Grace of Monaco ("Grace of Monaco") przypomina nam, że istnieje kategoria filmów nikomu niepotrzebnych - złe filmy biograficzne są jedną z nich. Sam Tarantino mówi, że biopicami gardzi, nigdy takowego filmu nie nakręci, a gatunek ten jest przechowalnią dla aktorów i wycieczką na skróty po Oscara. Z takim zamiarem najwyraźniej nosił się Oliver Dahan, reżyser, którego "Niczego nie żałuję" pozwoliło wygrać statuetkę Akademii Marion Cotillard za rolę Edith Piaf. Grace księżna Monako, opowieść o hollywoodzkiej legendzie, Grace Kelly, i jej późniejszym życiu u boku Rainiera, księcia małego europejskiego państewka, też miała wysokie ambicje: film Dahana otworzył tegoroczny festiwal w Cannes. I został na nim wyśmiany, a w zaledwie kilka dni później - zgnieciony przez krytyków na całym świecie.

Grace księżna Monako to film, który po prostu nie mógł się udać. Film otwiera cytat z samej Grace: "Koncept mojego życia jako bajki sam w sobie jest bajką", po czym twórcy pośpiesznie dodają, że film jest fikcją i fantazjuje na temat prawdziwej biografii Kelly. Asekuranckie zapewnienie reżysera nie jest jednak w stanie przykryć faktu, że w tych fantazjach posunął się zdecydowanie za daleko; rodzina księżnej oprotestowała film jako szkodliwy i fałszujący życie jednej z najjaśniejszych gwiazd Hollywoodu. Grace księżna Monako jako film nie wnosi zupełnie nic - nie potrafi powiedzieć ani niczego nowego, ani (co gorsza) prawdziwego o legendarnej Grace. Mało tego - dzieło Dahana jest koszmarnie napisane, napompowane banałem i niesolidnie oparte na wątłym oraz nadmuchanym wątku polityczno-szpiegowskim.

Film został odrzucony przez krytykę i publiczność z jeszcze jednego względu, który jednocześnie jest najpoważniejszym zarzutem: olbrzymią pomyłką było obsadzenie Nicole Kidman w roli Grace Kelly. To po prostu nie miało prawa się udać i żadna publiczność nie byłaby w stanie tego kupić. Zawieszenie niewiary, pozwalające zgodzić się widzom na nawet wielką bzdurę, tutaj nigdy nie zadziała. W roli aktorki, której ikoniczna twarz znana jest olbrzymiej części publiczności, obsadzona została inna aktorka, o twarzy co najmniej równie rozpoznawalnej i - co gorsza - zupełnie niepodobnej do klasycznej, chłodnej i nieskończenie eleganckiej urody Kelly. Ten kuriozalny zabieg dodatkowo jeszcze pogrąża fakt, że Kidman przyjęła angaż u Dahana w kiepskim dla siebie momencie: jej twarz jest sparaliżowana botoksem i zamienia się w parodię samej siebie, a reżyser, jakby nieświadomy tego tragicznego efektu, namiętnie filmuje ją w wielkich zbliżeniach.

Recenzent nie powinien fantazjować na temat alternatywnych wyborów obsadowych, gdy film jest już nakręcony, bo nie ma to żadnego większego sensu, a i nie taka jest recenzenta rola. Tym razem jednak nie mogę się powstrzymać i wtrącę w tej kwestii swoje niepotrzebne trzy grosze, bo gdyby nie (zrozumiała z marketingowego punktu widzenia) pokusa zatrudnienia aktorki, której duże nazwisko wypromuje film, to ten biopic być może mógłby się udać, przynajmniej z artystycznego punktu widzenia. Dobrą Grace Kelly dałoby się znaleźć na obrzeżach hollywoodzkiego mainstreamu, wśród twarzy jeszcze nieopatrzonych publiczności i świeżych, ale zarazem talentów sprawdzonych w produkcjach wyższych lotów. Na myśli mam tutaj January Jones, (byłą) panią Draper z serialu Mad Men. Dlaczego? Grace i January łączy ten sam typ chłodnej, dystyngowanej urody i elegancji, pomijając już fizyczne podobieństwo; ponadto Jones wspaniale nosi stroje z epoki. Przewyższa Kidman pod każdym względem.

Wznosząc się jednak na wyżyny miłosierdzia, jestem skłonna przyznać, że da się w tym filmie znaleźć jakieś plusy. Dahan ma plastyczny zmysł i oko estety. Dla swojego niepotrzebnego, plastikowego spektaklu wybrał wyjątkowo piękne wnętrza, a i przyznać trzeba, że choć z okrutnym dla widzów skutkiem filmuje Kidman w zbyt dużych zbliżeniach, to w kwestii kostiumów traktuje ją niczym prawdziwą monakijską księżną. Suknie i biżuteria filmowej Kelly są zachwycające, nieskończenie eleganckie i stanowią ucztę dla oczu.

Zobacz również: Klipy z widowiska fantasy "Siódmy syn"

Odkładając jednak recenzenckie fantazje na bok: pytanie - czy po Grace... w ogóle warto ponownie sięgać, i to na DVD? Bo jeśli ktoś szukałby powodu, aby jednak mieć ten film na półce, to dystrybutor nie daje mu żadnego. Wyobrażam sobie, że w jakimś lepszym, alternatywnym świecie dałoby się ten film uratować ciekawymi dodatkami i materiałami z planu, ba - nawet czymś tak banalnym jak minidokument o wykorzystanych kostiumach, biżuterii, ich nawiązaniu do stylu Grace i o filmowanych wnętrzach. Sama chętnie bym coś takiego obejrzała. Ale nie - na płycie znajduje się jedynie… zwiastun oraz zapowiedzi innych filmów dystrybutora. Być może z trudem dałoby się to skąpstwo w dodatkach i atrakcjach wybaczyć filmowi, który zdołałby się obronić sam, ale nie Grace Księżnej Monako - ten niepotrzebny obraz został wydany na DVD w równie niepotrzebnej oprawie, która nawet nie stara się go w jakikolwiek sposób obronić. Niestety "Grace" nie znajdzie sobie zaszczytnego miejsca ani w panteonie dobrych filmów biograficznych, ani na mojej filmowej półce.

Wydanie DVD
Dodatki: zapowiedzi, zwiastun, bezpośredni dostęp do scen
Język: angielski – DD 5.1, polski (lektor) – DD 5.1
Napisy: polskie
Obraz: 16:9
Wydawca: Monolith Video
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj