Pierwszy sezon serialu "Gracze" ("Ballers") kończy się zgodnie z oczekiwaniami – na równym poziomie i w ramach wypracowanej konwencji. Bez rozczarowań i bez niespodziewanych sensacji, ale z kilkoma pozytywnie zaskakującymi rozwiązaniami.
Poprzedni odcinek serialu „
Ballers” rozwinął indywidualną historię Spencera; finał rozkłada akcenty pomiędzy wszystkich bohaterów i zawiązuje ich wątki w satysfakcjonujący sposób. Najważniejszym zaskoczeniem był awans Strasmore’a i decyzja o ostatecznym pozostaniu w firmie Andersona. Przewidywalnym rozwiązaniem byłoby podążenie własną drogą i próby rozkręcenia nowego biznesu, ale logika i rozsądek podpowiadały, że lepiej niż u obecnego pracodawcy bohaterom nie będzie, szczególnie że z nową pozycją wiąże się wysoki budżet, prywatna motorówka, eleganckie biuro i pomocna asystentka, która nie waha się interweniować, kiedy Spencer i Tracy przeprowadzają chrzciny nowego lokum.
Tym samym - na przekór wątpliwościom i gatunkowym schematom - bohaterowie podejmują słuszną decyzję. Na pokładzie udało się także utrzymać Joego, choć inicjalny akt odcinka tego nie zapowiadał. Finał szczególnie nie zmienia mojej opinii na temat tej postaci – destrukcja biura początkowo wyglądała na skrajnie dziecinne i niepoważne zachowanie, a dopiero później została przez Krutela racjonalnie i zrozumiale wytłumaczona. Pod koniec niepotrzebnie naskakuje również na barmana, czym mocno irytuje widza, ale już za chwilę oferuje przeprosiny, błyskawicznie rehabilitując się i potwierdzając jednocześnie przyjazne nastawienie. W jednym z pierwszych odcinków zasugerowano, że Joe cierpi na cyklofrenię, a tym razem jego zachowanie zrzucono na karb wybuchowego charakteru - jakkolwiek by było, jest on postacią dwubiegunową i złożoną, a lubić można go nie za zalety, ale pomimo wad.
Na niekorzyść bohatera przemawia jednak brak wyraźniej chemii między Robem Corddrym a Dwayne'em Johnsonem. W przyjaźń odgrywanych przez nich postaci raczej trudno jest uwierzyć, ich relacja rozpisana była dość przeciętnie, a o łączącej ich więzi częściej mogliśmy usłyszeć (piękna przemowa Spencera), niż rzeczywiście ją zobaczyć. „
Ballers” mają jednak to do siebie, że takie braki potrafią sprawnie zamaskować. Czego nie uda się zgrabnie ująć w scenariuszu, to przykryje rozrywkowa, lekka tonacja i rozluźniający atmosferę świetny soundtrack – tym razem w ucho wpadały „Fast Lane” autorstwa Rationale i „Love Revolution” Willa Younga. Czepialstwo mija się więc z celem.
[video-browser playlist="743308" suggest=""]
Spośród trójki zawodników, których losy obserwowaliśmy na przestrzeni sezonu, najlepiej wypadł Ricky. Z jednej strony podkreślono w finale jego rozbrajający charakter – zabawne było przeklinanie wśród dzieciaków, efektownie wypadła także scena otwarcia sezonu Miami Dolphins i przyjazd na grzbiecie wielbłąda oraz tańce z cheerleaderkami. Z drugiej strony bohater wreszcie dojrzał i pogodził się z przeszłością. Wprowadzenie jego ojca mogło być dla scenarzystów polem minowym klisz, ale wybrnęli z tego pomysłu wybornie. Zaprezentowali jego charakter i motywacje w – co prawda – negatywny, ale nieoczywisty sposób, a sama rozmowa między nim a Rickym wypadła przewrotnie. Pójście pod prąd sztampy i przełamanie się Jarreta jest pozytywną niespodzianką odcinka.
W barwach Miami sezon rozpocznie również Charles, który mimo powiększającej się rodziny podąży za słowami cytowanego Peytona Manninga i będzie grał, dopóki nie stanie się całkiem beznadziejny. Pierwszy oficjalny trening drużyny potwierdził, że bohater ciągle czuje tremę i emocje związane z występami, a jednocześnie ma w sobie wystarczająco sportowej złości i dumy, aby nie dać się pomiatać młodszym zawodnikom. Tymczasem najsłabiej z wspomnianego grona wypadł Vernon. Jego zniknięcie mogło sugerować poważniejsze refleksje, ale te szybko rozwiała bajeczna oferta kontraktu. Trzeba jednak przyznać, że jest on najmłodszy i mniej doświadczony, a niedojrzałość jego charakteru jest logiczną wypadkową takiego stanu rzeczy. Mimo wszystko, jeśli razem ze zreformowanym Reggiem przeniesie się na stałe do Dallas, a jego czas ekranowy w 2. sezonie zmaleje, to nie będziemy mieć szczególnych pretensji.
Czytaj również: „Gracze” – będzie 2. sezon
Wesoła scena gromadnego spotkania w restauracji stanowiła satysfakcjonujące zwieńczenie sezonu, tym samym otrzymaliśmy bowiem happy end na wszystkich frontach, zgodny z wakacyjną stylistyką serialu. Ostatecznie „
Ballers” okazali się więc wzorową rozrywką, a ich największym sukcesem było przystępne sprzedawanie nam blichtru i splendoru zakulisowych perypetii w środowisku czołowego amerykańskiego sportu. Kwoty 45 czy 75 milionów dolarów mogą być dla nas abstrakcyjne, a bogaty tryb życia i słoneczne krajobrazy Florydy odległe, ale pokazywane były tutaj w szczery i łatwy do polubienia sposób. Do powtórzenia sukcesu „Ekipy” trochę zabrakło, co jednak nie zmienia faktu, że do 2. sezonu (i oby każdego kolejnego) powrócimy z nieskrywaną przyjemnością.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h