Kolejny odcinek serialu Picasso sugeruje nadchodzący wzrost znaczenia sztuki młodego Geniusza. Wciąż jednak pokazane jest to powolnie i monotonnie, przez co seans nieco się dłuży.
Podobnie jak to było tydzień temu, także teraz mam wrażenie, że od samego początku odcinka twórcy serialu Genius wrzucają nas w wir akcji. Ni stąd ni zowąd trafiamy do szpitala, w którym po wypadku wypoczywa Francois Gilot. O tym, że się przewróciła dowiadujemy się dopiero z jej relacji kierowanej do Pabla. I choć scena być może nie ma większego znaczenia dla fabuły i tak nie klei mi się jej zaprezentowanie zaraz na samym wejściu – od początku towarzyszyło mi uczucie, że coś mnie ominęło i długo nie mogłam wrócić biegu do fabuły bieżącej. Takie skoki w czasie nie są jednak niczym wyjątkowym – podczas trwania odcinka zdarza się również, że zostawiamy Fransois i Pablo skłóconych ze sobą, by za chwilę zobaczyć, jak idą współobjęci plażą. Nie przemawiają do mnie takie skróty fabularne – wprowadzają do serialu niepotrzebny chaos i na mnie działają raczej irytująco.
Scena otwierająca z Gilot miała w zasadzie jeden cel – przypomnieliśmy sobie retrospekcję kobiety, gdy jako mała dziewczynka była zrzucana z klifu do morza przez swojego ojca. Praktyka może i okrutna, jednak jej celem była wyłącznie nauka pływania – jak wiemy z późniejszych scen, podziałało i gdy Pablo grozi dziewczynie zrzuceniem jej z mostu, Francois z pewnością siebie odpowiada, że potrafi pływać. Gdyby nie zasygnalizowanie tego wspomnienia na początku, dialog na moście prawdopodobnie przeszedłby bez echa, jednak w świetle tamtej sceny Francois ponownie jest nam pokazywana jako kobieta niezależna, doświadczona przez los i przede wszystkim – samodzielna. Taka reprezentacja postaci jest widoczna w zasadzie przez cały czas trwania odcinka – zarówno wtedy, jak dziewczyna stawia się przyjaciółce, jak i wtedy, gdy bawi się z Picassem w kotka i myszkę. Geniusza doprowadza to do białej gorączki – widać, że nie jest przyzwyczajony do czyjejkolwiek odmowy i prawdopodobnie to właśnie dlatego młoda Francois tak zawróciła mu w głowie. Ten związek iskrzy, jednak dopiero wtedy, gdy przeanalizujemy go sobie w głowie – na ekranie nieszczególnie to widać, a Clémence Poésy nie emanuje aż taką charyzmą, na jaką zasługuje jej postać.
Postać Picassa po raz kolejny jawi nam się jako bezduszna, niezdolna do okazywania uczuć i lodowata. Scena, w której mężczyzna przyprowadza Francois do mieszkania Dory i każe swojej byłej kochance powiedzieć na głos, że ze sobą zerwali, jest bardzo przejmująca, nawet mimo swojej prostoty. By zdecydować się na taki upokarzający dla drugiej strony krok, trzeba być – jak to pięknie ujęła Gilot – potworem. I tu jej wtóruję – Picasso rzeczywiście udowadnia, że potrafi być bezczelny i że nie ma obycia, jeśli chodzi o interakcje z ludźmi. Młoda dziewczyna może i pozostaje nim zainteresowana, jednak z zewnętrznego punktu widzenia geniusz jest człowiekiem, u boku którego można odczuć niepokój. Chorobliwa zazdrość, złość i za wysokie mniemanie o sobie ponownie wychodzą na pierwszy plan. Z tą jednak różnicą, że pod koniec odcinka także Picasso zdaje sobie z tego sprawę, co ostatecznie mobilizuje Gilot do wyciągnięcia do niego pomocnej dłoni. Trudno przewidzieć, czy rzeczywiście uda jej się zmienić naturę geniusza – wiemy jednak, że na pewno spróbuje, bo u schyłku epizodu wprowadza się do niego na dobre.
W drugiej linii fabularnej obserwujemy młodego Picassa, który już wtedy prezentował dziwne zachowania. Rzec można – artysta – jest usprawiedliwiony… Muszę jednak przyznać, że fakt malowania aktów świeżo zaadoptowanej przez niego trzynastolatki pozostawił mnie w równym niedowierzaniu co Fernande. Może i Pablo inaczej patrzy na świat, jednak jego poczynania bardzo często okazują się po prostu niewłaściwe i złe – na tym etapie ma jeszcze swoją zdroworozsądkową dziewczynę, jednak biorąc pod uwagę rodzącą się między nimi agresję, a nawet przemoc, nie da się oprzeć wrażeniu, że ich dni są policzone.
W bieżącym odcinku w życiu młodego Picassa dochodzi do wewnętrznej przemiany, którą widać gołym okiem – artysta zaczyna postrzegać świat zewnętrzny bryłami i maluje jedno ze swoich najbardziej rozpoznawalnych dzieł, mianowicie Panny Awinionu. Teraz może i są one zbyte śmiechem, jednak jak wiemy, to właśnie to malowidło pozostanie jednym z najlepszych dzieł hiszpańskiego malarza. Młody Picasso nadal nie ma pewności siebie – wystarczy, że grono „specjalistów” powie mu, że obraz jest do niczego, a on już gotów jest w to uwierzyć. I mimo, że finał odcinka spotkał się właśnie z krytyką obrazu, nie da się nie zauważyć, że Picasso tylko rośnie w siłę – końcowy najazd kamery i reprezentacja bohatera wywyższonego wyraźnie świadczą o tym, że geniusz dopiero zaczyna się w nim rodzić i że on sam stawi czoła oporowi, jaki prezentują przed jego sztuką ludzie.
Geniusz: Picasso na tę chwilę wypada gorzej niż zeszłoroczna historia Einsteina, czego winą jest jednostajne monotonne tempo i nie tak wciągający wątek osobisty. Obecnie każdy odcinek jest powolny, a godzinny seans potrafi się momentami nawet dłużyć. Realizacyjnie w dalszym ciągu majstersztyk, jednak z utęsknieniem czekam na chwile, w których rzeczywiście na ekranie coś będzie się działo. Nie mam nic przeciwko spowolnieniom tempa, jednak po tylu podobnych sobie odcinkach, zwyczajnie chce się czegoś nowego.