Green Lantern. Blackstars. Tom 3 to kolejna odsłona serii Granta Morrisona, w której konsekwentnie udowadnia on, że postać Zielonej Latarni jest znacznie ciekawsza, niż wielu z nas początkowo zakładało.
Polscy czytelnicy mają już okazję zapoznać się z komiksem
Green Lantern. Blackstars. Tom 3, kolejną odsłoną znakomitej serii, do której scenariusz napisał
Grant Morrison. Legendarny Szkot w swoim stylu raz jeszcze pokazuje, że na przedstawienie przygód Zielonej Latarni i korpusu kosmicznych stróżów prawa ma niezwykle oryginalny i bezkompromisowy pomysł. To trochę tak, jakby autor nieustannie bawił się gatunkiem science fiction – a to zaprzęgał go do poszerzenia czy wprowadzenia nowej perspektywy w odczytywaniu mitologii tytułowego herosa, a to obudowywał konwencję charakterystycznymi dla siebie, narracyjnymi woltami i innymi udziwnieniami. Dzięki takiemu podejściu śledzenie losów Hala Jordana i spółki staje się dla czytelnika wyjątkowym doświadczeniem; na pierwszy rzut oka w tym wszechświecie trudno się odnaleźć, lecz w miarę upływu lektury odbiorca może dojść do wniosku, że przebywanie wśród międzygalaktycznych gliniarzy z krwi i kości i obserwowanie jeszcze jednej walki z ich udziałem wychodzi poza ramy tonacji superbohaterskiej. Jeszcze lepiej, że postać Jordana w tej opowieści przechodzi ewolucję – ze śmieszka i harcerzyka w twardziela, który za wszelką cenę chce zaprowadzić w kosmosie porządek.
Ta część historii rozpoczyna się od segmentu poświęconego Blackstars, w której szeregach nadal operuje dążący do rozbicia organizacji od środka Hal Jordan. Przypadła mu w udziale funkcja Blackstara Parallaxa, elitarnego żołnierza pozostającego na usługach Kontrolera Mu – ten ostatni ma z kolei ambitny plan rozprawienia się z kosmicznym złem raz na zawsze. Problemy, z którymi będzie musiał zmierzyć się protagonista, piętrzą się w ekspresowym tempie – przynajmniej niektóre z nich powiązane są z dziedzictwem Korpusu Zielonych Latarni, o którym w tej nowej już rzeczywistości mało kto pamięta. Czy Hal odnajdzie w sobie wolę walki, która pomoże mu zrealizować przyjęte cele? A może natura niegdysiejszego herosa zmieniła się wcześniej na trwałe?
Morrison w 3. tomie swojej serii bardzo umiejętnie utwierdza odbiorcę w przekonaniu, że postać Green Lantern nie jest nierozerwalnie połączona ze słynnym Pierścieniem Mocy – artefakt pełni zresztą marginalną rolę, a protagonista w działaniu musi sięgać po zupełnie inne środki. Jeśli dodamy do tego fakt, że scenarzysta konsekwentnie uwypukla emocjonalne związki Jordana z Ziemią, względnie szybko odkryjemy, o co w całej tej historii chodzi: przesunięcie akcentów w mitologii Zielonej Latarni i skupienie się na ludzkiej stronie Hala, nawet jeśli przyszło nam ją poznawać w międzygalaktycznej stajni Augiasza. Równie sprawnie Morrison radzi sobie z implementowaniem do opowieści elementów emblematycznych dla innych konwencji, by przywołać tematykę związaną z wampirami czy pozwalanie sobie na subtelne żarty z modus operandi superbohaterów. Najpierw awantura, później sekwencja w wydźwięku przypominająca ratowanie przez strażaków kota, który nie może zejść z drzewa – procesy myślowe Szkota nie mają żadnej analogii w świecie powieści graficznych. Wszystko to sprawia jednak również, że lektura recenzowanego tomu nie należy do najłatwiejszych. Ci z czytelników, którzy w pełni pojmą narracyjne ścieżki twórcy, zostaną jednak wynagrodzeni.
Liam Sharp nie po raz pierwszy udowodnił, że doskonale rozumie koncepcje fabularne Morrisona i potrafi je zilustrować tak, by czytelnik przepadł w pulsującym kosmosie. Najbardziej przypadła mi do gustu podbudowana surrealizmem abstrakcja, wykorzystywana najczęściej do portretowania poszczególnych postaci czy w scenach obrazujących zapierające dech w piersiach, szerokie panoramy wszechświata. Nieco gorzej wypadł odpowiedzialny za zeszyty poświęcone Blackstars
Xermanico, lecz przygotowane przez niego kadry także powinny znaleźć swoich fanów.
Green Lantern. Blackstars. Tom 3 to komiks udowadniający, że postać Zielonej Latarni zyskuje na jej oderwaniu od superbohaterskiego budulca i skupieniu się na prawdziwej naturze Hala Jordana, chyba najpełniej wybrzmiewającej tam, gdzie Grant Morrison wskazuje na jej „policyjny” komponent. Protagonista jest przecież tylko i aż stróżem prawa, gliniarzem o wielu obliczach, który nie rozstawia złoczyńców po kątach wyłącznie dlatego, że do tego przyzwyczaili się czytelnicy. Scenarzysta z godną podziwu precyzją wskazuje i rozwija motywacje herosa, funkcjonującego w świecie przepełnionym groteską i osobliwościami. Owszem, lektura tej odsłony serii dla niektórych odbiorców może okazać się wymagająca, lecz o tej regule gry w twórczości Morrisona wiemy od dawna. Świeży pomysł i kreatywność nie znoszą przecież artystycznych kompromisów.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h