Studio Spiders to ciekawy przypadek w branży gier. Skupili się w nim w zasadzie tylko na jednym gatunku – RPG, od lat robią swoje i wydają się wyciągać wnioski z krytyki ich produkcji. Dzięki temu, w każdym kolejnym dziele było widać wiele interesujących nowinek i poprawek. Greedfall jest na to kolejnym dowodem, bo to zdecydowanie najlepsza i najbardziej rozbudowana gra w dorobku francuskiej ekipy deweloperów. W  Greedfall wcielamy się w postać o nazwisku De Sardet – kobietę lub mężczyznę, bo na początku mamy dostęp do kreatora, w którym dostosujemy wygląd do naszych oczekiwań. Bohater (sam grałem mężczyzną, dlatego też w recenzji będę stosował tę formę) jest dyplomatą, który zostaje wysłany na tajemniczą wyspę Teer Fradee. Miejsce to wzbudza zainteresowanie kilku frakcji nie tylko przez znajdujące się tam bogactwa, ale przede wszystkim z uwagi na chęć znalezienia leku na tajemniczą, śmiertelną chorobę o nazwie malichor. Pojawiła się ona znikąd, a jej pochodzenie i próby wyleczenia są jednym z głównych wątków całej opowieści. Historia jest całkiem nieźle napisana, a bohaterów można polubić – duża w tym zasługa bardzo przyzwoitego aktorstwa. W fabule nie brak też zwrotów akcji, chociaż część z nich była do przewidzenia już po kilku pierwszych godzinach. Główny wątek fabularny jest zaskakująco długi – ukończenie gry, pokonanie wszystkich opcjonalnych bossów i zrobienie jedynie kilku zadań pobocznych zajęło mi około 35 godzin. Podejrzewam, że wykonanie wszystkich aktywności, jakie przygotowali twórcy, wymagałoby poświęcenia na ten tytuł ponad 50 godzin, a to bardzo dobry wynik. Świat gry jest jednym z największych jej atutów. Wyraźnie widać tutaj inspiracje imperiami kolonialnymi z XVII wieku, ale całość doprawiono sporą dawką fantastyki. Nie brak tu więc magii, potworów i tajemniczych rytuałów, a wyspiarskie plemiona, ich język i zwyczaje są naprawdę intrygujące. To wyjątkowa i zapadająca w pamięć mieszanka, dzięki której tytuł ten mocno wyróżnia się na tle konkurencji z klasycznymi lochami, smokami, elfami czy krasnoludami.

Fabuła

8 /10

Warto jednak zaznaczyć, że Greedfall NIE JEST grą z otwartym światem. Twórcy zdecydowali się na podzielenie wyspy Teer Fradee na pomniejsze lokacje, które oddzielono od siebie ekranami ładowania. Wbrew pozorom takie rozwiązanie jest całkiem sensowne, a przynajmniej mi przypadło do gustu. Rozmiar mapy nie przytłacza, nie ma tu też konieczności spędzania kilku czy nawet kilkunastu minut na bieganiu pomiędzy oddalonymi od siebie punktami na mapie.   Nietypowym miksem jest też sama rozgrywka, w której wyczuwalne są wpływy niemal każdej popularnej gry RPG z ostatnich kilku czy nawet kilkunastu lat – od Gothika, przez Dragon Age, aż po Wiedźmina. Mamy tu więc kilka frakcji, o których względy zabiegamy, towarzyszy o różnych zdolnościach, z którymi możemy wejść w romantyczną relację, a także system walki w czasie rzeczywistym, ale z możliwością skorzystania z taktycznej pauzy i spokojnego dobrania przedmiotów czy umiejętności. To ostatnie przydawało się przede wszystkim w późniejszej części gry, gdy na naszej drodze stawali potężniejsi oponenci, zdolni do pozbawienia nas życia kilkoma ciosami. Bardzo dobre wrażenie robi też bezklasowy system rozwoju postaci. Na początku wybieramy jeden z trzech archetypów (walka wręcz, broń palna i pułapki lub magia), ale nie ma to większego znaczenia. Wraz ze zdobywaniem kolejnych postaci De Sardet może inwestować punkty w różne umiejętności z każdej z tych trzech grup. Nie ma więc problemów ze stworzeniem wojownika, który korzysta z bomb i pułapek lub maga, który po zużyciu magicznej energii zasypuje wrogów ołowiem przy pomocy potężnego garłacza. Do tego dochodzi jeszcze możliwość rozwoju pasywnych statystyk, które zwiększają obrażenia lub umożliwiają korzystanie z lepszego wyposażenia, a także osobne drzewko talentów. Te ostatnie są szczególnie interesujące, bo pozwalają na odkrywanie Teer Fradee w nieco inny sposób. Inwestując w otwieranie zamków,możemy szybciej zyskać mocniejsze wyposażenie, punkty wigoru pozwalają nam przeskakiwać nad przepaściami lub wspinać się w niedostępne miejsca, a dzięki nauce możemy wykorzystywać eksplodujące mikstury do niszczenia wybranych ścian. Greedfall w żadnym momencie nie wymusza jednak od nas posiadania tych zdolności – są one ułatwieniem, czasami pozwalają na odkrycie skrótu do jakiegoś zadania, ale nie są one niezbędne do ukończenia gry. Duża w tym zasługa sporej swobody, jaką oddano w ręce graczy. Większość zadań nie ma jednej, sztywno wytyczonej ścieżki, którą musimy podążać, a konflikt nie zawsze jest najlepszym rozwiązaniem. Często możemy się skradać, wykorzystać pewne przedmioty (np. środek nasenny) lub skorzystać z przebrania. De Sardet, jako dyplomata, może też rozwiązywać pewne spory przy pomocy odpowiednio poprowadzonej rozmowy. Dialogi odgrywają tu sporą rolę, bo niektóre nasze wybory mogą zaważyć nie tylko na zakończeniu, ale też na stosunku postaci niezależnych do naszego bohatera i ogólnym stanie wirtualnego świata.

Rozgrywka

7 /10

Greedfall z pewnością nie pojawi się w zestawieniach najładniejszych gier tej generacji konsol, bo modele postaci wydają się pamiętać czasy wczesnego PlayStation 3, a niektóre tekstury straszą niską rozdzielczością.  Zawodzi też lip-sync, czyli dopasowanie ruchu ust do wypowiadanych kwestii, a szkoda, bo głosy większości postaci są dobrane świetnie. Mimo tego są takie momenty, w których dzieło deweloperów ze studia Spiders potrafi zachwycić. Otwarte przestrzenie na Teer Fradee są tak piękne, że zdarzyło mi się zatrzymywać na chwilę i podziwiać widoki. Dobre wrażenie robią też większe miasta z wielkimi budynkami, niewielkimi straganami i ciasnymi uliczkami, a każde z nich utrzymane jest w nieco innym stylu. Szkoda tylko, że twórcy nie byli równie kreatywni przy projektowaniu centralnych budynków, w których spotykamy się z liderami frakcji, bo te wyglądają niemal tak samo.  
+28 więcej

Oprawa

7 /10

Poprzednie gry od ekipy ze Spiders miewały ciężkie początki i sporo błędów na premierę. W Greedfall na PlayStation 4 bugi były sporadyczne i raczej niezbyt poważne. Nie oznacza to jednak, że jest to gra wolna od wad. Te wynikają jednak nie tyle z niedociągnięć twórców, a raczej z ograniczonego budżetu. Najbardziej irytowały mnie wszechobecne niewidzialne ściany. Mój De Sardet wyglądał na wysportowanego, młodego mężczyznę, ale nawet przejście przez niewielkie krzaczki lub zeskoczenie z wysokości około pół metra stanowiło dla niego barierę nie do przebicia. Frustrowało to szczególnie w połączeniu z niezbyt intuicyjną nawigacją – czasami dojście do znacznika na mapie wymagało biegania między niewidocznymi przeszkodami i można było poczuć się jak w labiryncie. Źródłem mojej irytacji była też konstrukcja zadań. Są one złożone z kilku etapów i często wiążą się z koniecznością podróżowania po świecie, co wiąże się z oglądaniem ekranów ładowania. Nie brakowało sytuacji, w której przenosiłem się do innej lokacji, rozmawiałem z jedną osobą i... po raz kolejny musiałem korzystać z szybkiej podróży i ponownie czekać na wczytanie gry. Greedfall to zdecydowanie najlepsza gra od francuskiego studia Spiders, a zarazem też jedno z największych zaskoczeń tego roku. Spodziewałem się typowego średniaka, a otrzymałem całką przyzwoitą grę RPG z interesującą historią, postaciami i wyjątkowym światem. Trzymam kciuki, żeby był to tytuł, który pozwoli „Pająkom” wypłynąć na szerokie wody.

Ocena końcowa

7/10


Fabuła

8/10

Rozgrywka

7/10

Oprawa

7/10
Plusy: + wyjątkowy, interesujący świat; + wciągająca historia; + niektóre lokacje potrafią zachwycić; + sporo swobody podczas wykonywania zadań. Minusy: - świat ograniczony niewidzialnymi ścianami; - irytująca struktura niektórych zadań; - modele postaci; - kiepski lip-sync.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj