Gotham Central #03: W obłąkanym rytmie – recenzja komiksu
Data premiery w Polsce: 15 lutego 2017Jeśli ktoś się spodziewał, że w Gotham Central coś się zmieni i superbohaterowie zaczną w końcu pojawiać się tu częściej, ten musi obejść się smakiem. Nie zmienia się natomiast jakość opowieści - to wciąż znakomite, komiksowe historie utrzymane w stylistyce noir.
Jeśli ktoś się spodziewał, że w Gotham Central coś się zmieni i superbohaterowie zaczną w końcu pojawiać się tu częściej, ten musi obejść się smakiem. Nie zmienia się natomiast jakość opowieści - to wciąż znakomite, komiksowe historie utrzymane w stylistyce noir.
W trzecim tomie już dobrze wiemy, czego możemy spodziewać się po wspólnym dziele Grega Rucki, Eda Brubakera i Michaela Larka. Na pewno nie superbohaterskich naparzanek, ani jaskrawej kolorystyki, ani tym bardziej powtarzalnych do znudzenia schematów. Twórcy uciekają od oczywistości historii o trykociarzach, skupiając się na sferach bliższych życiu: zwykłej policyjnej robocie, tym trudniejszej i uciążliwszej, bo wykonywanej w mieście pełnym psychopatycznych złoczyńców. W pewnym momencie za taką personę zaczyna być nawet traktowany samozwańczy obrońca Gotham. Dlaczego? Wszystko przez opłakaną w skutkach interwencję Batmana, po której komisarz policji każe zdemontować reflektor z wzywającym bohatera sygnałem. To wyraźny znak, że Batman odtąd nie będzie traktowany ulgowo.
Tak naprawdę, to tylko treść jednej, krótkiej opowieści z Gotham Central, Book 3: On the Freak Beat. W innych twórcy skupiają się na przeróżnego kalibru sprawach wypełnionych rutynową policyjną robotą; sprawach w które superbohaterowie są rzecz jasna zamieszani, ale wcale być tak nie musi. W Corriganie, pierwszej historii ze zbioru, są jedynie bardzo odległym tłem, co wcale nie przeszkadza w odbiorze - powracająca tu na pierwszy plan detektyw Renee Montoya jest nie mniej fascynującą bohaterką, a jej pojedynek z tytułową, odpychającą postacią, jest ekscytujący.
Mimo że na okładce jest Batman, to tym razem więcej komiksowego czasu dostaje od twórców Catwoman, będąca kluczową figurą w tytułowej historii zbioru. Policjanci prowadzą tu śledztwo w sprawie dziwnego włamania połączonego z morderstwem, o które posądzana jest popularna bohaterka. Bardzo odczuwalny jest tu kontrast między możliwościami stróżów prawa a tymi, którymi dysponują ikoniczne postacie uniwersum DC. Te zawsze są silniejsze, sprytniejsze i doskonale planujące - zwykły człowiek w obliczu tych nadludzi może popaść we frustrację. Stąd też nieufność, czasami zazdrość i zwykła złość, kiedy superbohaterowie wtrącają się w sprawy maluczkich lub kiedy trzeba po nich po prostu sprzątać.
Ten nastrój, z jednej strony niemocy, z drugiej determinacji stróżów prawa, jak zwykle bardzo dobrze oddają rysunki Michaela Larka (bardziej przekonujące w tym aspekcie niż te wygładzone przez Stefano Gaudiano). Proza życia odbija się na pokiereszowanych zmarszczkami twarzach bohaterów, a scen w jaśniejszej, kolorystycznej tonacji jest tu jak na lekarstwo. To Gotham ponure, brudne i udręczone, ale też posiadające tych pomniejszych bohaterów, którzy wcale dobrze nauczyli się funkcjonować w takich, a nie innych warunkach i okolicznościach.
Nie wszystkich czytelników żądnych superbohaterskich fajerwerków zadowoli taka konwencja. Trzeba też przyznać, że kolejne opowieści z trzeciego tomu Gotham Central nie mają już takiej mocy i nie zaskakują w takim stopniu jak poprzednie. I w chwili, kiedy myślimy, że twórcy jednak osiedli już na laurach i nie wzniosą się ponad prezentowany w tej odsłonie poziom, przychodzi ostatnia opowieść zbioru - Glliny z Keystone, która jest niczym wisienka na torcie i udowadnia, jak wiele można uzyskać łącząc konwencję noir z popularną choćby z serialu The Flash, cotygodniową sprawą złoczyńcy.
Flasha przywołuję tu nie na darmo, bowiem policjanci z Gotham wyruszają do tytułowego Keystone, czyli miasta znanego najlepiej z przygód Jaya Garricka i Wally'ego Westa. Muszą skontaktować się z przetrzymywanym w więzieniu Doktorem Alchemy, którego działania stoją za dramatycznymi wydarzeniami w mieście Batmana. Twórcy serialu stacji CW mogliby nauczyć się bardzo wiele z tej historii. Wątek Doktora Alchemy, przypominający tu momentami perypetie doktora Lectera z The Silence of the Lambs, jest poprowadzony bezbłędnie - nie ośmieszając ani złoczyńcy, ani jego przeciwników. Z tej opowieści przebija najprawdziwsza groza i to tu właśnie najlepiej wybrzmiewa kontrast między zwykłymi, szarymi obywatelami, a ludźmi dysponującymi mocą. A zakończenie... na takie we Flashu nie ma co liczyć i w nim właśnie tkwi podstawowa różnica między popularnym serialem, a tą mroczną i boleśnie prawdziwą komiksową historią. Cóż, konwencja zobowiązuje, noir nie może być inne. A Flasha zawsze można sobie obejrzeć dla poprawienia nastroju.
Źródło: fot. Egmont
Poznaj recenzenta
Tomasz MiecznikowskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1998, kończy 26 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1970, kończy 54 lat