Tempo odcinka jest szybkie, bo gra toczy się o najwyższą stawkę. Nick stara się znaleźć sposób na uratowanie swojego przyjaciela, co dzięki pomocy całego posterunku ostatecznie się udaje, ale twórcy po raz kolejny pokazują, że Burkhardt jest gotowy na nagięcie prawa z wyższej konieczności. Jest nadzieja, że bad-ass Nick jeszcze w tym sezonie powróci. Współpraca między każdym z bohaterów wypada nadzwyczaj dobrze, a końcowe sceny, w których praktycznie cała obsada rusza razem na ratunek Monroe, i ostateczna rozgrywka w lesie to najlepsze momenty odcinka. Jest poprawa w porównaniu do poprzedniego epizodu, bowiem w „Tribunal” wątki poboczne zazębiają się z głównym - nie stanowią tylko nic nieznaczących zapychaczy. Rosalee aktywnie próbuje ustalić, który z gości jest powiązany z Wesenreinem, a Wu powoli wciąga się w świat Wesenów. Mimo dramatycznego i poważnego wątku przewodniego udaje się też w dość naturalny i nienachalny sposób wprowadzić kilka scen komediowych, a to dzięki postaci Buda, na którego można liczyć w nawet najbardziej mrocznych sytuacjach.

[video-browser playlist="657331" suggest=""]

W ciekawy sposób twórcy sportretowali Wesenrein i tytułowy trybunał, ośmieszając całe przedsięwzięcie. To oczywiście nadal okrutna i odrażająca grupa ludzi, ale w tym odcinku pokazano ją wręcz groteskowo. Bo tak właściwie to tylko grupa rasistowskich chuliganów, którzy przebierają się w jakieś szaty i maski oraz organizują sąd, którego nikt o zdrowych zmysłach nie uzna. Wyliczają swoje procedury i odczytują ze zwojów papirusu słowa, których, jak podkreśla Monroe, sami chyba nie rozumieją. Do tego wszystkiego uprowadzony Bud kpi z całej ich gry pozorów. Wszystko razem powoduje zmianę w postrzeganiu Wesenrein – to nie jest wyrafinowana grupa przestępców, tylko banda osiłków, która z końcem odcinka zostaje ostatecznie rozwiązana. Przedstawienie Wesenreinu w ten sposób należy zaliczyć na duży plus. Twórcom udało się wzbogacić mitologię serialu, przedstawić kwestię rasizmu w nietypowy sposób i zakpić z samych rasistów, ale bez utraty szacunku dla powagi poruszanej kwestii. Jak na razie wszystko wskazuje na to, że Juliette stała się Hexenbiest na stałe. Zaczyna powoli odkrywać, co to dla niej tak naprawdę oznacza; wydaje się również, że ma swoją przemianę pod kontrolą. Po raz pierwszy użyła też swoich mocy w starciu z jednym z członków Wesenreinu. Z krótkiej rozmowy z Rosalee dowiadujemy się na razie tylko tyle, że można stać się czarownicą - nie jest to wyłącznie coś, z czym ludzie się rodzą. Poza tym stworzona Hexenbiest może być jeszcze bardziej śmiercionośna niż ta zrodzona. Sam wątek Juliette przedstawia się niezwykle interesująco, a zwrócenie się po pomoc do Renarda jest krokiem zaskakującym. Być może bohaterka liczy na to, że efekt uboczny zaklęcia uda się odwrócić, jej problem zniknie i nie będzie musiała wyjawiać prawdy najbliższym, a zwłaszcza Nickowi. Jedno jest pewne – ten wątek rozbudza ciekawość i każe z niecierpliwością czekać na kolejną odsłonę "Grimma". Czytaj również: Nałogowe oglądanie seriali prowadzi do depresji i samotności Rozpoczęty w poprzednim odcinku wątek Wesenreinu zostaje znakomicie rozwiązany. Wszystkie elementy epizodu dobrze ze sobą współgrają, a każda z postaci może pokazać, na co ją stać. Rozwijany nieśpiesznie wątek Juliette powoduje coraz większe zaciekawienie. Aż chce się więcej!
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj