"Hawaii 5.0" ("Hawaii Five-0") w świątecznym odcinku oferuje to, czego możemy spodziewać się po tym serialu: dużo umiarkowanego banału podkreślającego wagę rodzinnych relacji. Twórcy nas do takich zabiegów przyzwyczaili i prawdopodobnie ten odcinek bez takich motywów byłby co najmniej dziwny. Kupuję bez wahania humorystyczny wątek Steve'a (Alex O'Loughlin) i Danno (Scott Caan) związany z choinką. W tym tak naprawdę zaskoczyć może impulsywne zachowanie Steve'a, który łamie prawo po to, by jego przyjaciel miał porządne drzewko. Trochę mi to nie pasuje do bohatera, który - choć gdy przychodzi co do czego, rzuca się w ogień za przyjaciół i ojczyznę - nigdy nie okazywał takiej lekkomyślności. Sam wątek jednak jakoś dziwnie tutaj pasuje i się sprawdza - zwłaszcza gdy spojrzymy na śledztwo puszystego gliniarza. Typowy humorystyczny, momentami zabawny, momentami chyba zbyt infantylny motyw, ale spełniający swoje zadanie. Problem mam ze sprawą odcinka, która jest okrutnie sztampowa. Dawno nie widziałem w "Hawaii 5.0" (a już na pewno nie w tym niezłym sezonie) historii tak przewidywalnej i opartej na banałach. Przede wszystkim brak tu czegoś, co mogłoby zaintrygować. Postacie czarnych charakterów są nieprawdopodobnie mdłe, a opowieść jest oklepana w bardzo negatywnym znaczeniu. Z tego powodu nie można wciągnąć się w historię i dać się ponieść wydarzeniom, które winne były nam emocje, a nie oczywistości. Scena ze spotkaniem konia i jego właściciela to już przekroczenie granicy stworzonej przez ten serial. Zbyt ckliwa i przesadzona.

[video-browser playlist="638180" suggest=""]

Na plus zaliczyć należy wątek Maxa (Masi Oka), któremu ostatnio poświęcano niewiele czasu, a postać zawsze wzbudzała wiele mojej sympatii. Wstawienie tutaj rywalizujących ze sobą lekarzy podczas sprawy dobrze rozluźniało atmosferę, wprowadzając komiczną nutkę, która wybijała ten wątek z marazmu. Naturalnie wszystko ostatecznie skierowało się na dość przewidywalne tory, ale czy to tak naprawdę źle? Niby fajnie byłoby zobaczyć, jak Max dojrzewa (choć jego emocjonalność w tym odcinku i tak była wyraźna), ale to też pozbawiłoby tej postaci jakiegoś uroku, a nie o to chodzi w "Hawaii 5.0". O ile wiele elementów tego wątku działało wyśmienicie, to końcówka przyprawiła o ból głowy. Uwielbiam popkulturowe smaczki w serialach różnego gatunku, ale tutaj odtworzenie sceny z uniwersum "Star Trek" wyszło strasznie sztucznie, wręcz żenująco. Brakowało w tym płynnego przejścia pomiędzy wydarzeniami, które usprawiedliwiłoby geekowskie cytowanie i nadałoby mu wagi. A tak jest wrażenie wciśnięcia tego motywu na siłę, bo to Max i tak trzeba. Czytaj również: Michael Imperioli z rolą w „Hawaii 5.0″ Jak początek tego sezonu mnie zachwycił ciągłością fabularną i fajnymi pomysłami na samodzielne historie, tak para momentalnie uleciała z serialu po 100. odcinku. Oby był to tylko okres przejściowy i twórcy rychło zaskoczyli nas kolejnymi historiami, które pokażą siłę "Hawaii 5.0".
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj