Głównym bohaterem Romans jest Malky, mężczyzna pracujący przy rozbiórkach, miejscowy twardziel, któremu nic nie straszne, spotykający się z piękną barmanką, Emmą. Jednak pod tą całą otoczką poczciwego, irlandzkiego faceta, który zawsze jest gotów stanąć w obronie przyjaciół, kryje się ogromny mrok i ból, który zostaje przywrócony, kiedy do miasteczka powraca dawno niewidziany ksiądz. Teraz Malky będzie musiał uporać się ze swoją wielką traumą z dzieciństwa, przez co ucierpi jego związek, praca oraz zawarte dotychczas przyjaźnie. Mężczyzna wkroczy na drogę samodestrukcji. Twórcy filmu w bardzo interesujący sposób ukazali wszelkie etapy pogrążania się Malky'ego w pewien rodzaj wyalienowania społecznego, graniczący w niektórych momentach z obłędem. Bardzo dobrze zaprezentowano nam poszczególne etapy coraz większego osuwania się bohatera w odmęty swojego wewnętrznego mroku, który po raz kolejny dał o sobie znać. Podobało mi się, jak reżyserski duet stopniował ten proces, nakreślając nam za pomocą społecznych relacji Malky'ego poziom jego cierpienia. W tej produkcji to właśnie interakcje ze środowiskiem głównego bohatera mówią znacznie więcej o bólu, jaki musi w sobie nosić. Jego trauma z przeszłości znajduje się w tym wypadku w domyśle, powolny rozpad więzi z bliskimi znacznie dogłębniej ukazuje nam skalę wpływu wydarzeń z przeszłości na obecną egzystencję Malky'ego. Twórcy pokazują tutaj świetnie, jak otoczenie mężczyzny hamowało lub wyolbrzymiało jego demony. Za to plus. Film oferuje kilka naprawdę bardzo dobrych scen, szczególnie końcowy akt szokuje, trzyma widza w napięciu oraz zmusza do refleksji. Nieźle sprawdza się tutaj szczególnie ukazanie dwóch relacji głównego bohatera, z jego matką i mężczyzną, który w przeszłości także był molestowany. Pierwsza z nich ukazuje nam przedziwną, wręcz toksyczną więź, w której jedna strona bagatelizuje nawet ten najczarniejszy scenariusz i jest ślepo ukierunkowana na jeden tor myślenia. Druga relacja opiera się na mieszance braku zaufania, wsparcia i tytułowego gniewu, który bohaterowie starają się trzymać na wodzy.  Ta produkcja to w pełni popis Orlando Blooma, który swoim wycofaniem i połączeniem stonowanych emocji z ich nadekspresją tworzy ciekawą aktorską kreację. Niestety pozostała część obsady nie wypada już tak dobrze. Janet Montgomery jako Emma bardziej irytuje, niż wzbudza troskę, podobnie ma się to w przypadku Anne Reid w roli matki głównego bohatera. Charlie Creed-Miles oraz Alex Ferns stanowią dobre tło i wsparcie dla Malky'ego, jednak nie wychodzą poza bezpieczną sferę, którą nadali im twórcy. Sam duet reżyserski w pewnych momentach za bardzo popada w zabawę symboliką chrześcijańską. Te wszystkie próby, aby poprzez ukazanie alegorii związanej z religią wzmocnić przekaz filmu, wypadają blado. Takie rzeczy jak nawiązanie do dźwigania własnego krzyża nie pomagają w pozytywnym odebraniu sfery emocji, która kryje się pod grubym płaszczem inscenizacyjnych gierek. Mamy w ten sposób w pewnych momentach zdecydowany przerost formy nad treścią. Podobnie sprawa ma się w przypadku niektórych wątków, które wydają się tutaj zupełnie niepotrzebne. Znamienna jest tutaj powtarzająca się praktycznie przez cały czas trwania produkcji kwestia kryminalnej przeszłości Malky'ego i związanej z nią postaci jego przyjaciela. Ten element praktycznie zupełnie nie określa nam profilu psychologicznego naszego bohatera, jest w pewien sposób tylko dziwnym rodzajem filtra, który zakrzywia postrzeganie opowieści. Romans mimo swoich kilku błędów w postaci prowadzenia niektórych bohaterów oraz wątków jest filmem niezłym, który można spokojnie obejrzeć bez świadomości, że niepotrzebnie straciło się ponad godzinę w sali kinowej.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj