"Głosy" w reżyserii Marjane Satrapi to zabawna czarna komedia, która w przewrotny sposób porusza temat choroby psychicznej.
Oto poznajemy Jerry'ego (Ryan Reynolds), sympatycznego młodego mężczyznę pracującego w fabryce sprzętów łazienkowych. Jerry jest zawsze uśmiechnięty, ale nie do końca potrafi odnaleźć się w towarzystwie. Taki uroczy dziwak, chciałoby się rzec. Kiedy więc udaje mu się umówić na spotkanie z piękną panią księgową (Gemma Arterton), jest wniebowzięty.
Jest jednak pewien problem - Jerry prowadzi konwersacje ze swoimi domowymi zwierzakami. Ten fakt z początku jest jedynie lekko niepokojący. Do czasu. Gdy chce, że staje się czynnym uczestnikiem niefortunnego wypadku, sprawy się nieco komplikują. Zwierzaki zaczynają zachowywać się jak Anioł i Diabeł (czyt. Anioł Upadły), podszeptując mężczyźnie dwie ścieżki zachowania: dobrą i złą.
Dodatkowym atutem „gadających zwierzaków” jest fakt, iż w zabawny sposób pokazują one różnice między zachowaniem psów i kotów, a głosy, którymi posługują się zwierzęta, dodają komizmu całej sytuacji. Wyjątkowo ciekawa jest także rola Ryana Reynoldsa, znacznie odbiegająca od jego dotychczasowych bohaterów. Aktor potrafił pokazać zmienne nastroje swojego bohatera w wyjątkowo stonowany, acz wyrazisty sposób. Mimika odgrywa tu ważną rolę, a każda zmiana wyrazu twarzy aktora niesie za sobą wyraźną zmianę w sposobie myślenia bohatera. Dzięki temu obraz osoby zwichrowanej psychicznie staje się niezwykle wiarygodny.
Wartymi odnotowania są także nieomal cytaty ze słynnych filmów grozy. Ich użycie nie wydaje się jednak w pełni zamierzone, po prostu kilka momentów samoistnie narzuca takie porównanie. Spojrzenie Jerry'ego znad plastikowych kontenerów o specyficznej zawartości jest bowiem równocześnie przykuwające wzrok, jak i przyprawiające o ciarki na plecach, co przywodzi na myśl upiorny wzrok Normana Batesa z najlepszej sceny
„Psychozy”. Moment, w którym Jerry siedzi przy barze i patrzy w lustro, oglądając swoje oblicze, również może kojarzyć się ze słynnym dreszczowcem, tym razem z
"Lśnieniem" Stanleya Kubricka. W obu wypadkach jest to jednak raczej podobieństwo miejsca, sytuacji i pewnego klimatu chwili niż świadomy zabieg. Niemniej sceny te niezwykle korzystnie wypadają na ekranie, dlatego warto je przytoczyć.
[video-browser playlist="657468" suggest=""]
„
Głosy” w prześmiewczy, ale ciekawy i dosadny sposób ukazują chorobę psychiczną. Film prostymi środkami pozwala wejść w mózg osoby poturbowanej psychicznie i zmierzyć się z problemami, z którymi boryka się ona na co dzień. W szczególności dobrze wypada wizualnie uderzająca chwila, w której oglądamy prawdziwe oblicze domu Jerry’ego. Kontrast wyglądu domostwa z poprzednimi sekwencjami, w których je oglądaliśmy, jest ogromny i w klarowny sposób pokazuje, jak mózg bohatera przetwarza wygląd otoczenia.
Film przykuwa uwagę także celowym zmieszaniem konwencji. Wyśmienite są w szczególności momenty rodem z baśni, przywodzące na myśl dwie słynne bohaterki. Oczywiście z niecodziennym, szczególnym i krwawym twistem.
„
Głosy” to lekka, specyficzna (bo podlana krwistym sosem) rozrywka, w której odnaleźć można też poważniejsze tony. Scena "10 lat terapii w 10 sekund" wypada w szczególności korzystnie, równocześnie spłycając, jak i gloryfikując moc psychoterapii. Warto zostać też na napisach końcowych, stanowiących integralną część opowieści, domykającą wszystkie wątki.
Czytaj również: Wszystkie światy Wachowskich
„
Głosy” to specyficzny, krwisty obraz, który powinien przypaść do gustu w szczególności osobom, które lubią komediowe hybrydy horroru pokroju niedawnych „
Rogów” (od których „
Głosy” są zresztą lepsze) czy wyśmienitego
"Gościa". Zabawna czarna komedia, która celowo wykorzystuje kontrast dla zwiększenia efektu komicznego. Dobrze spędzone dwie godziny.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h