Rynek seriali animowanych skierowanych do najmłodszych widzów to żyła złota dla studiów telewizyjnych i filmowych. Wiedzą o tym dobrze twórcy Świnki Peppy, Piżamersów czy Psiego Patrolu. Jeśli produkcja przypadnie najmłodszym do gustu, to wybłagają u rodziców zakup każdego gadżetu z podobizną swoich ulubionych bohaterów. Na sklepowych półkach pojawią się zabawki, ubrania, płatki śniadaniowe, jogurty czy jajka z niespodzianką. Możliwości monetyzowania popularności jest bez liku. A kto wie na ten temat więcej niż Disney? Nic dziwnego, że wytwórnia Myszki Mickey postanowiła zawalczyć o pieniądze, wypuszczając animację Gwiezdne Wojny: Przygody młodych Jedi skierowaną właśnie do dzieci. I nie oszukujmy się – jest to produkcja wykreowana wyłącznie po to, by nakręcić sprzedaż gadżetów. Na szczęście ma ona jeszcze jakieś walory edukacyjne. Nie jest jedynie chamskim podłączeniem się pod kultową franczyzę. Serial Gwiezdne wojny: Przygody młodych Jedi opowiada o losach czwórki znajomych. Trójka z nich: Kai Brightstar, Lys Solay i Nubs trenują na planecie Tenoo pod bacznym okiem Mistrza Yody i innych nauczycieli, by zostać w przyszłości rycerzami Jedi. Pomaga im w tym młoda pilotka Nash Durango, której Karmazynowy Jastrząb staje się powolutku legendą galaktyki. Razem chronią miasteczko przed atakami złośliwych piratów dowodzonych przez Taborra Val Dorna. Fabuła nie jest może skomplikowana, ale nie takie było jej założenie. Każdy odcinek składa się z dwóch przygód, w trakcie których nasi bohaterzy czegoś się uczą. Założenie serialu jest takie, że widzowie mają nauczyć się, czym jest prawdziwa przyjaźń, a także dowiedzieć się, czemu warto być dobrym i uczciwym. Do tego najmłodsi zrozumieją, że nauka jest kluczem do sukcesu. Serial nie epatuje przemocą. Walki są sprowadzane do niezbędnego minimum – tak by zainteresować młodych widzów, ale nie wpajać im niezdrowych schematów czy nawyków. Jeśli miałbym porównać tę produkcję do czegoś innego, to jest to takie połączenie Pidżamersów z Lwią strażą. Czarne charaktery nie mają tutaj przerażającego wyglądu, by broń Boże nie wystraszyć tych bardziej wrażliwych maluchów. Nawet wygląd Yody został mocno złagodzony.
fot. materiały prasowe
Wizualnie jest bardzo przyjemnie, choć prosto. Tło jest raczej rozmyte, a twórcy nie dbają jakoś znacząco o szczegóły na drugim planie. Starają się nie rozpraszać uwagi widzów. Otoczenie jest kolorowe, postaci zawsze uśmiechnięte i pełne dobrego humoru. Tym samym serial Gwiezdne wojny: Przygody młodych Jedi jest idealną produkcją dla dzieci w przedziale wiekowym 4-6 lat. Do tego podzielenie każdego odcinka na pół daje możliwość większego skupienia się na tym, co się dzieje na ekranie. Na tle projektów z tej samej półki gatunkowej produkcja z rycerzami Jedi wypada solidnie, ale nie jakoś ekstra. Nie ma w niej nic, co by zachwyciło mnie i moje dzieci, ale nikt też nie chciał przerwać seansu. Siedem odcinków oglądało się przyjemnie, choć żaden z bohaterów nie zapisał się nam w pamięci. Większość z nich jest przeciętna. Nie ma charakteru czy jakiejś cechy, dzięki której widz chciałby w swojej wyobraźni zostać takim młodym Jedi. Oczywiście w każdym odcinku jest wymachiwanie mieczami świetlnymi, używanie mocy itp. A jednak czegoś brakuje. Nie ma w tej bajce ducha Gwiezdnych Wojen. Ot, taka rozrywka na raz. Nie jestem do końca przekonany, że o to właśnie chodziło Disneyowi, ale wiem, że wytwórnia z pewnością znajdzie sposób, by ten produkt bardziej uatrakcyjnić i wyeksponować.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj