Gwiezdne Wojny: Opowieści z Imperium to dwie historie – każda ma po trzy odcinki. Cały koncept podejścia do opowiadania fabuły jest podobny jak w Opowieściach Jedi. Konstrukcja serialu jest taka sama, co dla jednych będzie wadą, dla innych zaletą. Chodzi o to, że odcinki tej produkcji są wręcz ekstremalnie krótkie – ich czas trwania ledwo przekracza 10 minut, więc całość obejrzymy w niecałą godzinę. Ma to jeden atut – nie ma tu miejsca na dłużyzny, nudę czy przeciąganie. Cały czas dostajemy konkrety i to jest bardzo korzystne dla fabuły.  To co jednak wyróżnia cały serial na tle poprzednika, to klimat i atmosfera. Prawdopodobnie po raz pierwszy mamy coś, co jest w stanie prostymi środkami zbudować autentyczne poczucie, że obcujemy z mrokiem, ale nie wykorzystuje do tego banalnych rozwiązań czy oczywistości. Mamy świetnie budowane napięcie i takie doskwierające uczucie rosnącego niepokoju. To kapitalnie działa w Opowieściach Imperium i nadaje temu serialowi charakteru. Pierwsze trzy odcinki opowiadają o Morgan Elsbeth, którą po raz pierwszy poznaliśmy w 2. sezonie The Mandalorian, a która potem odegrała ważną rolę w serialu Ahsoka. Twórcy postanowili pokazać widzom, jak Morgan stała się tym, kim się stała. Co miało na to wpływ? Jak to ją zmieniło? Proste pytania dają nam konkretne odpowiedzi, które w kontekście tego wątku są oczywiste. Po prostu mamy osobę będącą Nocną Siostrą z Dathomiry, więc fani z wiedzą o uniwersum doskonale mogą przewidzieć, co miało wpływ na jej przejście na stronę zła. Ba, prawda jest taka, że jej opowieść nie jest w żadnym momencie zaskakująca i każdy raczej dostanie to, czego oczekuje, bo tego typu upadki bohaterów znamy i nie ma tutaj żadnego niespodziewanego szczegółu. To bynajmniej nie oznacza, że odcinki o Morgan są bardzo złe, po prostu to oczywistość. Pomimo tego jest to opowiedziane z klasą, sensownie i z dobrą dawką emocji. Przyznam, że gdy po raz pierwszy od wielu lat widzę na ekranie generała Grievousa jako potężnego wojownika, który bawi się ofiarą, trudno mi ukryć uśmiech i poczucie naprawy wyrządzonego zła. George Lucas nie wykorzystał potencjału tej postaci w Zemście Sithów. Tam nie miał on tego charakteru rzeźnika Jedi, którego oglądaliśmy w mikroserialu Wojny Klonów Genndy'ego Tartakovskiego. Ten Grievous jest najbliższy tej interpretacji złoczyńcy. Wszystkie trzy odcinki mają określoną tematykę zasugerowaną w tytułach, która dobrze obrazuje postępujący upadek Morgan. Jej kolejne decyzje i bezceremonialne pozbywanie się wrogów to pogłębiają, a widzowie dostają dzięki temu obraz kogoś, kto staje się ofiarą Wojny Klonów. To ona ją ukształtowała i sprawiła, że na zawsze jej motywacje zostały skierowane w stronę mroku. Tak jak świetnie ten wątek pokazuje Grievousa, tak też dobrze ukazuje nam młodszego, wówczas jeszcze admirała, Thrawna. Jako genialnego stratega doceniającego potencjał i który doskonale wie, że w szeregach Imperium jest wielu idiotów marnujących to, co może się przysłużyć osiąganiu celu. Takim sposobem dostajemy wyjaśnienie wielu rzeczy, o których wiemy – nic szczególnego to tak naprawdę nie wnosi, nie było to do niczego potrzebne, ale buduje pełny obraz postaci. 
fot. Disney+
+10 więcej
To co jednak zwiększa ocenę całego serialu to drugi wątek Barrissy Offee. Fani filmowo-serialowej części uniwersum wiedzą, że siedzi ona w więzieniu za atak terrorystyczny – oglądaliśmy to w Gwiezdnych Wojnach: Wojnach Klonów. Czuć, że będzie to coś wyjątkowego w momencie, gdy w pełnej niepokoju scenie Barrissa obserwuje, jak płonie świątynia Jedi w trakcie wykonywania Rozkazu 66. Jej zgoda na dołączenie do grupy, która stanie się Inkwizytorami polującymi na Jedi, nie jest jednoznaczna i prosta. Czy możemy z czystym sumieniem powiedzieć, że Barrissa-terrorystka była na wskroś zła? To buduje fabułę z warstwami, by pokazać kogoś w sytuacji niemożliwej i której dobrze nakreślone motywacje mogą nadawać temu większej głębi. Zszokowała mnie jedna rzecz w jej wątku: zwiastun pokazywał tylko i wyłącznie sceny z jej pierwszego odcinka. Kolejne dwa, mocniejsze, charakterne i emocjonujące stają się angażującą opowieścią, która ocieka klimatem Gwiezdnych Wojen, jakiego prawdopodobnie Jon Favreau, twórca The Mandalorian, nigdy nie zrozumie. Omówienie ich w jakimkolwiek stopniu to czysto spoilerowy rejon, który trudno okiełznać w przedpremierowej recenzji. Dlatego bez szczegółów – czeka Was coś naprawdę dobrego. Konstrukcja całej opowieści może zachwycić, bo obserwujemy coś nieoczekiwanego, co dementuje wszelkie teorie o tym, czy widzieliśmy w innej fabule Barrissę-Inkwizytorkę i idzie w kierunku kompletnie innym, niż można założyć po każdym z trzech odcinków. To pozwala docenić Opowieści Imperium za to, jak świetnie opowiedziano starwarsową historię o kimś, kto szerszemu gronu odbiorców nie jest za bardzo znany. W taki sposób, by móc się wciągnąć, zaskoczyć mroczną atmosferą niektórych wydarzeń (bezwzględność Inkwizytorów perfekcyjnie zobrazowana podczas... masakry) i dwuznacznością w finałowym odcinku. Tak jakby w pewnym sensie ta historia była o wewnętrznej walce dobra ze złem, która toczy się non stop i zawsze jest nadzieja na to, że dobro może zwyciężyć, ale... nie w tym serialu. Opowieści z Imperium to rzecz, w którym zło przytłacza i to bezapelacyjnie.
fot. Disney+
Cieszy też pokazanie, jak w finałowym zwiastunie, że to Darth Vader nadzorował Inkwizytorów i był kimś w rodzaju ich mistrza. Wielki Inkwizytor to tylko jego pionek wykonujący polecenia i koordynujący codzienne prace polowania na Jedi. Całość należała do Vadera, który mógł wykorzystać użytkowników Mocy do osiągania swojego celu. Ten wątek też pokazuje dość zaskakującą kwestię związaną z planowaniem Palpatine'a w okresie trylogii prequeli, a której się nie spodziewałem. Wisienką na torcie jest sam proces werbowania do tej grupy, który został wnikliwie ukazany i każdy ten aspekt jak najbardziej ma sens w kontekście kontroli każdej osoby. Morgan Elsbeth to trochę festiwal oczywistości, ale bynajmniej nie traktuję tego jako jakąś wadę, która by to kompletnie skreślała. Dobrze się ogląda jej wątek i konkretnie, z sensem zostało to opowiedziane. Mrok, niepokój i duże emocje są jednak w odcinkach Barrissy, która pozytywnie zaskoczyła, dając coś pełnego klimatu Star Wars i zarazem coś nie do końca oczywistego w kontekście postaci i prowadzenia kolejnych etapów jej opowieści. Wszystko wykonane w formie naprawdę pięknej animacji, która w porównaniu do innych seriali Star Wars wygląda lepiej, bardziej efektownie i naturalnie. To nadaje temu pewnej wyjątkowości. Koniec końców Opowieści z Imperium to po prostu dobre Gwiezdne Wojny. 
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj