Pod koniec sezonu "Grimm" przybrał bardzo mroczny ton. Finałowy odcinek pełen był napięcia i emocji, a uśmiercenie jednej z głównych bohaterek, którego można było się po ostatnich odcinkach spodziewać, całkowicie zmienia dynamikę w serialu i pozwala wypłynąć produkcji na głęboką wodę.
"
Grimm" zaskoczył chyba wszystkich kierunkiem, w jakim rozwinięto postać Juliette. Dotychczas stała raczej na drugim planie, jej udział w fabule ograniczał się do romantycznego wątku z Nickiem. W 4. sezonie dzięki przemianie w Hexenbiest wszystko odwróciło się o 180 stopni. To właśnie Juliette w swoim nowym wcieleniu napędzała akcję i była bohaterką, która wzbudzała najwięcej emocji. Jej przemianę, coraz dalej postępującą nie tylko w sile i wyglądzie, ale również w zachowaniu, obserwowało się z ekscytacją. Im bliżej finałowych odcinków sezonu, tym mroczniejszą postacią się stawała, aż do chwili zaakceptowania i złowrogiego wykorzystania swoich mocy. Szalę goryczy przelała wiadomość o ciąży Adalind.
Zawiść w stosunku do innych ostatecznie skierowała ją na drogę destrukcji, która chyba nie mogła skończyć się inaczej. To, co zrobiła matce Nicka, było po prostu wredne i okrutne - nie było możliwości, aby po takim czynie odzyskała zaufanie pozostałych bohaterów serialu. Bitsie Tulloch w nowym wcieleniu wypadała znakomicie i mimo że trochę szkoda, iż nie zobaczymy jej w następnym sezonie, uśmiercenie Juliette było nieuniknione, a dodatkowo pozwala na nową dynamikę w 5. serii. Ciekawie przedstawiono samą scenę śmierci Juliette, pokazując jednoczesną miłość i nienawiść, jaką czuje w stosunku do niej Nick. Oglądając wcześniejsze sezony, każdy chyba przypuszczał, że prędzej czy później ich wątek zakończy się happy endem, więc patrząc na rozwój Juliette w 4. sezonie całościowo, to było ogromne zaskoczenie.
[video-browser playlist="701532" suggest=""]
Cała pogoń bohaterów za rodziną królewską trzymała w napięciu, a scena walki Nicka z Kennethem wypadła znakomicie. Owładnięty żądzą zemsty Nick od początku był w tej bitwie górą, a ostateczne rozprawienie się z zabójcą jego matki przyniosło wyczekiwaną satysfakcję, podobnie jak w przypadku Juliette. Doszło do ciekawej zamiany ról między dwiema głównymi bohaterkami serialu. Juliette przemieniła się w Hexenbiest i stała się główną antagonistką sezonu, z kolei Adalind straciła swoje moce i okazała się być zupełnie nieszkodliwą postacią, która po prostu zrobiła wszystko dla dobra swojego dziecka. Wiele wskazuje też na to, że wreszcie odzyska Dianę, bo co innego miałby z nią zrobić wyciągnięty z kapelusza Meisner? Perspektywa romansu między nią a Nickiem jest chyba teraz nieunikniona i zapowiada się całkiem interesująco.
Świetnie, że wróciła Trubel, choćby tylko po to, aby zabić Juliette. Pozostaje jednak nadzieja, że bohaterka wróci na dobre. W końcu Bitsie Tulloch zwolniła miejsce w stałej obsadzie, a Nick po stracie matki i ukochanej będzie potrzebował wsparcia. Słabo natomiast wypada dość dziwny cliffhanger z powracającą agentką Chavez. Śmierć Juliette była wystarczająco dramatycznym zakończeniem, a jeśli już twórcy uparli się na jakiś dodatkowy cliffhanger, to powinien on naprawdę zachęcać do powrotu do serialu w 5. sezonie. Tymczasem ten zaprezentowany ani nie wzrusza, ani nie porywa - a szkoda.
Czytaj również: „The Flash” – 1. sezon rozgrywał się w alternatywnej linii czasowej
Z uwagi na dwie ogromne straty w życiu głównego bohatera "
Grimm" powinien utrzymać swój mroczny ton w następnym sezonie. Nowe życie Nicka i spodziewane zjednoczenie Adalind z Dianą zachęcają do śledzenia kolejnych odcinków, czego niestety nie można powiedzieć o niepotrzebnym cliffhangerze. Śmierć Juliette udowadnia też, że żaden z bohaterów nie jest bezpieczny, więc emocji nie powinno zabraknąć.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h