Chociaż wszyscy wielbiciele Gry o tron wiedzą, że zaletą serialu są znakomite dialogi, emocje i intrygi, to i tak każdy z niecierpliwością czekał na 9. odcinek i bitwę o Królewską Przystań. Jako że twórcy pokazali, że serial w telewizji może być technicznie lepszy niż niejedna kinowa superprodukcja, nasuwało się pytanie, czy to samo uda im się ze sceną batalistyczną. W końcu budżet drugiego sezonu sięga prawie 70 mln dolarów, więc na coś te pieniądze musiały zostać wydane.
[image-browser playlist="602000" suggest=""]©HBO 2012. All Rights Reserved
Duetowi Martin-Marshall udało się przywrócić Grze o tron jakość, za którą miliony widzów na całym świecie polubiły ten serial. Ciekawe i przemyślane dialogi towarzyszyły nam od pierwszych minut. W końcu też Martin przywrócił narracji pewien porządek - nie skaczemy z prędkością światła z bohatera na bohatera. Wszystko skupia się na dwóch stronach konfliktu przed bitwą i w trakcie jej trwania. Obawiałem się, że twórcy będą chcieli na siłę dodać do tego jakieś sceny z Dany czy Snowem, lecz na szczęście na obawach się skończyło. To też pokazało, jak ten chaos we wcześniejszych epizodach negatywnie wpływał na odbiór serialu. Tym razem zdecydowanie łatwiej jest kibicować którejś ze stron konfliktu i odczuwać jakieś emocje.
W czasie przed oblężeniem, opowieść płynnie się rozwija i ani na sekundę nie nudzi. Marshall sprawia, że klimat wylewa się z ekranu, a napięcie towarzyszące zbliżającej się bitwie jest wręcz namacalne. Byłem świadomy, że musi pojawić się jakiś wątek, który będzie przeplatany z walkami, ale niestety nie był on za ciekawy. Wywody Cersei po jakimś czasie zaczęły robić się nudne i irytujące.
Sama bitwa jest dłuższa niż można było oczekiwać. Całość rozpoczyna się od spektakularnego wykorzystania dzikiego ognia. Spece od efektów specjalnych pokazali się w tej scenie z najlepszej strony. Chociaż można zauważyć nutkę rozmachu podczas lądowania i starć pod murami, to niestety nie pokrywa się to z oczekiwaniami, które naturalnie dzięki poziomowi serialu, były o wiele wyższe. W kilku scenach zabrakło po prostu, jak to często się teraz potocznie mówi, epickości do spotęgowania wrażenia - jakichś ogólnych scen podkreślających ogrom i zaciętość bitwy. Same walki były natomiast imponujące - ładnie wyreżyserowane, krwawe i bardzo brutalne. Naturalnie Ogar w boju robił największe wrażenie, ale można było odczuć, że z tym podkreśleniem jego siły trochę przesadzono - zwłaszcza, gdy przecinał ludzi na pół. Na pochwałę zasługuje także Tyrion, który na polu bitwy był mężny i zabójczy.
[image-browser playlist="602001" suggest=""]©HBO 2012. All Rights Reserved
Nie obyło się jednak bez negatywnych odczuć związanych ze sposobem nakręcenia konfliktu. Raziło wykorzystanie schematu, który mogliśmy oglądać w lepszej realizacji we "Władcy Pierścieni: Dwie Wieże". Skojarzenie nasuwało się od razu - Tyrion z wojami wychodzi z zamku stawić czoło armii, chwilowy sukces i kolejne fale wrogów nacierają na nich jak rwąca rzeka. Wtem nagle z odsieczą przybywa konna kawaleria. Nie wiem, czy tak samo było to opisane w książce, ale inspiracja "Władcą Pierścieni" jest bardzo widoczna. W tym momencie też można zaobserwować brak funduszy. Tuż przed pojawieniem się lorda Tywina z zastępami Lannisterów, widzieliśmy całe rzesze nieprzyjaciół. To był moment, gdy bitwa była w zenicie i powinniśmy podziwiać krwawą potyczkę. Niestety, tuż po przybyciu Tywina nastąpił za szybki jej koniec i zarazem koniec odcinka.
W końcu doczekaliśmy się sceny batalistycznej w Grze o tron i pomimo niedociągnięć i braków budżetowych, została ona zrealizowana dobrze i na wysokim poziomie całego serialu. Otrzymaliśmy dużo emocji, napięcia i bardzo rozrywkowej walki, dzięki czemu był to jeden z najlepszych odcinków serialu.
Ocena: 8/10