Nieoczekiwanym „gościem” 7. odcinka „Ballers” jest Rod – zawodnik, który zginął w wypadku samochodowym w premierze sezonu. Wprowadzenie urny z jego prochami na tym etapie jest dość późne i przyznam, że chwilę zajęło mi skojarzenie jego imienia, ale już sam ten wątek wypadł zaskakująco zabawnie i przemyślanie. Sprawdziła się odrobina czarnego humoru w żartach o zmarłym („Mamo, tata przyjechał!” i zapinanie pasów), a przy okazji była to również okazja do chwili refleksji. Tytuł odcinka – „Ends” – mówi nam o wielu końcach. Jednym z nich jest oczywiście śmierć i ta tyczy się każdego. Dla profesjonalnych sportowców newralgicznym momentem życiorysu jest także przejście na emeryturę i zakończenie kariery. Znajdują się w kwiecie wieku, pół życia ciągle przed nimi i nagle pojawia się konieczność zreinterpretowania własnej osoby. Tyle tylko, że jedynym na czym się znają i co potrafią jest sport, więc ten przełom i funkcjonowanie w nowym świecie przychodzi im z trudem. Symbolem owych zmagań w serialu jest oczywiście Charles i tym razem udało się zgrabnie uchwycić nieustający sentyment zawodników wobec gry (rozmowa ze Spencerem w barze), a także połączyć metaforycznie te dwa końce w klasycznej scenie rozsypywania prochów na stadionie. [video-browser playlist="733119" suggest=""] Wrócił także wątek zdjęć Vernona, całe szczęście dużo bardziej zagmatwany i nieoczywisty, niż sugerowały ostatnie wydarzenia. Zobowiązanie się Spencera do zapłacenia ustalonej kwoty to kolejna decyzja potwierdzająca jego praworządny charakter. Ujmujące jest to, że bohater przy swoich gabarytach stawia sumiennie na siłę argumentu, a nie argument siły. Ciekawa jest również postać samej Angie i związku jaki łączy ją ze Spencerem. Ona, a także reperkusje wynikające z zobaczenia szemranych zdjęć przez właściciela drużyny, będą z pewnością tematami kolejnych epizodów. Tymczasem, tak jak można było się spodziewać, Ricky walczy o powrót swojej ukochanej. Jego łobuzerski uśmiech i chłopięcy urok dają się lubić, ale nie ma tu nic odkrywczego. Dla obeznanych w temacie jedyną ciekawostką jest gościnny występ koszykarza Miami Heat – Chrisa Andersena, który występuje pod własnym nazwiskiem. Wtajemniczonych ubawi żart z powrotu LeBrona Jamesa do Cleveland, ale to póki co jedyna wartość dodana w poczynaniach Ricky’ego. Wspomnianym we wstępie potknięciem odcinka jest wątek matki Jasona i adorującego ją golfisty. Wypada stereotypowo, nieśmiesznie, momentami wręcz żenująco i zupełnie nieprzekonująco. Problemem jest zresztą sama postać agenta, zblazowanego i niesympatycznego. Przydałby się ktoś w typie pragmatycznego biznesmana, a nie celebryty wtórującego zawodnikom. Podobnie jak Joe Krutel, wydaje się na siłę ubarwiony i doczepiony do fabuły. Jeśli brakuje dobrych pomysłów na ich rozwój, to nikt specjalnie nie będzie oponował usunięciu ich w cień. Na trzy odcinki przed końcem 1. sezonu, są oni bowiem jedynymi minusami serialu.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj