Przez 16 lat od premiery Tom Clancy's Ghost Recon seria przeszła spore zmiany. Pierwsze odsłony były taktycznymi militarnymi shooterami z naciskiem na kierowanie oddziałem, by powoli zatracać ten styl rozgrywki na korzyść bardziej arcade'owego podejścia, jakie możemy uświadczyć w Tom Clancy's Ghost Recon: Future Soldier czy choćby sieciowym Phantoms. Największą zmianą w tegorocznej odsłonie marki jest wprowadzenie ogromnego, otwartego świata. Jest on rekordowy pod względem wielkości, jeśli chodzi o gry Ubisoftu. Obszarem naszych działań będzie wycinek wirtualnej Boliwii, a konkretnie 21 regionów. Są one bardzo zróżnicowane  i prezentują szeroki przekrój biomów. Od pokrytych śniegiem gór, przez kaniony, gęste dżungle, a na pustyni solnej skończywszy. Zadbano nawet o przeniesienie do gry Laguna Colorada, czerwonego, słonego jeziora będącego jednym ze znaków rozpoznawczych Boliwii i jednocześnie rezerwatem przyrody. Takich smaczków jest więcej, a już samo podróżowanie po wirtualnym kraju daje mnóstwo frajdy. Można robić to na kilka sposobów: samochodami, motocyklami, pojazdami wojskowymi, łodziami, samolotami bądź śmigłowcami. Każdy z tych środków transportu występuje w kilku odmianach, choć niestety w przypadku jednośladów i pojazdów latających nie jest ich zbyt dużo. Tutaj też następuje pierwszy większy zgrzyt, czyli model jazdy. O ile jeszcze latanie i pływanie jest całkiem przyjemne, to prowadzenie pojazdów naziemnych... Cóż, lekko mówiąc trzeba do niego przywyknąć. Samochody są albo zbyt zwrotne, albo za mało, albo za szybkie, albo za wolne, nie ma tego złotego środka. Nieco lepiej jest z motocyklami, ale też trzeba bardzo uważać, bo chwila nieuwagi i kręci się bączki gdzieś na poboczu albo ginie po wykatapultowaniu i przeleceniu kilku metrów. Zwiedzanie kraju to jedna kwestia, pytanie po co? Ano po to, by zniszczyć wszechmocny kartel narkotykowy jako odwet za podłożenie bomby pod ambasadę USA i zabicie agenta DEA. Organizacja ta, znana jako kartel Santa Blanca podzielona jest na 4 filary, a każdy z nich składa się z szefa, wiceszefa i kilku przybocznych. Żeby mieć możliwość konfrontacji z szefem, trzeba wyeliminować wiceszefa, do którego prowadzą wspomniani Buchones. Każdy taki przyboczny rządzi jedną z prowincji, w której to szukamy danych na jego temat, które pozwolą nam na jego likwidację bądź pojmanie. Kolejność, w jakiej czyścimy "dzielnice", nie ma żadnego znaczenia, ba! możemy nawet zrobić 2-3 misje w jednej i przenieść się do drugiej. Taki model rozgrywki jest bardzo przyjemny i pozwala na niespotykaną do tej pory w serii swobodę, ale... Ale tu pojawia się kolejny problem, a mianowicie kwestia koszerności. Modus operandi Duchów, jak również i ich specyfika działań, nakreślone przez gry i inne media związane z serią, ni w ząb (żeby nie powiedzieć brzydziej) tu nie pasują. Wiem, że może się czepiam i że jest to uwspółcześnienie pola walki, jak i profilu jednostek specjalnych jako takich, ale nie przemawia to do mnie. J‌eśli chodzi o sposób działania naszej jednostki to Ghost Recon: Wildlands powraca do schematu rozgrywki taktycznej, ale na swój własny sposób. Nie znajdziemy tu podziału na drużyny jak w przypadku wcześniejszych odsłon, za to dostajemy trzech komputerowych kompanów (którzy mogą być zastąpieni przez żywych graczy, ale o tym później), wraz z dość ograniczonym, ale wystarczającym kołem rozkazów. Nie można im co prawda zmieniać dostępnego wyposażenia, ale za sprawą magicznych i nie do końca dla mnie zrozumiałych wyborów developerów, nasz oddziałowy snajper może strzelać seriami ze swojego czterotaktowej snajperki, zaś inny używa karabinu szturmowego jak wyborowego. W ramach narzędzi do demolki, przepraszam destabilizacji, dostajemy również wsparcie rebeliantów. Mogą oni ostrzelać wyznaczony cel z moździerza, dokonać zwiadu, wywołać zamieszanie, bądź po prostu pojawić się na polu walki jako jednostka naziemna. Z tych dwóch ostatnich opcji nie korzystałem zbyt często, gdyż przez niedopracowane AI bardziej przeszkadzają, niż pomagają, na przykład zabijając cel, który jesteśmy zobowiązani dostarczyć żywcem. Należy jeszcze wspomnieć o zabawkach, jakimi dysponuje nasza postać. Mamy tu lornetkę, drona, różne rodzaje ładunków wybuchowych, czy też pistolet z flarą sygnałową, służący do przyciągania wrogów na wskazany teren. Wszystkie te gadżety możemy w mniejszym lub większym stopniu modyfikować dzięki punktom umiejętności oraz zapasom podnoszonym na polu walki. Niezłe rozwiązanie, wzbogacające podstawową mechanikę rozrywki o mały grindfest. Inaczej trochę wygląda zabawa, kiedy zamiast Duchów sterowanych przez komputer, dołączy do nas żywy gracz. Niestety tutaj już na wstępie pojawia się problem, mianowicie nie jest tak, ze jeden gracz zastępuje jedno AI, kiedy ktoś do nas dołączy, znikają wszystkie boty. Powoduje to nieraz frustrację i utrudnia rozgrywkę, między innymi dlatego, że pozbawieni jesteśmy w tym momencie znanego z poprzedniej części i mającego tutaj swoje drugie wcielenie syncshota. Jest to mechanika pozwalająca nam na oznaczenie i jednoczesną eliminację do 4 celów. O ile grając w pełnym składzie jest to jeszcze wykonalne (choć trudniejsze niż gdyby pomagało nam AI), to jednak gdy gramy we dwójkę lub trójkę, to brak tej mechaniki nieraz odczujemy dość boleśnie. Jednakowoż poza tym szczegółem, granie ze znajomymi dostarcza naprawdę dużo frajdy. Audiowizualnie Ghost Recon: Wildlands prezentuje się bardzo ładnie, wspomniana różnorodność otoczenia i przyrody zapiera dech w piersiach, a biegające wokół lamy czy inne pancerniki dodają klimatu. Klimatu dodaje także muzyka, zwłaszcza gdy podczas akcji zmienia swoje tempo ze spokojnej na cięższą i mocniejszą. Jednak i tutaj znajdzie się łyżka dziegciu, a mianowicie brak konsekwencji w detalach. Przykład? Większość żarówek czy reflektorów da się zestrzelić, wyłączając przy tym oświetlenie, jednak w kilku miejscach "zabite" żarówki dalej świecą. Tyczy się to zarówno niektórych budynków, lokacji zewnętrznych, jak i, co boli najbardziej, oświetlenia pojazdów.
Fot. Ubisoft
+34 więcej
Reasumując, Ghost Recon: Wildlands to gra ze sporym potencjałem, mająca jednak swoje problemy. Nie odbierają one aż tak przyjemności z grania a Ubisoft powoli je łata, także jestem pełen nadziei. Nie ukrywam jednak, że pod względem konstrukcji fabularnej nie do końca pasuje mi ona do uniwersum Toma Clancy'ego i gdyby nie była z nim powiązana, dostałaby ocenę oczko wyższą PLUSY: + piękny setting. + ogromny świat. + broń, dużo broni. + opcje taktyczne MINUSY: – bugi. – oświetlenie. – model jazdy. – czy to na pewno Tom Clancy?
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj