W trzecim tomie już dobrze wiemy, czego możemy spodziewać się po wspólnym dziele Grega Rucki, Eda Brubakera i Michaela Larka. Na pewno nie superbohaterskich naparzanek, ani jaskrawej kolorystyki, ani tym bardziej powtarzalnych do znudzenia schematów. Twórcy uciekają od oczywistości historii o trykociarzach, skupiając się na sferach bliższych życiu: zwykłej policyjnej robocie, tym trudniejszej i uciążliwszej, bo wykonywanej w mieście pełnym psychopatycznych złoczyńców. W pewnym momencie za taką personę zaczyna być nawet traktowany samozwańczy obrońca Gotham. Dlaczego? Wszystko przez opłakaną w skutkach interwencję Batmana, po której komisarz policji każe zdemontować reflektor z wzywającym bohatera sygnałem. To wyraźny znak, że Batman odtąd nie będzie traktowany ulgowo. Tak naprawdę, to tylko treść jednej, krótkiej opowieści z Gotham Central, Book 3: On the Freak Beat. W innych twórcy skupiają się na przeróżnego kalibru sprawach wypełnionych rutynową policyjną robotą; sprawach w które superbohaterowie są rzecz jasna zamieszani, ale wcale być tak nie musi. W Corriganie,  pierwszej historii ze zbioru, są jedynie bardzo odległym tłem, co wcale nie przeszkadza w odbiorze - powracająca tu na pierwszy plan detektyw Renee Montoya jest nie mniej fascynującą bohaterką, a jej pojedynek z tytułową, odpychającą postacią, jest ekscytujący. Mimo że na okładce jest Batman, to tym razem więcej komiksowego czasu dostaje od twórców Catwoman, będąca kluczową figurą w tytułowej historii zbioru. Policjanci prowadzą tu śledztwo w sprawie dziwnego włamania połączonego z morderstwem, o które posądzana jest popularna bohaterka. Bardzo odczuwalny jest tu kontrast między możliwościami stróżów prawa a tymi, którymi dysponują ikoniczne postacie uniwersum DC. Te zawsze są silniejsze, sprytniejsze i doskonale planujące - zwykły człowiek w obliczu tych nadludzi może popaść we frustrację. Stąd też nieufność, czasami zazdrość i zwykła złość, kiedy superbohaterowie wtrącają się w sprawy maluczkich lub kiedy trzeba po nich po prostu sprzątać.
Źródło: Egmont
Ten nastrój, z jednej strony niemocy, z drugiej determinacji stróżów prawa, jak zwykle bardzo dobrze oddają rysunki Michaela Larka (bardziej przekonujące w tym aspekcie niż te wygładzone przez Stefano Gaudiano). Proza życia odbija się  na pokiereszowanych zmarszczkami twarzach bohaterów, a scen w jaśniejszej, kolorystycznej tonacji jest tu jak na lekarstwo. To Gotham ponure, brudne i udręczone, ale też posiadające tych pomniejszych bohaterów, którzy wcale dobrze nauczyli się funkcjonować w takich, a nie innych warunkach i okolicznościach. Nie wszystkich czytelników żądnych superbohaterskich fajerwerków zadowoli taka konwencja. Trzeba też przyznać, że kolejne opowieści z trzeciego tomu Gotham Central nie mają już takiej mocy i nie zaskakują w takim stopniu jak poprzednie. I w chwili, kiedy myślimy, że twórcy jednak osiedli już na laurach i nie wzniosą się ponad prezentowany w tej odsłonie poziom, przychodzi ostatnia opowieść zbioru - Glliny z Keystone, która jest niczym wisienka na torcie i udowadnia, jak wiele można uzyskać łącząc konwencję noir z popularną choćby z serialu The Flash, cotygodniową sprawą złoczyńcy. Flasha przywołuję tu nie na darmo, bowiem policjanci z Gotham wyruszają do tytułowego Keystone, czyli miasta znanego najlepiej z przygód Jaya Garricka i Wally'ego Westa. Muszą skontaktować się z przetrzymywanym w więzieniu Doktorem Alchemy, którego działania stoją za dramatycznymi wydarzeniami w mieście Batmana. Twórcy serialu stacji CW mogliby nauczyć się bardzo wiele z tej historii. Wątek Doktora Alchemy, przypominający tu momentami perypetie doktora Lectera z The Silence of the Lambs, jest poprowadzony bezbłędnie - nie ośmieszając ani złoczyńcy, ani jego przeciwników. Z tej opowieści przebija najprawdziwsza groza i to tu właśnie najlepiej wybrzmiewa kontrast między zwykłymi, szarymi obywatelami, a ludźmi dysponującymi mocą. A zakończenie... na takie we Flashu nie ma co liczyć i w nim właśnie tkwi podstawowa różnica między popularnym serialem, a tą mroczną i boleśnie prawdziwą komiksową historią. Cóż, konwencja zobowiązuje, noir nie może być inne. A Flasha zawsze można sobie obejrzeć dla poprawienia  nastroju.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj