Mowa o Mike'u Delfino – mężu i wielkiej miłości Susan. Epizod z całą pewnością został zupełnie inaczej odebrany przez tych, którzy nie mieli pojęcia o nadchodzącym zwrocie akcji, a zupełnie inaczej przez osoby, które zaznajomiły się z treścią krążącego w Internecie spoilera. Ja niestety miałem nieprzyjemność należeć do tej drugiej grupy. Czego teraz bardzo żałuję. Czasem jednak warto zaspokoić wrodzoną ciekawość, by móc w pełni delektować się wybornie podanym epizodem.
Odcinek został bowiem skomponowany niczym dobrze doprawiona potrawa. Już w pierwszej scenie przed czołówką zrobiło mi się podwójnie przykro. Po pierwsze dlatego, że przypomniałem sobie jak genialny jest ten serial, o czym zdarzało mi się już czasem zapominać. A po drugie dlatego, że poprzez czytanie spoilera odebrałem sobie przyjemność rozwiązywania postawionej przez twórców zagadki, który z przedstawionych bohaterów zginie. W początkowej scenie pojawiło się bowiem klika postaci i Mary Alice wyraźnie stwierdziła, że któraś z nich wkrótce odejdzie na zawsze. Poza tym wypowiedź narratorki jak zwykle zawierała prostą aczkolwiek ważną życiową prawdę, dotyczącą tego, że bierzemy ludzi wokół siebie za pewnik, zapominając o tym, że życie ludzkie jest przecież takie kruche.
[image-browser playlist="604410" suggest=""]
© ABC 2012
Epizod został bardzo dobrze rozplanowany pod względem kompozycyjnym. Każda z postaci pojawiających się w początkowej scenie otarła się o śmierć w trakcie trwania odcinka. Zobaczyliśmy zatem Juanitę Solis na dachu, dławiącą się Jane i Karen McCluskey pod kołami samochodu Bree – tak na marginesie, bardzo zabawnie przedstawiona sytuacja. W ostatniej scenie byliśmy również światkami śmierci Mike'a i świetnie zmontowanych wspomnień przelatujących przed oczami bohatera w ostatnich chwilach życia. Scena z nagą Susan leżącą w trawie, wywołała we mnie uczucie tęsknoty, za dawnym obliczem tej postaci, która z biegiem sezonów zatraciła swoją pełną uroku niezdarność.
Przyglądając się losom głównych bohaterek przedstawionym w epizodzie, muszę stwierdzić, że najciekawiej wypadł wątek Lynette. Dostaliśmy tu bowiem zarówno dobry humor, podczas robienia zdjęć do urodzinowego albumu Penny, jak i potężną dawkę dramatu, w trakcie rozmowy z Tomem, która uświadomiła bohaterce, że jej mąż odnalazł szczęście u boku innej kobiety.
[image-browser playlist="604411" suggest=""]
© ABC 2012
Motyw z Gaby i altruistyczną przemianą Carlosa również wypadł całkiem interesująco. Zabawna sytuacja doprowadziła do mocnego finału podczas rozmowy małżeństwa w łóżku. Z kolei Bree otrzymała jedynie komediowe sceny z udziałem Karen i Roya, które jednak z całą pewnością zasługują na miano najzabawniejszych scen epizodu. Twórcy zaserwowali nam zabawne spojrzenie na eutanazję. Samobójczy placek to hasło, które na pewno zapamiętam na długo. Właśnie takiego humoru będzie mi brakowało po zakończeniu serialu.
Postać Renee po raz kolejny została zmarginalizowana i dostała od scenarzystów tylko zabawny tekst na temat stóp pani McCluskey. Susan natomiast większą rolę odegrała jedynie w finale epizodu. Cieszy fakt, że wreszcie doszło do pojednania przyjaciółek. Zwłaszcza teraz, gdy świeżej wdowie przyda się wsparcie ze strony koleżanek.
Ocena: 9/10