Dwa najnowsze odcinki Gotham to prawdziwy rollercoaster. I nie, nie chodzi o ogromną dawkę emocji, którą serwowały (bo nie serwowały), a o zmianę stylu i nastroju nie tylko z tygodnia na tydzień, ale także w obrębie jednego odcinka. Gotham znów jest nierówne i - przede wszystkim - niekonsekwentne w tym, co opowiada.
To nie jest nawet problem historii – ta w ostatnich dwóch tygodniach sprawdza się jako tako, czyli jak na standardy
Gotham bardzo dobrze. Najbardziej rzuca się w oczy to, w jaki sposób twórcy epatują przemocą. Na początku drugiego sezonu były już momenty, w którym oglądaliśmy rzeźnie. W odcinku
A Bitter Pill to Swallow oglądamy jednak naprawdę okrutne sceny - przyniesienie przez Nygmę sługi Galavana i każda chwila z Eduardo Flamingo powodowały u mnie pewien dyskomfort, do którego
Gotham mnie nie przyzwyczaiło, szczególnie że tydzień wcześniej oglądamy śliczny i ugrzeczniony odcinek, w którym następuje konfrontacja, jakby nie patrzeć, głównych przeciwników w serialu. Ten brutalniejszy odcinek, pełen krwi i mięsa, łagodzony jest niejako poprzez umowność – niestety dostajemy przez to fatalną, naprawdę fatalną charakteryzację.
Brak konsekwencji widoczny jest zwłaszcza w wątki Bruce’a. Ileż razy dostał nauczkę przez swoje decyzje, podczas gdy Alfred miał rację? Można tłumaczyć tę postać, że jest dzieckiem, że nie wie tak naprawdę, czego chce, i łatwo nim manipulować. Ale na litość boską, czy nie jest to słynny Bruce Wayne? Czy zamiast ikony, która powinna choć czasem ruszyć głową, otrzymujemy coś na wzór Anakina Skywalkera z (nie)słynnej nowej trylogii
Gwiezdnych wojen? Zamiast bohatera – beksa; w zamian za rozum – głupota. To nie jest dobry pomysł na stworzenie bohatera. A nawet jeśli jest on zdeterminowany, by osiągnąć swój cel, to raczej nie jest najlepszym pomysłem zamówienie taksówki, która podjedzie idealnie pod posiadłość Wayne’ów, by zabrać młodego Bruce’a w poszukiwaniu prawdy.
No url
Obok tego funkcjonuje sobie wątek Pingwina i Nygmy, który sprawdza się całkiem nieźle… no ale właśnie - znów odbiega od całokształtu, jakim stara się być
Gotham. To przede wszystkim starcie dwójki najciekawszych aktorów i charakterów, więc szkoda stawiać ich na antypodach całej historii – niby Oswalda łączy sporo z Galavanem (przede wszystkim jest to pragnienie zemsty), jednak pewnie przez długi czas nie zobaczymy tego duetu w akcji (w końcu do Gotham zbliża się inne zagrożenie).
Zaskoczeniem jest to, że najciekawiej w najnowszych dwóch odcinkach wypada postać Gordona. W
Tonight’s the Night (będącym kalką
Se7en Davida Finchera) cały czas słyszymy, jacy to Barbara i Jim są do siebie podobni, że główny bohater ma swoje demony itd. Ech, podane jest to z subtelnością ciosu z pięści w twarz, ale na szczęście w niektórych scenach się to sprawdza – bo clou takich odcinków (wraz z kilkoma poprzednimi) jest pokazanie, że Gordon faktycznie jest niemoralny, przez co cierpią osoby z jego otoczenia. I na szczęście (uwaga, to chyba pierwsza oznaka jakiejś dojrzałości
Gotham) twórcy wcale nie pokazują tego jako czarno-białą kwestię, w której łatwo się odnaleźć. Niby Nathaniel Barnes jest mentorem, tym mądrzejszym w duecie z Gordonem. A przecież, gdy Jim nie zabija Flamingo, dzieją się straszne rzeczy… tak, nawet gdy zabita zostaje postać, która została tylko i wyłącznie po to wprowadzona do serialu.
Choć czuję, że czekają nas ciężkie czasy (zakon…), to pozostaję dobrej myśli, że
Gotham gdzieś odnajdzie swój kierunek. Czas pozbyć się Galavana i Barbary, otrzeć łzy z policzków Bruce’a i sprowadzić go do pionu, no i może obudzić demony Gordona - w końcu całkiem dobrze się to sprawdza. Duet Pingwin-Nygma pewnie nam się przeje już po paru tygodniach, więc dobrze mieć kilka asów w rękawie.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h