Z ręką na sercu przyznaję się do tego, że do serialu Harley Quinn podchodziłem z ogromnym dystansem. Ostatnie filmy animowane oparte na komiksach DC w przeważającej większości pozostawiały bowiem sporo do życzenia, a fenomen produkcji Young Justice: Outsiders polegał przede wszystkim na ogrywaniu naszych sentymentów. Śpieszę jednak donieść, że nie mogłem się w moich przypuszczeniach bardziej pomylić. Pierwsza odsłona serii o komiksowej antybohaterce to jakaś przedziwna i znakomita w swojej mocy sprawczej mieszanka świeżego powiewu w świecie trykociarzy i subtelnego puszczania oka w stronę ich miłośników. To trochę tak, jakby Harley Quinn okazała się nieślubnym dzieckiem powieści graficznych z ery New 52 i produkcji Batman: Odważni i bezwzględni, której duchowym ojcem jest w dodatku legendarna animacja Batman z lat 90. Dostajemy tu wszystko to, za co tytułową postać kochamy - wymykające się spod kontroli szaleństwo, przerysowane do bólu pozy i dialogi, przetrąconą miłosną relację z Jokerem, a do tego dochodzą takie kwiatki, jak mocno wczorajszy komisarz Gordon, który ma problem z użyciem bat-sygnału. Serial cechuje się również unikalną estetyką przemocy, która potęguje wrażenie, że fabuła zamienia się w prawdziwą jazdę bez trzymanki. Jestem pewien, że po premierowym odcinku poprosicie o więcej, nawet jeśli przed tą produkcją będziecie musieli chronić swoje dzieci. Nie może być inaczej, skoro w sekwencji otwierającej, po nieudanej próbie złupienia jachtu, Harley siecze przeciwników z wdzięczną miną fanatyczki zadawania bólu; wtóruje jej kontrolujący wydarzenia Książę Zbrodni, który raz po raz zapewnia kobietę o swojej miłości. Klasyczny schemat: dosłownie i w przenośni z nieba spada Batman, który rozpędza towarzystwo, by pannę Quinn oddać później do Azylu Arkham. Joker, rzecz jasna, ucieka w swojej groteskowej łodzi podwodnej, która wydaje dźwięki kojarzące się z obwoźnymi sprzedawcami lodów. Surrealizm powyższych scen uderza do tego stopnia, że jedni powiedzą o kwintesencji komiksowej Harley, inni zaś, co bardziej kolokwialni, użyją w tym momencie słowa "sztos". Dalej jest jeszcze lepiej - przebywająca w Arkham antybohaterka wciąż czeka na swojego wybawcę, który miał przecież pojawić się tu "następnego dnia przed śniadaniem". Po roku wyzwolenie ze strony Jokera nadal jednak nie nadchodzi... Na drugim planie przewija się cały szereg doskonale nam znanych postaci, z Poison Ivy i mającym coraz większy wpływ na ekranowe wydarzenia Riddlerem na czele. Pierwsza z empatią podchodzi do fatalnego położenia emocjonalnego Harley, drugi zaś postanawia udowodnić, że to właśnie mu należy się miano największego przestępcy w Gotham. Dodajcie jeszcze do tego wszystkiego psychologiczne odwołania do genezy Quinn i jej wizualną ewolucję, a zdacie sobie sprawę, że właśnie natrafiliście na animowaną perełkę. 
Źródło: DC Universe
+10 więcej
Działa tu niemal wszystko - oceniając warstwę wizualną miłośnicy komiksów relatywnie szybko dojdą do wniosku, że na ekranie serwuje się im ujęcia wyglądające jak kolejne kadry z powieści graficznych w ich współczesnym wydaniu. Sporo tu karykatury i kresek wzmacniających sekwencje uderzeń, jeszcze więcej mniej lub bardziej zawoalowanych odniesień do ikonicznych lokacji czy nawet konkretnych póz bohaterów. Twórcy bawią się konwencją do tego stopnia, że metamorfozę głównej bohaterki zaklinają także w jej kostiumie. Najpierw Harley paraduje więc w stroju znanym z animacji Batman, by w finałowym akcie pokazać się Jokerowi w wydaniu na modłę komiksowej ery New 52. Jeszcze lepiej jest w aspekcie fabularnym, przy czym poszczególne wydarzenia nie mają tak wielkiego znaczenia jak choćby w Lidze Młodych - z drugiej strony narracja nie przybiera też fragmentarycznego wymiaru. To przede wszystkim, przynajmniej na razie, opowieść o uwalnianiu się tytułowej antybohaterki spod jarzma Jokera, w której fundamentalną rolę powinna odgrywać jej przyjaźń z Poison Ivy. Najbliższe tygodnie pokażą, w jakim kierunku będzie zmierzać ta relacja; póki co jej dynamika i zmiany akcentów prezentują się w tej historii wyśmienicie.  Trzeba też odnotować doskonałe popisy głosowe członków obsady. Kaley Cuoco jako Harley radzi sobie kapitalnie, zwłaszcza w tych scenach, które mają oddać swoiste zawieszenie jej postaci pomiędzy przeszłością a przyszłością. Quinn jest więc tak zagubiona, jak i pewna siebie; zadziorna, jak i pozornie niewinna; odważna i wątpiąca jednocześnie. Świetnie wypadają również Alan Tudyk jako Joker oraz Calendar Man, Lake Bell w roli Poison Ivy czy obdarzający głosem Batmana Diedrich Bader. Wszyscy z nich z pobytu w studiu nagrywającym mieli najwidoczniej wielką frajdę, choć chyba na tym polu przegrywają z dokonaniami J.B. Smoove'a (Frank the Plant) i Christophera Meloniego (komisarz Gordon). Dwaj ostatni aktorzy sprawnie lawirują na granicy powagi i kontrolowanego przerysowania swoich bohaterów, co owocuje naprawdę humorystycznymi interpretacjami.  Serialowa Harley Quinn weszła w naszą superbohaterską świadomość z przytupem, siłą rzeczy rozbudzając apetyty na kolejne udane odsłony. Z doniesień amerykańskich portali popkulturowych możemy wywnioskować, że pierwszy odcinek produkcji DC Universe jest jednym z najlepszych w całym premierowym sezonie, a niektórzy krytycy, choć całkiem dobrze przyjęli opowieść, mają pewien kłopot z rozwojem przynajmniej niektórych wątków i sposobem ekspozycji tytułowej antybohaterki. Nie zmienia to jednak faktu, że Harley Quinn to jak na ten moment naprawdę udana próba połączenia komiksowego dziedzictwa i dostosowania go do zmieniającego się ducha czasu. Idę o zakład, że tę animowaną wersję postaci z pełną mocą pokochacie - czas pokaże, czy nawet bardziej niż jej odpowiedniczkę z Kinowego Uniwersum DC. 
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj