„Gracze”: sezon 1, odcinek 10 (finał) – recenzja
Pierwszy sezon serialu "Gracze" ("Ballers") kończy się zgodnie z oczekiwaniami – na równym poziomie i w ramach wypracowanej konwencji. Bez rozczarowań i bez niespodziewanych sensacji, ale z kilkoma pozytywnie zaskakującymi rozwiązaniami.
Pierwszy sezon serialu "Gracze" ("Ballers") kończy się zgodnie z oczekiwaniami – na równym poziomie i w ramach wypracowanej konwencji. Bez rozczarowań i bez niespodziewanych sensacji, ale z kilkoma pozytywnie zaskakującymi rozwiązaniami.
Poprzedni odcinek serialu „Ballers” rozwinął indywidualną historię Spencera; finał rozkłada akcenty pomiędzy wszystkich bohaterów i zawiązuje ich wątki w satysfakcjonujący sposób. Najważniejszym zaskoczeniem był awans Strasmore’a i decyzja o ostatecznym pozostaniu w firmie Andersona. Przewidywalnym rozwiązaniem byłoby podążenie własną drogą i próby rozkręcenia nowego biznesu, ale logika i rozsądek podpowiadały, że lepiej niż u obecnego pracodawcy bohaterom nie będzie, szczególnie że z nową pozycją wiąże się wysoki budżet, prywatna motorówka, eleganckie biuro i pomocna asystentka, która nie waha się interweniować, kiedy Spencer i Tracy przeprowadzają chrzciny nowego lokum.
Tym samym - na przekór wątpliwościom i gatunkowym schematom - bohaterowie podejmują słuszną decyzję. Na pokładzie udało się także utrzymać Joego, choć inicjalny akt odcinka tego nie zapowiadał. Finał szczególnie nie zmienia mojej opinii na temat tej postaci – destrukcja biura początkowo wyglądała na skrajnie dziecinne i niepoważne zachowanie, a dopiero później została przez Krutela racjonalnie i zrozumiale wytłumaczona. Pod koniec niepotrzebnie naskakuje również na barmana, czym mocno irytuje widza, ale już za chwilę oferuje przeprosiny, błyskawicznie rehabilitując się i potwierdzając jednocześnie przyjazne nastawienie. W jednym z pierwszych odcinków zasugerowano, że Joe cierpi na cyklofrenię, a tym razem jego zachowanie zrzucono na karb wybuchowego charakteru - jakkolwiek by było, jest on postacią dwubiegunową i złożoną, a lubić można go nie za zalety, ale pomimo wad.
Na niekorzyść bohatera przemawia jednak brak wyraźniej chemii między Robem Corddrym a Dwayne'em Johnsonem. W przyjaźń odgrywanych przez nich postaci raczej trudno jest uwierzyć, ich relacja rozpisana była dość przeciętnie, a o łączącej ich więzi częściej mogliśmy usłyszeć (piękna przemowa Spencera), niż rzeczywiście ją zobaczyć. „Ballers” mają jednak to do siebie, że takie braki potrafią sprawnie zamaskować. Czego nie uda się zgrabnie ująć w scenariuszu, to przykryje rozrywkowa, lekka tonacja i rozluźniający atmosferę świetny soundtrack – tym razem w ucho wpadały „Fast Lane” autorstwa Rationale i „Love Revolution” Willa Younga. Czepialstwo mija się więc z celem.
[video-browser playlist="743308" suggest=""]
Spośród trójki zawodników, których losy obserwowaliśmy na przestrzeni sezonu, najlepiej wypadł Ricky. Z jednej strony podkreślono w finale jego rozbrajający charakter – zabawne było przeklinanie wśród dzieciaków, efektownie wypadła także scena otwarcia sezonu Miami Dolphins i przyjazd na grzbiecie wielbłąda oraz tańce z cheerleaderkami. Z drugiej strony bohater wreszcie dojrzał i pogodził się z przeszłością. Wprowadzenie jego ojca mogło być dla scenarzystów polem minowym klisz, ale wybrnęli z tego pomysłu wybornie. Zaprezentowali jego charakter i motywacje w – co prawda – negatywny, ale nieoczywisty sposób, a sama rozmowa między nim a Rickym wypadła przewrotnie. Pójście pod prąd sztampy i przełamanie się Jarreta jest pozytywną niespodzianką odcinka.
W barwach Miami sezon rozpocznie również Charles, który mimo powiększającej się rodziny podąży za słowami cytowanego Peytona Manninga i będzie grał, dopóki nie stanie się całkiem beznadziejny. Pierwszy oficjalny trening drużyny potwierdził, że bohater ciągle czuje tremę i emocje związane z występami, a jednocześnie ma w sobie wystarczająco sportowej złości i dumy, aby nie dać się pomiatać młodszym zawodnikom. Tymczasem najsłabiej z wspomnianego grona wypadł Vernon. Jego zniknięcie mogło sugerować poważniejsze refleksje, ale te szybko rozwiała bajeczna oferta kontraktu. Trzeba jednak przyznać, że jest on najmłodszy i mniej doświadczony, a niedojrzałość jego charakteru jest logiczną wypadkową takiego stanu rzeczy. Mimo wszystko, jeśli razem ze zreformowanym Reggiem przeniesie się na stałe do Dallas, a jego czas ekranowy w 2. sezonie zmaleje, to nie będziemy mieć szczególnych pretensji.
Czytaj również: „Gracze” – będzie 2. sezon
Wesoła scena gromadnego spotkania w restauracji stanowiła satysfakcjonujące zwieńczenie sezonu, tym samym otrzymaliśmy bowiem happy end na wszystkich frontach, zgodny z wakacyjną stylistyką serialu. Ostatecznie „Ballers” okazali się więc wzorową rozrywką, a ich największym sukcesem było przystępne sprzedawanie nam blichtru i splendoru zakulisowych perypetii w środowisku czołowego amerykańskiego sportu. Kwoty 45 czy 75 milionów dolarów mogą być dla nas abstrakcyjne, a bogaty tryb życia i słoneczne krajobrazy Florydy odległe, ale pokazywane były tutaj w szczery i łatwy do polubienia sposób. Do powtórzenia sukcesu „Ekipy” trochę zabrakło, co jednak nie zmienia faktu, że do 2. sezonu (i oby każdego kolejnego) powrócimy z nieskrywaną przyjemnością.
Poznaj recenzenta
Piotr WosikDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1998, kończy 26 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1970, kończy 54 lat