powiemy "Wow!". Chciałbym mieć rację, ale coś mi się wydaje, że począwszy od "The Lost Lords" gra będzie trzymała ten sam, zaledwie dobry, a nie rewelacyjny poziom. PLUSY: + nowe oryginalne postacie z ikrą, których nie znajdziecie w twórczości Martina, + sekwencje bitewne wymagają większego skupienia i nie wybaczają błędów, + fabularne twisty, których nawet Martin by się nie powstydził. MINUSY: - na siłę wciśnięta sekwencja treningowa w Nocnej Straży, - spadek formy w porównaniu do odcinka premierowego, - zbyt wielkie nagromadzenie wszystkiego w tak krótkim odcinku, - nierówna oprawa graficzna i sporadyczne problemy natury technicznej.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj