Uwaga, recenzja zawiera ogólny opis fabuły, który może być uznany za spoiler

Na ten moment przyszło widzom długo czekać. Gdy więc z ekranu zaczyna lecieć słynna muzyka Ramina Djawadiego, można poczuć ciarki na plecach, zwłaszcza że pierwsza scena zaczyna się dokładnie tam, gdzie skończyła się seria druga – za Murem, w śnieżnej zamieci, kiedy Sam ucieka od niebezpieczeństwa. Gdy atakuje go jeden z Białych Wędrowców, przez chwilę można pomyśleć, że już na starcie dostaniemy pierwsze śmiertelne żniwo. Na szczęście pozostali członkowie Straży Nocnej czuwają, ratując Sama i paląc ciało Nieumarłego.

Kilkadziesiąt kilometrów w głąb "dziczy", Jon Snow trafia do obozu, gdzie rządzi "Król za Murem". Bękart Neda spotyka się z Władcą, wymienia z nim kilka uwag, dostrzega też niespodziewanego mieszkańca tych okolic, od którego nie może oderwać wzroku i... w zasadzie tyle. Znaczące jest bowiem, że w każdym z przedstawionych wątków nie zdążyło stać się zbyt wiele. Uwaga twórców celowo przeskakuje z obozu na obozu, pokrótce ukazując, co dzieje się u większości istotnych postaci. To celowa i ważna rozbiegówka przed pozostałą częścią sezonu.

[image-browser playlist="592869" suggest=""]©2013 HBO

Najciekawsze są sceny z Daenerys, która dopłynęła do Zatoki Niewolników, gdzie negocjuje kupno Armii Nieskalanych, złożonej z wyzbytych wszelkich emocji żołnierzy, gotowych spełnić każdą zachciankę swojego władcy. HBO przedstawia to zresztą w wyjątkowo klarowny i bolesny sposób. Gdy dowódca odcina jednemu z wojowników sutek, mężczyzna nie porusza nawet jednym mięśniem, by się przed tym bronić. Później jeszcze kwituje to wydarzenie zdaniem: "Cieszę się, że mogłem panu służyć". Daenerys zastanawia się, jakie wyzwania może nieść dowództwo Armią złożoną z takich jednostek. Największe wrażenie robi końcowa scena, zawierająca przestrogę o tym, że wygląd może być czymś niezwykle zwodniczym i że trzeba być ostrożnym na każdym kroku. Warto nadmienić, że zobaczymy również smoki, które wyraźnie rozwinęły skrzydła, odkąd widzieliśmy je po raz ostatni. "Wciąż rosną za wolno" - komentuje jednak ich potężniejsze wymiary Zrodzona z Burzy.

Intrygująco wypadły także sceny z Lannisterami: niezwykle gorzka rozmowa Tyriona z ojcem oraz kolejne niesnaski na linii Joffrey–Cersei. Te ostatnie spowodowane są zresztą szokującym zachowaniem przyszłej królowej Westeros, Lady Margaery Tyrell, która bez "pozwolenia" i opieki udaje się do najbiedniejszej dzielnicy Królewskiej Przystani. Pochylenie się nad losem ubogich sierot, które straciły rodziny w czasie walk zbrojnych, może stanowić strategiczne posunięcie, mające szansę zaowocować niezwykłymi efektami. "Niesubordynacja" Margaery nie pasuje oczywiście Cersei, która stara się umniejszyć dokonania przyszłej synowej, przedstawiając własną wersję wydarzeń.

Sceny z Tyrionem znów były pełne humoru, jedynej broni, której nikt jest w stanie odebrać "Karłowi". Nietypowa relacja ojca z synem zostaje tu przedstawiona niesłychanie wymownie. Wyciągnięte zostają na wierzch wszelkie problemy, które dzielą złączonych więzami krwi mężczyzn. Pada też znamienne zdanie o zaszczycie bycia Lannisterem, które uderza w dumę Tyriona.

[image-browser playlist="592870" suggest=""]©2013 HBO

Stannis oraz jego sojusznik, Davos Seawort, liżą rany po przegranej Bitwie nad Czarnym Nurtem. Przegrany Baratheon siedzi w głównej komnacie swojego zamku w towarzystwie Melisandre, obmyślając dalszy plan działania. Gdy w Dragonstone zjawia się Davos, nawiązuje się między nimi kłótnia, przegrana dla jednej ze stron. Niewiele więcej można powiedzieć także o sytuacji w obozie Króla Północy, Robba Starka, którego wojska zawitały właśnie do Harrenhall. W kilkuminutowej sekwencji zobaczymy tylko przyjazd władcy i oszacowanie ogromu zniszczeń poczynionych w mieście. Na chwilę pojawia się również Sansa, która prowadzi interesującą rozmowę z Lordem Baelishem na temat wspólnego planu, który może mocniej połączyć ich losy.

Ta premiera to po części rozliczenie się z wydarzeniami z poprzedniego sezonu. Sam tytuł odcinka - "Valar Dohaeris" ("Wszyscy ludzie muszą służyć") - jest bezpośrednim nawiązaniem do końcówki drugiej serii. Jej finał nazywał się bowiem "Valar Morghulis" ("Wszyscy ludzie muszą umrzeć"). Obie frazy należą do języka valyriańskiego i stanowią dwa elementy powitania stosowanego w krainie Essos.

W pierwszym odcinku poruszono tyle wątków, że w zasadzie każdy z nich został zaledwie nakreślony i porzucony na rzecz kolejnego. Nie można dzięki temu narzekać na nudę, jednak uczucie, które zostaje w widzu po skończeniu seansu, to niedosyt. W żadnej lokalizacji nie mogliśmy zagościć na dłużej, w każdej dostaliśmy jedynie zalążek mających nadejść wydarzeń. Z tego powodu czas przy odcinku upłynął zbyt szybko, pozostawiając nas z niezaspokojonym apetytem. Po tak długiej przerwie trudno było na nowo wczuć się w atmosferę Westeros, a kiedy jednak udało się już w pełni odnaleźć w serialowej rzeczywistości, umościć sobie wygodne miejsce do śledzenia kolejnych zdarzeń, nastąpiło wyciemnienie ekranu i napisy końcowe. To sprawiło, że "Valar Dohaeris" jest tylko zapowiedzią czegoś więcej. Sam bieg akcji w premierowym odcinku jest na tyle niespieszny, że trudno powiedzieć, by zwalił widza z nóg. Wszystko wskazuje na to, że taki efekt dopiero nastąpi. Na razie dostaliśmy zwyczajnie przyzwoitą rozbiegówkę dla późniejszych wydarzeń.

Ocena: 7,5/10

Czytaj więcej: Premiera 3. sezonu "Gry o tron" już 1 kwietnia za darmo w Internecie

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj