"Hawaii Five-0" utrzymuje ciągłość w wątku Yakuzy. Przyznaję, że idzie to w ciekawym kierunku, bo w końcu scenarzyści dają coś do roboty Adamowi, który wychodzi ciut z cienia idealnego męża Kono. Co prawda każdy kolejny etap historii Adama w tym odcinku jest przewidywalny, ale to nie przeszkadza, bo w końcu rozruszano tę postać i wprowadzono trochę dramaturgi mającej szansę jeszcze się rozwinąć. Prowadzenie narracji serialu z wyraźnym zaznaczeniem ciągłości i większej historii wpływa korzystnie na jakość. Ta ciągłość jest też odczuwalna w sprawie odcinka, a to bardzo cieszy. Właśnie takiego prowadzenia historii oczekuję po "Hawaii Five-0", bo jest ono potrzebne, aby wyrwać tę produkcję ze schematów. Lepiej ogląda się sprawę, która wychodzi od czegoś, z czym bohaterowie mieli już do czynienia. Samo prowadzenie jest nieźle i choć rozwiązanie jest raczej typowe, to brak przewidywalności i mimo wszystko oczywistych zabiegów sprawia, że wątek wciąga i zapewnia odpowiednią dawkę rozrywki. Udaje się twórcom nawet zgrabnie pokazać wpływ odejścia Catherine na Steve'a, który w kilku scenach odczuwa jeszcze skutki, ale jak na twardziela przystało, daje radę. Te zwykłe, często zwyczajnie rodzinne momenty pomiędzy bohaterami czasem są zmorą "Hawaii Five-0", ale tutaj ładnie to działa i ma pozytywny wydźwięk, który może się podobać. "Hawaii Five-0" zalicza naprawdę niezły odcinek, w którym każda z postaci ma coś interesującego do roboty, a nieobecność Danny'ego nawet okazuje się zbawienna, bo pozwala pokazać kogoś innego na pierwszym planie. Ciekawie i z humorem - tak jak trzeba.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj