Po tym, jak Gra o tron: Ród smoka zadebiutowała na HBO, fani serialu odetchnęli z ulgą. Akcja prequela rozpoczęła się z przytupem, a poziom pierwszego odcinka dorównywał momentami Grze o tron z lat jej świetności. Wszystko tam grało – od charakteryzacji, przez charyzmatyczne aktorstwo, aż po świetnie zbudowane napięcie. Po takiej bombie emocjonalnej – choć chciałoby się kolejnego zastrzyku adrenaliny – należało się spodziewać wyciszenia akcji. Tak też się stało. Drugi odcinek to typowe rozstawianie pionków na planszy, ale mimo spowolnienia tempa, twórcy dali widzom parę smaczków z wyczuwalnym napięciem. Co więcej, mocno zaakcentowali rolę kobiet w świecie Westeros. Tragiczne wydarzenia poprzedniego epizodu wyznaczyły kierunek biegu historii. Rozumiem, że król poniósł dotkliwe straty – bo w końcu pożegnał ukochaną i dopiero co narodzonego następcę tronu – ale całkowite spowolnienie fabuły dla wątku poszukiwań nowej królowej jest lekkim rozczarowaniem. Co prawda ukazanie przy tym delikatnej, sentymentalnej strony potężnego władcy wzbudza pozytywne emocje, ale szkoda, że twórcy uczynili z tego najważniejszy temat epizodu. Momentami czuć przesyt i wręcz tęskni się za przebojowością wcześniejszego odcinka. Ten motyw jest przewidywalny, bo wiemy, jakie kroki podejmie Viserys. Gdybyśmy mieli jakiś twist, całość zostałaby inaczej odebrana. I choć jest to wątek potrzebny do wspomnianego rozstawienia pionków, to nie on powinien grać pierwsze skrzypce. Sam fakt słabnącej pozycji króla – który dodatkowo wzbudził kontrowersje, obsadzając na tronie dorastającą księżniczkę – tłumaczy, dlaczego pojawienie się nowej królowej jest tak ważnym aspektem. W tym momencie za bardzo to przygasza potencjał fabularny zbudowany w premierze sezonu. Nie zrozumcie mnie źle: to wszystko ma jakość. W końcu politykę w Grze o tron zawsze dobrze się ogląda. Jednak w tym momencie Ród smoka powinien pójść za ciosem.  Niemniej jednak kwestia ponownego ożenku Viserysa Targaryena otworzyła mroczną furtkę, za którą kryją się nowe spiski i sojusze mogące namieszać w przyszłych odcinkach. Ku mojej uciesze władca koniec końców idzie za głosem serca, odrzucając tym samym propozycję zaślubin 12-letniej córeczki kuzynki Rhaenys. Jest to odświeżające, że w Grze o tron mamy postać tak ludzką, wręcz niepasującą do tego świata. W końcu w tytułowej grze wygrywasz albo giniesz – bohater wydaje się więc skazany na porażkę. Wręcz można uznać, że jego decyzja o ożenku z Alicent to pierwszy gwóźdź do trumny, który buduje ogromny potencjał na kolejne odcinki. Zapowiedzią nadchodzących rozłamów jest sojusz zawarty między Lordem Corlysem Velaryonem, podburzonym odrzuceniem ręki jego córki, a odsuniętym od władzy księciem Daemonem. Po tak przeciąganym wątku małżeństwa króla zawiązane przymierze stało się momentem, na który czekałam przez cały odcinek. Imponujący przy tym był sam Corlys. Lord świetnie podszedł księcia, doskonale wpływając na jego ambicje. Interakcje postaci teoretycznie do siebie niepasujących zawsze były ozdobą Gry o tron
fot. HBO
+26 więcej
Trzeba przyznać, że gdyby nie książę Daemon, akcja drugiego epizodu mogłaby wydawać się nudna i mocno przeciągana. Na szczęście ten charyzmatyczny bohater, którego obecność zawsze zwiastuje kłopoty, zdecydowanie ożywia całą fabułę. Przyciąga do siebie i kradnie całe show. W momencie, gdy nastąpił przesyt żałobą i poszukiwaniami nowej królowej, książę przywłaszczył smocze jajo, które złożono w kołysce zmarłemu synowi Viserysa. To właśnie jest siłą Rodu smoka – twórcy w odpowiednim momencie potrafią dołożyć do pieca. Otwarty konflikt Daemona z Viserysem ma swój urok. Dzięki temu mogliśmy oderwać się od królewskich trosk i otrzymaliśmy solidną dawkę emocji. Ponadto to właśnie za jego sprawą księżniczka Rhaenyra udowodniła, jak ważną rolę odgrywa w świecie Westeros. Młoda, nieznana aktorka ma charyzmę idealnie pasującą do tej postaci. Rozmowa Rhaenyry z Daemonem to w jakimś stopniu ukazanie wyższości przyszłej królowej nad księciem, a przy tym dowód niebywałej odwagi nastoletniej jeszcze dziewczyny. To niesamowicie porusza emocje i jest okraszone rosnącym napięciem. Daemon mógł ją zabić, ale tego nie zrobił. Czy to dowód słabości wobec bohaterki?  Dodatkowym plusem słownego starcia między stroną Daemona a królewskim oddziałem był smoczy pokaz. Imponujące łuskowate stworzenia wzbudziły jeszcze większą grozę. Na pochwałę zasługuje sam wygląd smoków i dbałość o detale. Miejmy nadzieję, że następny epizod obdaruje nas większą liczbą scen z ziejącymi ogniem potworami, bo to one sprawiają, że fabuła nabiera rozmachu. Drugi odcinek, mimo że wciąż opowiada historię walk o najwyższą władzę, pokazuje życie w królestwie od ludzkiej, uczuciowej strony, tym samym kierując naszą uwagę na kwestie inne niż brutalność pola bitwy. Wiele miejsca zajmuje zraniona ostatnimi wydarzeniami dusza króla, a także brak porozumienia na linii ojciec–córka. Ból, smutek, a przy tym niezrozumienie są niebywale zaakcentowane w tym odcinku. Życiowe problemy bohaterów są w pewien sposób bliskie widzom. Można odnieść wrażenie, że ta nutka człowieczeństwa i uniwersalności jest mocniej zaakcentowana tutaj niż w oryginalnej Grze o tron. Odwieczne poczucie bycia gorszym księcia Daemona nie jest niczym abstrakcyjnym. Pokazana rywalizacja między braćmi, przydeptane ambicje młodszego z nich – to wszystko przecież występuje w naszej codzienności. Wielce sobie chwalę, że twórcy zdecydowali się otworzyć swoich bohaterów na uczucia, dosadnie tym samym pokazując, że byli to również ludzie, którymi targały podobne do naszych emocje.   To, na co zwróciłam uwagę, to fakt, jak kobiece postacie zostały wyeksponowane w danym epizodzie. Mimo iż nadal ulegają autorytetowi mężczyzn i są im z reguły oddane, tym razem pełnią ważniejszą funkcję. Kobiety są cały czas obecne, doradzają, manipulują, a kiedy trzeba – pokazują siłę. Księżniczka Rhaenyra, gdy zażegnała konflikt na Smoczej Skale, udowodniła, że jest godną następczynią tronu. Świetnie wyglądało "starcie" Rhaenyry z Rhaenys, które pozwoliło podkreślić perspektywę obu kobiet na otaczającą ich rzeczywistość. Być może młoda Targaryenówna reaguje buńczucznie, ale czuć, że ta rozmowa ma na nią ważny wpływ. Dokonuje swoistej wewnętrznej ewolucji. Dojrzewanie Rhaenyry postępuje swobodnie – ten odcinek udowadnia, że twórcy podchodzą do tego bardzo pomysłowo.  Drugi odcinek Gry o tron: Ród smoka – mimo że mocno spowolnił tempo akcji – jest ciekawy i godny uwagi. Choć nie ma spektakularnych motywów, sprawnie opowiada o problemach innej kategorii. Bardzo życiowy i ludzki epizod, który pod wieloma względami bardziej akcentuje potencjał Rodu smoku i poszukiwanie jego tożsamości, która pozwoli wyjść z cienia oryginalnej Gry o tron.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj