Najnowszy odcinek serialu „Gracze” („Ballers”) skupia się przede wszystkim na przeszłości i psychice Spencera. Do zaproponowanego rozwiązania fabularnego można mieć jeden poważny zarzut, ale produkcja i tak wychodzi obronną ręką.
Skazą nie tyle samego serialu „
Ballers”, co po prostu przedstawionego w nim świata Spencera jest postać Reggiego. Odcinek zaczyna się źle, wracamy bowiem do przepychania się z nieodpowiedzialnym doradcą Vernona, który - jak się okazuje - miał jednak sporo wspólnego z kompromitującymi zdjęciami. Prowokacyjne zachowanie wobec Angie to dobry pomysł scenarzystów na oskarżenie Reggiego o zaistniałe kłopoty – w ten sposób nie przypisali mu wyrachowania i perfidności, ale potwierdzili jego niedojrzałość i głupotę. Oby incydent ten przepełnił czarę goryczy. Reakcja Vernona zdaje się to potwierdzać, choć lepiej, żeby on sam szybko się odnalazł i przyjął ofertę Dallas.
O ile sam Reggie jest dla widza irytujący, to jednak jego relacja z przyjacielem pokazana jest wiarygodnie. W środowisku profesjonalnego sportu młodzi zawodnicy, którzy błyskawicznie odnoszą gigantyczny sukces, często czują się podświadomie zobowiązani wobec swoich znajomych i rodziny. Chcą podzielić się z nimi pieniędzmi i wygodami, ale nie zawsze potrafią poradzić sobie z ich ewentualnym negatywnym wpływem. Taki obrazek obserwujemy w produkcji HBO, a od pozytywnej strony dylemat ten przybliżał ostatnio serial „
Survivor's Remorse”.
Jeszcze ciekawiej wypadły w tym tygodniu perypetie Charlesa. Jego chęć powrotu do zawodowego sportu jest ogromna, podkręcana jeszcze przez motywacyjne wideo sprezentowane mu przez Ricky’ego, w którym to pojawia się m.in. Julian Edelman, zawodnik New England Patriots, i jeszcze parę innych znanych twarzy. Pierwszy testowy trening okazał się jednak bolesnym zderzeniem z rzeczywistością. Kondycja i sprawność już nie taka jak dawniej, a przy okazji ucierpiała też duma zawodnika. Niespodziewana wiadomość o ciąży żony zapewne przyczyni się do przewartościowania priorytetów.
Postać Charlesa uosabia w ten sposób kolejny ze sportowych dylematów – kiedy i na jakich warunkach zakończyć karierę. Można odejść w chwale, będąc u szczytu formy - jednocześnie fani ciągle żywo o tobie pamiętają, ale w głowie pozostaje nieustępliwe pytanie, czy rzeczywiście dałeś już z siebie wszystko. Możesz też grać do upadłego, ryzykując ośmieszenie w oczach widzów i zakończenie sportowej przygody niekoniecznie na własnych warunkach, ale za to ze świadomością, że to jest ten ostatecznie właściwy moment. Takie rozważania kłębią się zapewne w głowie Charlesa, ale życie rodzinne może być dla niego zupełnie nową motywacją.
[video-browser playlist="739152" suggest=""]
Spośród pozostałych drugoplanowych postaci w tle pozostali tym razem Ricky i Joe. Ten pierwszy kontynuuje starania o przebaczenie Belli, ale zdaje się, że powieszenie podarowanego mu niegdyś obrazu nie wystarczy. Kibicowanie jego kolejnym próbom przychodzi łatwo, nie tylko dlatego, że John David Washington kreuje - w gruncie rzeczy - sympatyczną i dobroduszną postać, ale także szkoda byłoby, gdyby miła dla oka dziewczyna miała zniknąć z ekranu. Odwrotnie prezentuje się tymczasem sytuacja Joe, do którego osobiście ciągle nie mogę się przekonać. Pokazał się z dobrej strony, kiedy szczerze i poważnie porozmawiał z Andersonem, ale już za chwilę dziecinnie – albo, jak ujął to Spencer, po babsku – narzekał w barze na swojego przyjaciela, niedowierzając jego słowu. Poniekąd jego zachowanie można usprawiedliwić, ale najlepsze, co mogę o nim powiedzieć, to że chociaż trudno go polubić, to jednak w swoich odchyłach jest niegroźny i pozostaje uczciwy oraz lojalny.
Wątek przewodni i najważniejsza historia „Head-On” to zasygnalizowane na wstępie rozprawienie się z przeszłością Spencera. Za reklamą warsztatu samochodowego z poprzedniego odcinka i pojawieniem się w niej Michaela Cudlitza kryła się jednak głębsza historia – to odgrywany przez niego Dan Balsamo jest zawodnikiem, któremu Strasmore brutalnym atakiem zakończył karierę. Rozprawienie się z wyrzutami sumienia Spencera wypadło przekonująco, znów w odpowiedni sposób wyważono bowiem proporcje komedii (uszkadzanie własnego samochodu, wychwalanie piosenki country) i dramatu (szczere próby wytłumaczenia, trudność w złapaniu kontaktu).
Do scenarzystów mam jednak jeden poważny zarzut: zupełnie niepotrzebne było tłumaczenie Balsamo, iż Spencer wyświadczył mu dzięki temu przysługę. W oczach widza usprawiedliwiono w ten sposób zachowanie protagonisty, a samo przebaczenie, po początkowych animozjach, przyszło nadspodziewanie łatwo. Nie było takiej konieczności; jako widzowie gotowi jesteśmy dziś na gorzkie i trudne w odbiorze rozwiązania. Z drugiej strony to jednak sytuacja przewrotna, ponieważ sztampowym efektem takich zdarzeń jest z reguły zakończenie obiecującej kariery wschodzącej gwiazdy – to uznać więc trzeba za plus, ale nie mogę oprzeć się wrażeniu, że można było to ująć w dojrzalszy sposób.
I czyniłbym z tego główny zarzut wobec odcinka, gdyby nie kapitalna końcówka. Świetna jest cała sekwencja na stadionie Miami Marlins i gościnny występ baseballisty Giancarlo Stantona, ale to ostatnie sekundy sprawiają, że serial wychodzi na swoje. Komiczny nokaut fotoreportera, triumfalne zachowanie Dana, wiwat publiczności i reakcja na twarzy Spencera to esencja przyjętej konwencji, potwierdzająca, że zaproponowane pomysły idealnie pasują nie tylko do samej fabuły, ale także do rozrywkowego stylu produkcji.
Zestawiając to ponadto z okazjonalnym wplataniem w rozmowy prawdziwych osób - m.in. Leo Messiego czy Birdmana - można wręcz wysunąć wniosek, iż „
Ballers” są godnym artystycznie, acz sportowym w duchu spadkobiercą kultowego już dzisiaj serialu „Ekipa”. Finał i ostateczny werdykt już za niecały tydzień.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h