Jest rok 1763. Margaret Wells (Samantha Morton), właścicielka domu uciech zamierza zmienić adres interesu i przenieść się do zdecydowanie bardziej atrakcyjnego domostwa w Soho. Firma musi mieć atrakcyjną lokalizację, a przede wszystkim nie wyglądać jak obskurna rudera. Klientela wraz z nowym adresem także zacznie reprezentować wyższą klasę społeczeństwa, a co za tym idzie, wzrośnie prestiż domu publicznego Margaret. Trzeba wspomnieć, że to wyjątkowo twarda kobieta, która ma dwie córki. Jedna z nich, wyjątkowo urodziwa Charlotte (Jessica Brown Findlay) już od dawna jest samodzielna, a bogate i wystawne życie przez nią prowadzone jest efektem umiejętnego wyciągania pieniędzy od mężczyzn. Druga córka, Lucy (Eloise Smyth), jest jedyną w tym odcinku dziewicą, o czym trzeba wspomnieć, ponieważ kłopoty finansowe jej matki przyśpieszają "debiut" dziewczyny. Innymi sowy – za prawo do odebrania jej cnoty mężczyźni muszą słono zapłacić. Są to sumy niebotyczne, jak na ówczesne czasy. Interes Margaret posiada też konkurencję, która zrobi wszystko, aby ją zniszczyć – Lydia Quigley (Lesley Manville), jej była pracodawczyni oraz właścicielka ekskluzywnego przybytku ma zupełnie inne podejście do profesji, którą parają się jej dziewczęta. Są niczym luksusowe kurtyzany, oczytane, wyedukowane, znające język francuski. Lydia Quigley oraz jej pracowniczki, wypielęgnowane, obwieszone najdroższymi klejnotami, w wymyślnych sukniach wyglądają niczym z innego świata, a istnienie konkurencyjnego interesu byłej podopiecznej Lydia znieść nie może… Harlots przedstawia seks jako towar, który niczym przedmioty na półkach jest mniej lub bardziej dostępny, w zależności od jego jakości. Nie należy się tu spodziewać żadnych subtelności, ponieważ nawet bardzo liczne sceny łóżkowe są pozbawione wszelkiej dozy romantyczności, stając się zwyczajną biologiczną potrzebą, kierowaną silnym popędem seksualnym. Nie ma żadnego ugrzecznienia – realia XVIII-wiecznej Anglii były okrutne, a kobiety radziły sobie jak mogły, aby przeżyć. Margaret Wells jest niczym prezes w dobrze prosperującej firmie, która jest zdecydowanie rozdartą wewnętrznie osobą. Z jednej strony prowadzi dom publiczny, a z drugiej, nie odda swojej córki Lucy byle komu, a jeżeli musi, to z bólem serca, ponieważ do tego zmusiła ją sytuacja finansowa. Sama Lucy jest też bardzo interesującą postacią. Doskonale wie, co ją czeka i nie jest na to gotowa, ale godzi się na wszystko bez słowa sprzeciwu, ponieważ wie, że nie ma innego wyjścia. Jest trochę taką owieczką, która idzie na rzeź. Jej siostra Charotte to zupełnie inna para kaloszy – zbuntowana, niestroniąca od uciech, pełna pretensji do matki. Każda bohaterka jest inna, bo każda reprezentuje inne podejście do życia. Serial bez ogródek pokazuje, jak ciężkie było ich życie w tamtych czasach. Mężczyźni za to są na razie jedynie koniecznym dodatkiem do fabuły – obleśni, choć z kilkoma odrobinę bardziej ucywilizowanymi reprezentantami, stanowią tylko nędzny ułamek męskiego świata pokazanego na ekranie. To jest historia kobiet o kobietach, więc to przede wszystkim na nich skupia się fabuła. A jest ona pięknie oprawiona wizualnie – kostiumy (zwłaszcza te należące do bohaterek domu Lydii Quigley oraz do niej samej) robią wrażenie, a same panie (oraz panowie!) wyglądają nieraz jak marmurowe posągi z makijażem, z racji upudrowania każdego skrawka twarzy, czerwonej szminki oraz peruk. Tacy wypielęgnowani mężczyźni są niczym marionetki z teatru, a i niewiele więcej w nich osobowości, niż w kukiełkach. Twórczynie zastosowały też znany z wielu seriali kostiumowych zabieg, czyli dodanie współczesnej muzyki do rozgrywanych wydarzeń, ale nie przeszkadza ona szczególnie w odbiorze. Fani Peaky Blinders są już do tego przyzwyczajeni. Pierwszy odcinek produkcji to zaledwie zalążek wydarzeń, przede wszystkim konfliktu Margaret Wells z Lydią Quigley. Na razie trudno określić, w którą stronę Harlots się uda, choć zwiastun przyszłych odcinków sugeruje mnóstwo dramatów. Premierowy epizod zapowiada przede wszystkim serial solidny oraz pełen intrygujących postaci, a seks nie jest głównym tematem, lecz pretekstem do pokazania życia XVIII-wiecznych bohaterek, dla których pieniądze są jedynym sposobem nie tylko na przeżycie, ale i udowodnienie, że potrafią coś w życiu osiągnąć (jakkolwiek smutno to brzmi). Harlots grozi jednak tradycyjny już przerost formy nad treścią. To zdecydowanie solidna produkcja, którą warto się zainteresować, o ile nie zmieni się w telenowelę. Na razie jest przyzwoicie.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj