Ostatni odcinek skupia się przede wszystkim na relacji Leely i Fry’a a ściślej mówiąc - na konsumpcji ich związku, czyli zawarciu więzów małżeńskich. Historia zatacza nieco koło, ponieważ rozpoczyna się na księżycu, czyli miejscu, w którym wspólnie doręczyli pierwszą paczkę pracując w Planet Express. Jednak jak to zawsze bywa w Futuramie, nic nie jest takie proste, jakby się wydawało. Tym razem w grę wchodzi manipulacja czasem, która jest możliwa za sprawą wynalazku profesora Farnswortha. Stworzył on bowiem przycisk, który pozwala cofnąć cały Wszechświat o dziesięć sekund. Znając poczucie humoru oraz logikę, którą kieruje się serial Matta Groeninga, można sobie tylko wyobrazić, jakie spustoszenie w życiu bohaterów to wprowadzi.

 [image-browser playlist="588618" suggest=""]

Walka (a może by rzec – zabawa?) Fry’a z czasoprzestrzennym przyciskiem prowadzi bohaterów przed oblicze zarówno niespodziewanych, jak i kuriozalnych wydarzeń. Dość wspomnieć, że przez blisko jedną trzecią całego odcinka główny bohater spada z wieżowca… tylko dlatego, że Leela spóźniała się kilka minut na ich umówione spotkanie. Dzięki pewnemu zbiegowi wydarzeń, a raczej zepsuciu czasoprzestrzennego przycisku, Leela oraz Fry niespodziewanie zyskują dla siebie dużo czasu – wręcz cały czas, jaki jest we wszechświecie. Sekwencja ta nadrabia wszystkie zaległości i niedopowiedzenia, jakie budowały się pomiędzy dwójką bohaterów na przestrzeni ostatnich sezonów oraz uderza w zdecydowanie melancholijny ton tego związku.

Reasumując, odcinek "Meanwhile" reprezentuje to, co w Futuramie najlepsze – walkę z siłami wszechświata (czyt. naginanie praw fizyki), Bendera w najwyższej, typowo sarkastycznej formie, Fry’a wplątanego w niecodzienne sytuacje oraz tonę prześmiewczego humoru. Nic, tylko otrzeć łzę na pożegnanie.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj