Zarathos, to potężny demon, powstały z istoty anioła. boski twór, będący obrońcą niewinnych, który został oszukany i strącony do piekła, aby być świadkiem ogromnego cierpienia. Zarathos jednak przetrwał. Horror w jakim się znalazł, przemienił go z anioła w żądnego zemsty demona. Jego wcześniejsze powołanie niesienia pomocy cierpiącym, teraz przybrało formę niekończącej się misji wymierzania kary złoczyńcom. Zarathos, niegdyś szlachetny i sprawiedliwy, stał się głodny kolejnych dusz potępionych.
Najnowsza produkcja twórców "Adrenaliny", w konfrontacji z pierwszą częścią przygód tytułowego Ghost Ridera, prezentuje zdecydowanie bardziej bezpośredni oraz przerysowany obraz demona zemsty z piekła rodem. Film ten, utrzymany w czysto komiksowej, mainstreamowej konwencji, już od pierwszych scen sugeruje kuriozalną rozrywkę z ciętym i bezpośrednim humorem. W zasadzie można by rzec, iż kino panów Neveldine’a i Taylora, utrzymane w duchu poprzednich produkcji, skierowane jest jedynie do męskiej części publiki z naciskiem na absurdalne sytuacje, tworzące specyficzny – rozpoznawalny styl prowadzonej historii. Styl, na tyle przerysowany, aby przypaść do gustu, bądź, mówiąc wprost, zniechęcić do kolejnych filmów z reżyserią promowaną wspomnianymi nazwiskami.
[image-browser playlist="603454" suggest=""]©2012 Columbia Pictures
Główne – zauważalne posunięcie, zmieniające całkowicie charakter postaci z filmu "Ghost Rider", z pewnością dotyczy próby ustawienia demona Johnny’ego Blaze’a na półce dla dorosłych. Twórcy zrywają wprost z wizerunkiem białej, otoczonej płomieniem nadziei czaszki z ludzkimi odruchami, na rzecz brudnego, zwęglonego i nieznającego litości demona. Korzenie tychże zmian słusznie argumentuje jedna z późniejszych scen produkcji Ghost Rider 2, wyjaśniająca wprost pochodzenie klątwy głównego bohatera. Zrealizowane dodatkowo na przyzwoitym poziomie efekty specjalne, dynamiczna praca kamery w połączeniu z bezpośrednim, prostym co prawda, lecz typowo męskim dowcipem, tworzą dynamiczną oraz dobitnie banalną rozrywkę. Miejscami poważna i wydawać by się mogło mroczna produkcja, w ogólnym rozrachunku, poprzez szereg stricte komiksowych wstawek, przerysowanych scen i ewidentnie szalonej formy, nabiera bardzo hermetycznego charakteru, niebezpiecznie skierowanego do wąskiej grupy odbiorców.
[image-browser playlist="603455" suggest=""]©2012 Columbia Pictures
Twórcy filmu ewidentnie duży nacisk położyli na konfrontację tytułowego demona zemsty, z naczyniem, w którym został umieszczony. Naczyniem w postaci człowieka, znanego jako Johnny Blaze. Wszelkie postacie, pojawiające się na ekranie, są niczym więcej, jak wypełniaczem prowadzonej historii. Fabuła zdecydowanie ustępuje części pierwszej. Żaden z aktorów, nie dostał wyraźnej szansy popisania się swoim kunsztem aktorskim. Co więcej, wielu z nich wyraźnie nie ma obycia z kamerą. Dialogi są proste, emocji za grosz, a wśród tej nieco nieudanej składanki – Nicolas Cage, który, wbrew miejscami bezpłciowej fabule, wypada zaskakująco dobrze. Złość, histeryczny śmiech, czy sceny zmagania się z demonem, próbującym przejąć kontrolę nad ciałem opętanego dowodzą, że aktorstwo w omawianej produkcji zasługuje na chwilę uwagi. Prowadzone dodatkowo w luźny – specyficzny dla twórców "Adrenaliny" sposób, wywołuje u widza reakcję nie inną jak nieustanny uśmiech, zaiskrzony poziomem wykolejenia przedstawionej rzeczywistości. Czy jest to wadą tejże produkcji? Cóż.. z pewnością jest to cecha, którą można lekko strawić, z różnym jednak skutkiem. Faktem jest, iż charakter filmu prezentuje się na tyle niewiarygodnie, że aż komicznie. Z drugiej jednak strony widać ewidentnie, iż zaprezentowana forma jest jawnym, sukcesywnie realizowanym zamierzeniem wspomnianych reżyserów, co z kolei punktuje na rzecz konsekwencji w realizowaniu ich wizji.
[image-browser playlist="603456" suggest=""]©2012 Columbia Pictures
Cóż zatem jeszcze dziś otrzyma widz, jeśli wybierze się na seans "Ghost Rider 2"? Karykaturalną produkcję Neveldine’a i Taylora dla widza o niewygórowanych wymaganiach i chęci namnożenia efektownej akcji w 90-minutowym seansie. Twórcy z przymrużeniem oka podeszli do tematu ognistego demona, wydobywając absurd i humor z każdej możliwej sceny. Recepta na udany seans jest prosta – gdyby tak przymknąć oko na fabułę i cieszyć się prostym i bezpośrednim dowcipem... gdyby przymknąć oko na znikomy, choć zauważalny efekt 3D i bawić się każdą sceną, tak jak zrobili to twórcy, a przede wszystkim – gdyby tuż przed seansem potraktować mózg jako zbędny balast i zostawić go na półtorej godziny za drzwiami sali kinowej... No właśnie – jeśli uda nam się spełnić wszystkie te wymagania, z pewnością kolejna część przygód Ghost Ridera powinna dostarczyć nam, szczególnie męskiej części widowni, lekkiej, komiksowej i przerysowanej do granic fabularnej bajki, wieczornej rozrywki. Jeżeli jednak nasz dobry znajomy o kryptonimie "Mózg" nie zniży się do poziomu powyższych założeń, omawiana produkcja w ocenie końcowej zaprezentuje się jako zbędny popartowski design filmowy, z przemilczaną fabułą. Czy jesteście więc gotowi nieco się poparzyć?
Ocena: 5/10 (+1 zdecydowanie wędruje na rzecz filmu za ciekawy podkład muzyczny oraz przewijającą się scenę z "miotaczem ognia")