Zakończenie drugiego sezonu „Hannibal” było końcem pewnego etapu tej opowieści. Lecter został zdemaskowany i musiał uciekać, pozostawiając za sobą mocno pokrwawione ciała pozostałych bohaterów. Kto z nich przeżył? Pewnie większość, ale przez te miesiące żyliśmy w niepewności. I nie będzie wielkim spoilerem, jeśli powiem, że na te odpowiedzi trzeba będzie poczekać jeszcze trochę, bo pierwszy odcinek trzeciego sezonu koncentruje się całkowicie na Hannibalu Lecterze i jego przygodach w Europie. I to w towarzystwie dr Bedelii (Gillian Anderson), niegdyś jego własnej terapeutki, a teraz życiowej partnerki. Bedelia niby wiedziała, z kim ma do czynienia, uciekając z Hannibalem, ale chyba jednak nie do końca była świadoma tego, na co się pisze... Twórca serialu, Bryan Fuller, bawi się świetnie. Nami i z nami. Już pierwsze ujęcia nowego sezonu - kilkanaście sekund od wnętrza motoru Lectera po panoramę Paryża - przypominają nam, z jakim serialem mamy do czynienia. To historia pełna pięknych, wystylizowanych do granic przesady (a czasem te granice przekraczających) kadrów; historia nadzwyczaj estetyczna i smaczna, która w samej swej istocie przecież dla równowagi momentami przekracza granicę dobrego smaku. Wystarczy kilka minut obcowania z tą fabułą i tym sposobem opowiadania, by poważnie się zastanowić, jak na to odpowie David Lynch w swoim nowym „Twin Peaks”. Gdy „Hannibal” startował dwa lata temu, w recenzjach powtarzały się opinie o mocnej inspiracji klasycznym serialem Lyncha. Przez te dwa sezony Fuller przestał inspirować się „Twin Peaks” - on je po prostu przeskoczył, a w trzecim idzie jeszcze dalej. Mam wątpliwości (i to poważne), czy Lynch będzie potrafił sięgnąć tego poziomu. [video-browser playlist="703529" suggest=""] Ale tu nie o Lynchu, a o nowym odcinku. Lecter świetnie się bawi zarówno we Francji, jak i we Włoszech, a w retrospekcjach jeszcze uroczo biesiaduje z doktorem Gideonem (Eddie Izzard), podczas gdy w menu jest tenże doktor Gideon – niełatwo to wytłumaczyć, ale trzeba zobaczyć (zwłaszcza ślimaki). Wszystko to jednak przebija sekwencja, w której Lecter i Bedelia podejmują gościa na kolacji. Szczegółów fabuły nie będę tu zdradzał, ale przyjrzyjcie się grze Mikkelsena w tej scenie. Jego spojrzenia i uśmiechy są subtelne i równocześnie genialnie podkreślają dwuznaczność całej sytuacji. Za tę jedną scenę temu odcinkowi należy się o kilka gwiazdek więcej. Czytaj również: Premiera serialu „Hannibal” jednocześnie w USA i w Polsce "Antipasto" to idealne otwarcie nowego sezonu, a choć nie ma w nim jeszcze żadnej z pozostałych postaci, do których przez te dwa lata się przyzwyczailiśmy, to i tak jest świetnie. Przeniesienie akcji do Włoch zdecydowanie dobrze zrobiło tej opowieści. Miejmy nadzieję, że reszta bohaterów również odnajdzie się w nowej sytuacji i "Hannibal" z odcinka na odcinek będzie jeszcze lepszy. Choć naprawdę trudno to sobie wyobrazić.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj