"Hannibal" w pierwszych dwóch odcinkach skupiał się na parze głównych postaci – najpierw swoje pięć minut dostał Lecter, następnie zaś Will Graham. W odcinku „Secondo” dwójka naszych bohaterów dostaje po równo czasu antenowego, a i kolejna ofiara Hannibala pojawia się na horyzoncie. Na szczęście nie jest to żadne przywidzenie – Jack Crawford wraca, tym razem nie ścigając Hannibala, lecz szukając swojego przyjaciela, i widać po nim, jak bardzo został złamany w noc jego wizyty u seryjnego mordercy, kiedy sam otarł się o śmierć. Laurence Fishburne w tej roli jest teraz spokojny, cichy i powolny. Nie ma zamiaru mieć nic wspólnego z Lecterem, choć przeczuwam, że na samych poszukiwaniach Willa się nie skończy. Co ciekawe, wątek tego drugiego nie jest specjalnie porywający. Drugi odcinek, owszem, miał swoje momenty, szczególnie w chwilach rozmów z Abigail, jednak Graham na razie niespecjalnie błyszczy – o wiele ciekawszą postacią wydaje się być Chiyoh, która wzorowana jest na Lady Murasaki z książek Harrisa. Może dlatego Will przestaje być atrakcyjną postacią, gdyż sam staje się antagonistą – poszukiwanie Hanniego (wybaczcie to zdrobnienie, musiałem), jego zależność od niego oraz przejawianie tych samych zachowań, co on (ciekawość, czy Chiyoh zabije, czy nie, „udekorowanie” miejsca zbrodni), nie do końca pasuje głównemu bohaterowi. Wspólna fascynacja przemienia się w pełną zależność. Jednak z drugiej strony także i Hannibal wydaje się być pod wpływem Willa – obaj muszą się wreszcie z tego impasu uwolnić. Ten pierwszy ma już na to sposób. Wątek Lectera i Badeli po prostu zachwyca – przede wszystkim ze względu na niezwykłą relację między tą dwójką, która pozwala na znaczne pogłębienie postaci Hannibala. Widać, że także Bryan Fuller spełnia się najbardziej, pisząc scenariusz właśnie tym postaciom. Każdy dialog, jak zwykle, oscyluje wokół pretensjonalnego bełkotu i groteski, jak choćby rozmowa w końcowej scenie, a makabryczny humor w trakcie kolacji z profesorem Sogliato po prostu rozłożył mnie na łopatki. Trio Fuller-Mikkelsen-Anderson jest stworzone do takich rzeczy. [video-browser playlist="717110" suggest=""] Do takich rzeczy nie jest stworzona jednak telewizja NBC - przynajmniej co odcinek tak mi się wydaje i ciągle zachodzę w głowę, jak to jest możliwe, że serial taki jak "Hannibal" emitowany jest w telewizji ogólnodostępnej. Nawet nie chodzi już o tematykę czy ukazywaną makabrę, ale o styl, który pewnie dla wielu jest – posługując się serialowym żargonem – nie do przetrawienia. Narracja jest niezwykle powolna, a gdyby wyciąć wszelkie zagrania mające być tylko i wyłącznie ornamentami, każdy odcinek trwałby dwa razy krócej. Ale jak już wspominał Oskar przed tygodniem cytat z premiery trzeciego sezonu "Hannibal", względy etyczne już dawno straciły na znaczeniu, teraz liczy się estetyka. Warto dodać, że bohater odpowiedział wtedy, że etyka i estetyka są tożsame – i pewnie to chce nam pokazać Bryan Fuller, tworząc serial jedyny w swoim rodzaju. A jednak ten brak akcji może odrobinę męczyć – wszystko świetnie się układa i spodziewam się nadzwyczajnego sezonu, ale ta nadmierna estetyzacja z czasem może irytować, jeśli będzie dominować nad fabułą. Liczę, że od następnego odcinka będzie dziać się więcej – w końcu w środku sezonu czeka nas zupełnie nowy wątek i przeskok w czasie, wiec przydałoby się doprowadzić do punktu kulminacyjnego, zanim nadejdzie ta zmiana. Z takim tempem serial mógłby mieć nawet 20 odcinków, a i tak nie doszlibyśmy do konkluzji. Czytaj również: „Hannibal” – co dalej z serialem? Czy będzie 4. sezon? Już po napisaniu recenzji pojawiła się informacja o skasowaniu serialu. Czy trzeci sezon będzie ostatnim? Trudno wyrokować – wydaje się, że popularność "Hannibala" jest tak wielka, że na przejęcie zdecyduje się któryś z serwisów takich jak Netflix czy Amazon. Na razie jednak cieszmy się bieżącą serią.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj