Historia Rogera Ailesa to nie materiał na film, a raczej na serial. Nie da się bowiem tej opowieści przybliżyć widzom w niecałe dwie godziny, bez spłycania tematu i przedstawienia wydarzeń po łebkach. Wiedziała o tym doskonale telewizja Showtime, która stworzyła serial Na cały głos, w Polsce pokazywany przez HBO. Niestety, reżyser Jay Roach postanowił zmierzyć się z tematem i niestety moim zdaniem poległ. Historia zawarta w scenariuszu Charlesa Randolpha, twórcy świetnego Big Short, to szkolny bryk dla ludzi nie mających czasu na zapoznanie się z serialem. Bardzo okrojony bryk. W nim Ailes jest przedstawiony jako niedołężny starzec, lubiący masturbować się przy ładnych prezenterkach. Czemu one się na to zgadzały? Czemu wszyscy w biurze to ukrywali? Czemu nikt przez tyle lat nie chciał nic powiedzieć? Na te pytania już twórcy nie odpowiadają, bo braknie im czasu. Obraz, który dostajemy jest więc niepełny. Przedstawienie tej historii z perspektywy ofiar szefa jednego z największych kanałów informacyjnych w USA było świetnym pomysłem. Zabrakło jednak szerszego kontekstu, który by tłumaczył widzowi, co się dzieje, i co w tym całym zamieszaniu robi Donald Trump, walczący o prezydenturę. Być może Roach kieruje swój obraz przede wszystkim do widzów amerykańskich, którzy są z tym tematem zaznajomieni i nie potrzebują szerszego wprowadzenia, jednak widzowie spoza Stanów Zjednoczonych mogą mieć z tym problem. Bez szerszego kontekstu, można odnieść mylne wrażenie, że w przypadku dwóch z trzech głównych bohaterek mamy do czynienia z kobietami mszczącymi się na swoim szefie za to, że przestaje na nie stawiać, robiąc miejsce w ramówce dla młodszych. Czym bowiem są starsze, tym mniejszą widownię są w stanie zgromadzić przed telewizorami, w wyniku czego są przesuwane na mniej atrakcyjne godziny, aż w końcu w ogóle są odstawiane. A to oczywiście nieprawda. Alies oprócz tego że był geniuszem znającym świetnie mechanizmy działania telewizji i siły, jaką dają dobrze ukierunkowane wiadomości, był także obleśnym zboczeńcem wykorzystującym swoją pozycję. Szkoda, że twórcy Gorącego tematu nie potrafili tego ukazać. Wersja Rogera przedstawiona przez Johna Lithgowa to bardziej groteskowy staruszek z zaburzeniami równowagi psychicznej niż człowiek, którego boją się najważniejsi politycy i biznesmeni w kraju. Russell Crowe był w tej roli dużo bardziej wiarygodny. Fabuła jest opowiadana z perspektywy trzech kobiet stojących na różnych szczeblach kariery w Fox News. Jak rozumiem w założeniu twórców te historie miały się uzupełniać i tworzyć jeden spójny obraz tego, co działo się za drzwiami prywatnego gabinetu Aliesa. Jednak Roach, który specjalizuje się raczej w komediach, ma ogromny problem z połączeniem wszystkich trzech wątków w jedną spójną opowieść. Dostajemy nierówną historię, która w pewnym momencie zaczyna męczyć moralizatorskim tonem i na dodatek jest pozbawiona emocji. Całość przypomina manifest polityczny czytany z kartki przez przypadkowego przechodnia. Brak tu tej pasji, z jaką zwracali się do nas bohaterowie Big short. Także trio Charlize Theron, Margot Robbie i Nicole Kidman nie wypada najlepiej. Zwłaszcza Kidman jako sprawczyni całego zamieszania, czyli Gretchen Carlson, która jako pierwsza postanowiła walczyć o swoje prawa, jest mało przekonująca. Gra bez emocji. Rozumiem, że taki był zamysł reżysera, ale jednak mając w głowie tę samą postać graną przez Naomi Watts w Na cały głos odniosłem wrażenie, jakbym dostał wersję light. A nie tego się spodziewałem. Najnaturalniej wypada Robbie jako niewinna stażystka Pospisil, której radość z pracy w Fox News jest tak ogromna, że świadomie lub nie, zakłada klapki na oczy i za wszelką cenę chce piąć się wyżej, nie zważając na ostrzeżenia koleżanek. Nie neguję tego, że takie filmy jak Gorący temat są potrzebne, zważywszy na swoją problematykę. Na pewno niejedna osoba po jego obejrzeniu zastanowi się, czy sposób, w jaki zachowuje się wobec przełożonych czy podwładnych jest właściwy, czy nie będzie rodzić problemów. Może nawet kilku osobom znajdującym się w podobnej sytuacji doda odwagi, by się przeciwstawić i powiedzieć na głos o tym, co się dzieje. Jednak jako historia opisująca konkretny przypadek wydaje mi się zbyt ogólna i niedokładna. Jest świetnym przykładem na to, że nie każda opowieść przez swoją złożoność nadaje się do kina.  
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj